1 października 2018

Ulubione kosmetyki lata, które sprawdzą się także jesienią





























Pisząc ten post siedzę pod kocem, a gorąca kawa stoi obok na stoliku, jesień przyszła w tym roku tak nagle, kończąc lato, które przecież tak bardzo nas rozpieściło. Wakacje były dla mnie bardzo intensywne, pracowite, ale zdecydowanie mogę powiedzieć, że udane. Praca, praca i jeszcze raz praca, ale był też czas na chwilę odpoczynku, a koniec wakacji zwieńczony był przeprowadzką, która owszem, trochę dała w kość, ale końcowy efekt przyniósł mnóstwo zadowolenia i satysfakcji. Także w nowy sezon wchodzę pełna energii, z głową pełną pomysłów i planów na nadchodzące miesiące. A Was zapraszam na post z moją pielęgnacją wakacyjną, którą z powodzeniem kontynuuję już w jesiennym klimacie. 

Kto z nas nie lubi wziąć orzeźwiającego prysznica w gorący dzień? (Jakże już tęsknię za latem!) A do tego prysznic cudownie pachnący cytrynową lemoniadą? Tak właśnie pachnie Orzeźwiający Olejek pod Prysznic naszej rodzimej marki Clochee, która nie dość, że jest z mojego rodzinnego Szczecina, to jeszcze tworzy kosmetyki w 100% naturalne, z najwyższej jakości składników. Nie inaczej jest w przypadku tego olejku, gęsty, konsystencją trochę przypomina lekki żel, cudownie napakowany olejem z migdałów i olejem z sezamu, bardzo delikatnie oczyszcza skórę pod prysznicem nie naruszając jej warstwy hydrolipidowej, delikatnie się pieni, w kontakcie z wodą zamienia się w aksamitną pianę, która dosłownie otula nasze ciało. Zapach tak mnie zaskoczył, piękny, pachnący cytrusami, ale też migdałem, słodkością, no musicie to poczuć na własnym ciele, obiecuję, że nie zawiedziecie się. Skóra po prysznicu nie jest ściągnięta, przesuszona, czy podrażniona. Wręcz przeciwnie-jest miękka, nawilżona, gładka, pachnie oczywiście niebiańsko. Kosmetyk ten będzie idealny na jesienny czas, kiedy zaczynamy nosić swetry, spodnie, a skóra zaczyna być nieprzyjemnie przesuszona. Zapach zdecydowanie będzie mi przypominał gorące dni i słońce!

Lato to wbrew pozorom ciężki czas dla włosów. Słońce, słona woda, częste związywanie bardzo je osłabiają i po lecie często są przesuszone i łamią się. Z pomocą przychodzi duet polskiej firmy BasicLab, która zajęła się produkcją kosmetyków tylko do włosów, stawiając na konkretne ich problemy i na konkretne cele.W wakacje miałam okazję używać duetu Capillas do włosów osłabionych, z tendencją do wypadania. Kosmetyki tej marki nie posiadają SLS, SLES, MiTu czy parabenów, za to przepełnione są składnikami naturalnymi, jak m.in. kofeina, żeńszeń, które sprawić mają, że nasze włosy będą gęste, lśniące i pełne życia. Przyznać muszę, że szampon jest genialny! Bardzo dobrze oczyszcza włosy, ale nie są one sztywne czy splątane, a lekkie, sypkie, odbite od nasady. Odżywka nie obciąża włosów, a dodaje im blasku i lekkości. Naturalne szampony będą idealne jesienią, aby przywrócić skórze głowy balans i ukojenie, a włosy wzmocnić i dodać im blasku. 

Moja skóra jest bardzo sucha, wiem to nie od dziś, ale w tym roku płata mi ogromne figle i chyba już z wiekiem traci stopień nawilżenia totalnie, dlatego moje ukochane naturalne kremy nawilżające odstawiłam na rzecz sprawdzonego kosmetyku do zadań specjalnych, który zawsze ratuje moją skórę z opresji. Mowa o nawilżającym kremie do twarzy marki La Roche Posay Hydraphase. Krem przeznaczony jest do skóry suchej i bardzo suchej, alergicznej, podrażnionej, wrażliwej. Uwierzcie, radzi sobie z przesuszoną i podrażnioną skórą jak żaden inny! Natychmiast wygładza skórę i nawilża ją, koi, czy to po opalaniu, czy po zimnym, jesiennym wietrze. Utrzymuje ją nawilżoną przez wiele godzin, świetnie się wchłania, nie jest tłusty. Pachnie bardzo subtelnie, sprawdza się pod każdym makijażem. Zdecydowanie będę kontynuować pielęgnację z jego udziałem jesienią, kiedy to skóra wymaga specjalnej troski i ukojenia. Krem ten występuje w dwóch wersjach, lekkiej i bogatej. Posiadam tą drugą. Ogromnie polecam. 

Bielenda w te wakacje zaskoczyła mnie chyba bardziej niż pogoda! Drogeryjna marka, dostępna w każdym Rossmannie, wypuściła serię Vegan, wypełnioną po brzegi naturalnymi składnikami. I tak kupiłam masło do ciała z tej serii, z masłem karite na głównym miejscu w spisie INCI. Jakże przyjemna konsystencja tego balsamu i jakże cudowny zapach, a także działanie! Super się wchłania, pozostawiając delikatną warstwę ochronną na ciele, wygładza skórę, regeneruje ją, uelastycznia. Zapach jest delikatne, bardzo przyjemny, przyjemna jest także cena tego kosmetyku, możemy go kupić za ok 16 zł! Latem ratował moją skórę po słonecznych kąpielach, jesienią będzie cudownie otulał ją swoim kojącym zapachem. 

A jeśli o zapachach mowa, to moje ukochane Chanel mają konkurencję w postaci zapachu Yde2 polskiej marki Fridge! Perfumowana woda z nutą porzeczki, lukrecji, otulającego orzecha i kroplą słodkiej wanilii. Wszystko to sprawia, że zapach ten, lekki i przyjemny był nie tylko latem, ale jesienią będzie otulał jak sweter, tworząc woalkę z drzewa sandałowego i frezji. Cudowny zamiennik i coś wyjątkowego, jestem bardzo ciekawa innych zapachów tej polskiej firmy. 

Jak widzicie letnia pielęgnacja nie musi być ograniczona tylko do jednego sezonu! Wszystkie kosmetyki bardzo Wam polecam i zachęcam, wypróbujcie je. To hity pod każdym względem (i sezonem;)


25 lipca 2018

Świeże kosmetyki i Lush Botanicals




























Kosmetyki prosto z lodówki. Tak świeże, jak świeże może być jedzenie, które w niej przechowujemy. Bo właśnie tak odżywcze dla skóry mają być, mamy czerpać z nich to co najlepsze, a skóra dzięki nim ma odzyskać blask, nawilżenie i przede wszystkim ma oddychać. Dlaczego świeże? Bo są tworzone w tak zaprojektowanym procesie technologicznym, aby nie następowała utrata wartości odżywczych i energii roślinnej.

Nowa, rodzima nasza marka Lush Botanicals, zadbała właśnie o to, aby w produkcji nie podgrzewać do wysokich temperatur olejów, ekstraktów roślinnych czy hydrolatów, a jedynie minimalnie i krótko. To wszystko sprawia zachowanie cennego roślinnego dobra, które ma zrobić wiele dla skóry.

Przez prawie dwa miesiące miałam okazję testować trzy produkty marki Lush Botanicals, krem na noc Starlight, serum pod oczy Stardust oraz sok odświeżający, tonik, Juice in Motion.

Zacznę od toniku Juice in Motion, bo z tej trójki to mój ulubieniec. Wieczorem po demakijażu wspaniale koił skórę, rano, po umyciu twarzy pianką świetnie ją orzeźwiał i chłodził. Tonik bazuje na soku z aloesu, którego właściwości znane są od wieków. Cudownie koi, nawilża skórę, leczy ją. Do tego oleje, takie jak olej z pestek moreli, pestek arbuza i pestek winogron, oraz ekstrakty z pestek guarany, z owocu pomarańczy i pestek grejfruta, ze słodkiego migdała, z owocu winogrona i mleczka pszczelego. Sami przyznajcie, że kompozycja brzmi jak genialny i zdrowy koktaj, który można by wypić! A pije go nasza skóra, bo po przetarciu nim twarzy jest ona nawilżona, ukojona, gładka i odświeżona. Można się od niego uzależnić, zauważyłam, że w dni, gdy nie noszę makijażu sięgam po niego tak często, jak to możliwe, zwłaszcza w upały. Jeżeli szukacie dobrego, łagodnego toniku przeznaczonego do każdego typu cery, koniecznie go wypróbujcie, rewelacja!

Krem odżywczy na noc Starlight spisał się u mnie równie dobrze. Gęsty, treściwy, zdecydowanie dla skóry normalnej bądź suchej, bardzo silnie nawilża, odżywia i regeneruje. W składzie również same wspaniałości, bogactwo olejów, ekstraktów roślinnych i owocowych, witamin a także kwas hialuronowy, który robi tu świetną robotę. To idealny krem na noc, bogaty, otula zmęczoną cerę po całym dniu, koi ją i świetnie nawilża. Do tego zapach, cudowny, owocowy z nutą drzewa sandałowego, genialnie relaksuje. Dla mojej bardzo suchej skóry ten krem to świetna dawka, która dotleniła ją i zregenerowała. Krem nie zapchał mojej cery, nie spowodował podrażnień, nie uczulił. Za to wygładził ją do granic możliwości, a rano po umyciu nie była ściągnięta. Bardzo przyjemny kosmetyk dla osób ze skórą wymagającą, lubiących bogatsze konsystencje.

Ostatni kosmetyk tej firmy, który miałam przyjemność testować to serum pod oczy Stardust i dla mnie z tej całej trójki to chyba najsłabsze ogniwo. Sam kosmetyk, tak jak jego poprzednicy skład ma obłędny, nie ma się do czego przyczepić. Między innymi oleje z opuncji, pestek granatu, pestek kiwi, ektrakty z zielonej kawy i guarany, wielocząsteczkowy kwas hialuronowy. Wszystko byłoby super, gdyby nie konsystencja oraz dozowanie tego kosmetyku. Mimo, iż kosmetyk nazwany jest przez producenta serum, to jest to po prostu konsystencja bogatego kremu, dla mnie, mimo bardzo suchej skóry, chyba zbyt bogatej pod oczy. Choć winię za to trochę wydajność produktu przy samej aplikacji, ciężko jest wydozować minimalną ilość kosmetyku, porcja, którą serwuje nam aplikator, w moim odczuciu była za duża, połowa serum zostawała na dłoni, resztę wklepywałam w skórę pod oczami. Czasami zdarzało mi się odczuć, iż skóra była jakby obciążona. Sam kosmetyk zostawia delikatną warstwę ochronną na skórze, nie podrażnia skóry, nie uczulił mnie, choć oczy mam bardzo wrażliwe. Pięknie pachnie, jak wszystkie kosmetyki tej firmy, choć dodatek różowego lotosu sprawia, że zapach jest naprawdę wyjątkowy. Dla mnie, dzięki tak bogatej formuły, krem nadawał się raczej na noc, w ciągu dnia po prostu miałam wrażenie, iż był za ciężki.

Wszystkie kosmetyki Lush Botanicals pakowane są w specjalne, ciemne szkło Miron Violet Glass, które chroni kosmetyki przed światłem i pomaga zachować je świeższe na dłużej. Ważne są przez dwa i pół miesiąca od daty produkcji i oczywiście przechowujemy je tylko w lodówce. Jedno jest pewne, te kosmetyki są genialne latem, gdy skóra prócz bogatych składników odżywczych, jest przyjemnie schłodzona a aplikacji ich to sama ulga:)

Kosmetyki możecie kupić w sklepie online marki TU, w tej chwili na krem na noc Starlight jest promocja.

A jak Wy zapatrujecie się na świeże kosmetyki?:)




6 maja 2018

Najlepsze kosmetyki kwietnia






Prawie dwa miesiące przerwy, podyktowane premierą mojej marki lnianych ciuchów dla kobiet i dzieci. Jakże pracowite dwa miesiące i jakże satysfakcjonujące! Ci z Was, którzy śledzą mnie na Instagramie, pewnie są z G A J na bieżąco, Ci, którzy zaglądają tylko na bloga teraz mogą podejrzeć kolekcję na Instagramie TU, a wkrótce będę mogła zaprosić Was do sklepu online. 

Wracając do kosmetyków, po dłuższej przerwie na blogu w mojej kosmetyczce trochę się pozmieniało, pojawiło się trochę nowości oraz kilka starych ulubieńców, których po przerwie genialnie było na nowo odkryć. Zerknijcie, co świetnie spisywało się u mnie w pierwsze dni wiosny, w kwietniu:) 

Living Proof Perfect Hair Day nie jest nowością, ale powrotem po ponad rocznej przerwie. Stwierdzam, zdecydowanie, że jest to jeden z najlepszych szamponów i najlepiej działających na moje włosy. Myślę, że nie będę osamotniona w tym stwierdzeniu, wiem, że wiele z Was oraz moich koleżanek blogerek ma takie samo zdanie na jego temat. Marka Living Proof stworzona przez fryzjerów oraz aktorkę Jennifer Anniston w składzie nie posiada żadnych drażniących substancji, przeznaczona dla najbardziej wymagających odbiorców. Szampon z linii Perfect Hair Day przeznaczony jest dla każdego typu włosów, za zadanie ma sprawić, aby włosy były miękkie, błyszczące, lepiej się rozczesywały, aby były zregenerowane i...wolniej się przetłuszczały i na dłużej pozostawały czyste! Nie obciąża włosów, bardzo dobrze je oczyszcza, pięknie pachnie, a rezultat jest więcej niż świetny. Włosy są gładkie, sypkie, odbite od nasady, doskonale się układają, są po prostu zdrowsze. Faktycznie, ich świeżość jest przedłużona, jeden dzień zapasu to pewnik, który możemy przyjąć stosując ten kosmetyk. Do tego duża butelka, a szampon jest bardzo wydajny. Bardzo polecam. Możecie kupić go m.in. w sklepie pell.pl. 

Phenome Warming All-Body Butter to nowość i ulubieniec w jednym. Ulubieniec-bo masła z polskiej marki Phenome uwielbiam i nie raz gościły już w mojej łazience, nowość-ponieważ tej serii rozgrzewającej jeszcze nie miałam. Jedno wiem, to nowy ulubieniec tej marki. Zapach oczarował mnie totalnie, wpisuje się kompletnie w moje klimaty, a samo masło jest idealne dla mojej suchej i wrażliwej skóry. Ciepła woń mandarynki i cukru, możecie to sobie wyobrazić? Do tego gładka, zregenerowana, elastyczna i nawilżona skóra przez cały dzień. Coś wspaniałego. Na zdjęciu widzicie mniejsze opakowanie, to wersja turystyczna tego masła, ja mam zamiar zaopatrzyć się w większe opakowanie jak tylko wykończę aktualną pielęgnację do ciała. Hit! Do kupienia w sklepach online, m.in. sklepie firmowym marki. 

Hagi Naturalny Olejek do Ciała ze Złotymi Drobinkami to kolejna nowość w mojej kosmetyczce i ponownie, jakże to udany debiut! Hagi to polska firma produkująca naturalne kosmetyki. Olejki ze złotymi drobinkami to wiosną i latem mój Must Have, ale nie lubię gdy są tłuste lub gdy drobinki są grube i przesadnie widoczne na skórze. Do tej pory ulubieńcem w tej kategorii był olejek aptecznej firmy Nuxe, ale Hagi go przebił!! Po pierwsze konsystencja-to lekki żel! Po rozprowadzeniu go w dłoniach, zamienia się w suchy olejek, który po rozprowadzeniu na ciele bardzo szybko się wchłania, nie pozostawiając lepiej warstewki. Po drugie efekt! Delikatny i subtelny, to taka rozświetlająca poświata, która optycznie wysmukla ciało, sprawia, że zyskuje ładniejszy koloryt i jest przyjemnie nawilżona. Po trzecie zapach! No coś cudownego, po nałożeniu go na ciało poczujecie się jak na tropikalnej wyspie, moim zdaniem rewelacja. Wydajność jest również świetna, odrobina wystarczy, aby pokryć większą część ciała, więc spokojnie wystarczy na kilka tych ciepłych miesięcy, gdy można odkryć trochę ciała:)

Exuviance Hydrating Eye Complex to ostatnia już dziś nowość. Po tym jak wypróbowałam złuszczające płatki Bionic Tonic tej marki, postanowiłam wypróbować ich krem pod oczy. Nie żałuję, to drugi hit tej profesjonalnej firmy, który miałam okazję testować ( miałam także próbkę oczyszczającej maski do twarzy tej marki, zdecydowanie planuję zakup pełnowymiarowego opakowania!). Krem jest ultra delikatny, zupełnie nie podrażnia moich bardzo wrażliwych oczu i skóry wokół nich. Genialnie nawilża i wygładza delikatną skórę pod oczami oraz delikatne linie i zmarszczki. W składzie zawiera glukonolakton i kwas laktobionowy, które delikatnie złuszczają martwe komórki naskórka, rozjaśniają okolice oczu, wykazują idealne działanie przeciwzmarszczkowe. Pro-witamina A oraz witamina C genialnie nawilżają i poprawiają kondycję skóry. Kwas hialuronowy zapewnia odpowiedni stopień nawilżenia skóry, a dodatek ekstraktu z  rumianku i nagietka oraz lukrecji wykazują działanie przeciwzapalne. Krem jest bardzo lekki, idealnie nadaje się pod makijaż, jest też bezzapachowy, dpowiedni nawet dla mega wrażliwców. Ogromnie polecam. Do kupienia w profesjonalnych gabinetach kosmetologicznych lub np. na stronie topestetic.pl.

I to wszyscy moi ulubieńcy minionego miesiąca. Mam nadzieję, że maj będzie równie udany jak jego poprzednik i uda mi się pisać tu dla Was częściej. Tymczasem czekam na Wasze opinie w komentarzach, czy znacie dziś opisane przeze mnie produkty, lub może macie ochote o którymś poczytać więcej? :)








Migawki marca i kwietnia


1. Pisanki w tym roku made by Zoja. 2. Mercredi. 3. LOVE. 4. Plac zabaw.


5. Think Pink. 6. Była też choroba. 7. I ciasto na pocieszenie. 8. Zoja czyta.


9.10. Botwinkowy sezon czas start. 11. Ojeju Kraków. 12. Streets.


13. Śniadania, ulubione. 14. Coffee time. 15. Najlepsze kremy od Alba1913. 16. Morning view.


17. Weekend! 18. Mrugała. 19. Kawa z Anią. 20. Ulubione.


21. Essentials. 22. Milky milk. 23. Wegański gulasz. 24. Szakszuka. 


25. Śniadania vol. II. 26. Wegańskie flaki wg Jadłonomia, obłęd! 27. Chwile. 28. Warzywna dziewczyna.


29. Miss Z. 30. Spring. 31. Friends time. 32. Kraków.

15 marca 2018

Kosmetyk, który odmienił moją skórę - Exuviance SkinRise Bionic Tonic






























Przychodzę dziś do Was z obiecanym postem, postem w sumie dla mnie dość wyjątkowym, bo wyjątkowy jest kosmetyk, o którym chcę Wam dziś napisać. Totalnie odmienił pielęgnację mojej skóry, pomógł pozbyć mi się problemów, z którymi borykała się moja skóra i śmię twierdzić, że będzie idealną pielęgnacją dla każdego. Jesteście ciekawi co to takiego?:)

Firma Exuviance jest profesjonalną marką kosmetyków, przeznaczonych do pielęgnacji w gabinetach kosmetologicznych oraz kosmetyczno-lekarskich. Sercem marki są innowacyjne i zaawansowane technologicznie składniki produktów, tzw. molekuły piękna Exuviance-o skuteczności potwierdzonej badaniami klinicznymi i chronione licznymi patentami. Kosmetyki Exuviance posiadają profesjonalne serie dopasowane do każdego typu cery z przeznaczeniem do zabiegów w gabinetach, oraz produkty, które możemy z powodzeniem stosować w domu, aby podtrzymać kurację profesjonalną i utrzymać jej efekty. Z takim właśnie kosmetykiem wyszłam z gabinetu zaprzyjaźnionej kosmetolog, która ręczyła swoją głową i cerą, że SkinRise Bionic Tonic pomoże mi uporać się z każdym problemem, który pojawia się na mojej skórze. 
SkinRise Bionic Tonic to nic innego jak ultracienkie płatki nasączone specjalnym tonikiem Bionic Tonic. W szklanym słoiczku znajdziemy 36 sztuk płatków, ja stosuję je dwa razy w tygodniu. Płatki nasączone są naprawdę obficie, więc stosując jeden płatek wystarczy nam on, aby przetrzeć całą twarz, szyję oraz dekolt. Jeżeli chcemy stosować go tylko na obszar twarzy, z powodzeniem możemy jeden płatek przeciąć na pół, w ten sposób zdecydowanie kuracja wystarczy nam na dłużej. Powiecie teraz-e tam, pewnie kolejne złuszczające płatki, znam je z drogerii, pełno tego na rynku. Ale uwierzcie mi, że te płatki są naprawdę inne. Co świadczy o ich wyjątkowości? Skład. Na pierwszym miejscu znajdziemy glukonolatkton, czyli polihydroksykwasy. Słyszymy kwasy i już się boimy, wiemy, że nasza wrażliwa skóra źle reaguje na złuszczanie, jest podrażniona, zaczerwieniona. Ale uwaga! Polihydroksykwasy to takie "specjalne" kwasy, przeznaczone właśnie do skór bardzo wrażliwych, z rozszerzonymi naszynkami, ze skłonnością do rumienia, a nawet trądziku różowatego. Polihydroksykwasy działają kojąco, tonująco, łagodząco, złuszczanie mają ultradelikatne i właściwie to zadanie jest na końcu. Dodatkowo w składzie mamy kwas laktobionowy, witaminy A, C i E, arganinę, wyciągi z alg, ektrakty roślinne z mięty pieprzowej, eukaliptusa, ogórka, grejpfruta i zielonej herbaty. No dobrze, a jak działają te płatki i co ta kompozycja oznacza dla naszej cery? Płatkiem przecieram oczyszczoną skórę. Pierwsze co odczujemy po aplikacji to chłód i efekt odświeżenia na buzi, który utrzymuje się około 15 minut. Po tym też czasie nakładamy na twarz nasz regularny krem, serum, olejek na noc. Jeżeli borykamy się z nadreaktywną skórą, która charakteryzuje się rumieniem na zmianę temperatury, po podrażnieniu, czy w konsekwencji teleangiektazji bądź trądziku różowatego, mamy pewność, że Bionic Tonic natychmiast to wyciszy i ukoi, a rumień zniknie. Jeżeli borykamy się z rozszerzonymi porami, przy regularnym stosowaniu płatków możemy o nich zapomnieć i cieszyć się czystą skórą. Jeżeli często na Waszej cerze pojawiają się małe, czerwone krostki lub podskórne, bolące grudki, płatki rozprawią się z nimi i zapobiegną ich powstawaniu. Jak tylko na mojej skórze pojawia się pryszcz, boląca krostka, po zastosowaniu tego kosmetyku na drugi dzień nie ma po tym śladu! Matowa, szara, pozbawiona blasku cera? Z tym też Bionic Tonic rewelacyjnie sobie radzi, dzięki bardzo delikatnemu złuszczaniu. Jak już wspomniałam ja stosuję płatki dwa razy w tygodniu, możemy stosować je rzadziej, bądź częściej, w zależności od potrzeby skóry. Płatki bardzo przyjemnie pachną, w żaden sposób moja bardzo wrażliwa skóra nie reaguje na nie niekorzystnie, wręcz przeciwnie-pomaga mi z tą wrażliwością i totalnie koi moją cerę. Polihydroksykwasy przeznaczone są dla osób z bardzo wrażliwą cerą, więc jeżeli taką macie, docenicie ten kosmetyk, ale będzie idealny także dla osób ze skórą normalną, mieszaną, czy tłustą, mam wrażenie, że to taka magiczna różdżka działająca na każdy problem, który pojawia się na skórze. 
A gdzie kupić i ile kosztuje Exuviance Skin Rise? Szukajcie w gabinetach kosmetycznych bądź w profesjonalnych sklepach internetowych, za słoiczek zapłacicie ok .130 zł, w słoiczku jest 36 sztuk płatków.

Gorąco Was zachęcam do wypróbowania tego kosmetyku, zwłaszcza, jeśli macie wrażliwą, suchą, nadreaktywną cerę, ale nie tylko. Ręczę, będziecie zachwyceni. 

7 marca 2018

Najlepsze kosmetyki lutego




























Mimo dzisiejszego śniegu, który nieoczekiwanie spadł w Szczecinie, czuję już wiosnę w powietrzu i wiem, że jest tuż za rogiem. Wyjątkowo tego roku na nią czekam! Myślę, że nie jestem w tym sama:)

Wiele się u nas dzieje w ostatnim czasie, stąd na blogu są przestoje i mniej wpisów, niemniej staram się jak mogę, aby jednak całkowicie tego nie zaniedbać, więc dziś przychodzę do Was z ulubionymi kosmetykami lutego, a lada dzień pojawi się kolejny post, który mam już dla Was przygotowany, o kosmetyku, który dosłownie zrewolucjonizował moją pielęgnację i moją cerę, dlatego już dziś serdecznie Was na niego zapraszam. 

Tylko cztery kosmetyki, w tym jeden do makijażu. Dwa z nich pojawiły się już kiedyś na blogu, dwa to totalne nowości w mojej kosmetyczce. Wszystkie bardzo polecam i poczytajcie o nich więcej:)

Phenome Regenerating Hand Cream to nie jest nowość w mojej pielęgnacji, ale jakże ten krem udowodnił mi po raz kolejny, że jest wart każdej złotówki wydanej na niego! W lutym, po okropnych mrozach, które przeszły przez Szczecin, moja z natury sucha i wrażliwa skóra dłoni wołała o pomstę do nieba! Skóra zaczerwieniona, bardzo przesuszona, piękaca i swędząca. Jeden dzień z tym kremem wystarczył, aby zregenerować ją, wygładzić, nawilżyc i ukoić, do tego stosowany codziennie zapewniał mi ochronę. Wydajny, bardzo szybko się wchłania, cudownie pachnie migdałami. Jeżeli Wasze dłonie są problematyczne, lub szukacie czegoś co szybko i skutecznie je odżywi, to ten krem jest dla Was.

Phenome Luscious to kolejny kosmetyk naszej polskiej firmy produkującej naturalne kosmetyki i kolejny, który trafił do mnie już kolejny raz. Zdecydowanie mój numer jeden w pielęgnacji skóry suchej, bogaty, kojący, nawilżający krem do twarzy, który uzupełnia lipidy, koi, przynosi ulgę skórze suchej i odwodnionej. W składzie między innymi olejek róży damasceńskiej, sok z aloesu oraz kwas hialuronowy. Cała ta kompozycja sprawia, że skóra odzyskuje komfort, jest nawilżona, gładka i elastyczna. Dla wszystkich sucharków-jeden z najlepszych:) 

Sesderma C-Vit Radiance Mask to nowość w mojej pielęgnacji. Sesderma jest mi znana od lat, jeszcze podczas moich studiów kosmetologicznych polecało ją wielu dermatologów, poleca je również moja znajoma, która prowadzi swój gabinet kosmetologiczny i tam korzysta z ich profejsonalnych preparatów przy zabiegach.  Nic dziwnego, ta hiszpańska firma ma w swojej ofercie kosmetyki potwierdzone badaniami klinicznymi, o bardzo wysokiej skuteczności, przeznaczone na konkretne problemy skóry. Maseczka C-Vit zawiera aktywne składniki, które poprawią wygląd skóry zmęczonej, pozbawionej blasku, wymagającej ujednolicenia kolorytu. Zawiera witaminę C w postaci 3-0-etylowego kwasu askorbinowego, która wspomaga syntezę melaniny , redukuje przebarwienia i zapobiega powstawaniu nowych. Maska zwiększa także jędrność skóry, spłyca zmarszczki poprzez syntezę kolagenu i elastyny. Ekstrakt ze słodkiej pomarańczy delikatnie złuszcza martwy naskórek i rozświetla cerę. Maskę aplikujemy cienką warstwę na oczyszczoną skórę i zostawiamy na ok 10-15 minut, po czym zmywamy ją wodą. Cera po zastosowaniu tej maseczki jest niezwykle gładka, elastyczna, faktycznie odzyskuje zdrowy koloryt. Stosuję ją wieczorami, ale na kolejny dzień widzę, że jest w lepszej kondycji, cera wygląda na wypoczętą, a makijaż ładniej się trzyma. Maseczka wspaniale pachnie pomarańczami, co dodatkowo uprzyjemnia jej stosowanie:) Jeżeli szukacie specjalistycznej maseczki, bądź tylko takiej, która szybko poprawi wygląd np. przed większym wyjściem, imprezą, to ten kosmetyk Was z pewnością nie zawiedzie. 

NARS Pure Radiance Tinted Moisturizer to kolejna nowość u mnie. Gdy szukałam nowego kremu koloryzującego, pytałam też Was o zdanie w tej kwestii, wiele z Was polecało właśnie ten z Nars, ale ostateczną decyzję o jego wypróbowaniu podjęłam, gdy obejrzałam tutorial makijażowy Lisy Eldridge, w którym wykonywała tym właśnie kremem makijaż i przepadłam:) Okazało się, że to był faktycznie strzał w dziesiątkę. Krem jest bardzo lekki, ale o dziwo naprawdę fajnie (choć nie mocno) kryje, cudownie wyrównuje koloryt cery, nie przesusza jej (jeśli macie tłustą cerę może wzmagać wydzielanie sebum w ciągu dnia), pięknie pachnie, w ciągu dnia nie schodzi i nie ściera się nieestetycznie. Nie spowodował podrażnienia, czy zapachania porów. Jedyny jego minus to kolor-wybór jest ogromny, ale wszystkie odcienie, począwszy od najjaśniejszego w ofercie są dość ciemne. Posiadam kolor Groenland, który na pewno nada się u mnie także w tych cieplejszych miesiącach, kiedy cera będzie muśnięta słońcem. Jeżeli szukacie czegoś lekkiego do codziennego makijażu, szukajcie tego produktu w Sephorze. 

I to cała fantastyczna czwórka lutego:) Znacie te kosmetyki? 






1 marca 2018

Migawki lutego


1. 2.3.4. Z cyklu nasze śniadania :)


5. Best gift. 6. Alba1913 polska marka z tradycjami, która zaskakuje swoimi kosmetykami naprawdę pozytywnie. 7. Coffee time. 8. Gdy Ci zimno, gdy Ci źle-leniwe zjedz:)





































9. Taka poważna. 10. 11. Z cyklu Zoja czyta. 12. W lutym i nas choroba nie oszczędziła, oby do wiosny!






































13. Uwielbiam. 14. Bling bling. 15. W lutym były też naprawdę fajne spotkania! 16. Śniegowa panienka.

15 lutego 2018

Najlepsze kosmetyki stycznia

































Czy wiosna jest już za rogiem? Bo patrząc na to, co dzieje się za oknem i na znikające w ekspresowym tempie chusteczki higieniczne, których używamy do nieustającego kataru, mam wrażenie, że absolutnie nie :( Odliczałam do wiosny już od stycznia, ale teraz ucieszę się nawet z marca, który naprawdę, mam nadzieje, przyniesie choć pojedyńcze cieplejsze dni. 
W styczniu miałam okazję używać kilku zupełnie nowych dla mnie kosmetyków, trafiły się perełki o których dziś Wam napiszę, w końcu pojawia się też nowy produkt do makijażu, bo tych w ostatnim czasie na blogu było naprawdę niewiele:)

Kerastase profesjonalna marka do włosów, polecana przez wielu fryzjerów, posiadająca ogromny wybór produktów, wypuściła jakiś czas temu nowość, serię skłądającą się w 98% z naturalnych składników. To faktycznie nowość, bo w szeregach marki wcześniej tak dobry skład się nie pojawił. Aura Botanica, bo tak nazywa się ta seria, przeznaczona jest do włosów normalnych, matowych,  wymagających regeneracji. Wybrałam dla siebie szampon oraz odżywkę, choć w skład serii wchodzi jeszcze serum oraz olejek-mgiełka. Zacznę wyjątkowo od zapachu, bo seria ta pachnie po prostu obłędnie! Ziołowa, ale bardzo aromatyczna, mycie głowy z gwarantowaną aromaterpią w komplecie! Szampon jest bardzo delikatny dla włosów, mimo naturalnego składu dobrze się pieni i dobrze oczyszcza włosy. Już po samym szamponie włosy są miękkie, gładkie, dobrze się układają. Z dodatkiem odżywki, która pachnie równie pięknie jak szampon, są dodatkowo sypkie i bardzo gładkie. Odkryłam niestety, że w duecie, mimo użycia niewielkiej ilości odżywki, kosmetyki te moje włosy obciążają, dlatego po odżywkę sięgam co kilka dni i stosuję ją jak maskę, zostawiając na kilka minut dłużej na włosach, co sprawia, że odzyskują blask i gładkość. Niemniej, same kosmetyki są warte uwagi i zdecydowanie polecam osobom, które zwracają w pielęgnacji uwagę na aspekty zapachowe- powtarzam, obłęd:)

L'Occitane to kolejna marka, która poszczycić się może kosmetykami o wspaniałym zapachu no i oczywiście świetnym działaniu. Seria z masłem Shea jest jedną z moich ulubionych jeśli chodzi o tą firmę. W styczniu po każdym prysznicu stosowałam ich lekkie masło do ciała z 5% masłem shea. Kolejny zachwyt! Konsystencja tego masła powoduje, że chce się je zjeść!:) Jest jak piankowy mus, absolutnie puszysta, cudownie rozprowadza się na skórze szybko wchłaniając, pozostawiając na niej ochronną warstwę oraz cudowny zapach. Samo działanie balsamu jest równie genialne. Niech nie zmyli Was w nazwie "lekkie", genialnie wygładza ciało, nawilża i regeneruje, nawet najbardziej przesuszoną skórę doprowadzi do porządku. Spory słoik oraz wydajność produktu sprawią, że masło powinno wystarczyć Wam na cały okres zimowy. Bardzo polecam, jedno z lepszych maseł do ciała. 

Phenome pojawia sie na moim blogu dość często, ale tą polską markę darzę specjalną sympatią, ich kosmetyki są po prostu fenomenalne, z czystym sumieniem polecam je każdemu. Mimo, iż stosuję te kosmetyki już od kilku lat, nadal nie wypróbowałam z ich asortymentu wszystkiego, Tak też było z mleczkiem do demakijażu Nourishing Cleansing Milk, które trafiło do mnie w styczniu. Absolutnie delikatne, kremowe i łagodne jak kosmetyk dla dzieci. Pięknie usuwa makijaż nie podrażniając skóry, nie przesuszając jej. Skuteczny i ultradelikatny, wspaniale sprawdzi się zwłaszcza na suchej i normalnej skórze. Pięknie i delikatnie pachnie wodą różaną, co dodatkowo uprzyjemnia jego stosowanie. Kolejny hit tej firmy, co tu dużo mówić. 

Alba1913 to kolejna polska firma, do której mam pełne zaufanie. Fajne składy, skuteczne działanie. Ich bioaktywna odżywka do paznokci pomogła mi zregenerować i wzmonić paznokcie, które bardzo często maluję, stosując zmywacze do paznokci i polerki. Olejki eteryczne z oregano, drzewa herbacianego i słodkiej pomarańczy wspaniale odbudowują płytkę, wygładzają ją oraz wspomagają działanie ochronne. Ciekawa alternatywa dla popularnych preparatów tego typu na rynku, nie jest jak typowy lakier, choć aplikuję się ją dosłownie tak samo. Już po pierwszym użyciu widać, że paznokcie są wygładzone i zregenerowane! Przy regularnym stosowaniu zdecydowanie poprawia kondycję paznokci i wzmacnia je. Moim zdaniem na rynku bardzo ciężko o dobrą odżywkę, która wzmocni paznokcie bez udziału szkodliwego formaldehydu, zatem ta z Alby spełnia w 100% moje wymogi, myślę, że spełni i Wasze. 

L'oreal tak dobrze znany nam wszystkim, dostępny na wyciągnięcie ręki w każdej popularnej drogerii. Dzięki poleceniu jednej z Instagramowych koleżanek, zakupiłam ich ostatnią maskarę Paradise Extatic Black i jestem totalnie zauroczona efektem, jaki daje! Przyznaję się, jeśli chodzi o tusze zawsze stawiałam na marki slektywne, po prostu nie widziałam na moim marnych rzęsach efektu po maskarach, które dostępne są popularnie na rynku. Ale ta zaciekawiła mnie też swoją szczoteczką, inną, niż te, które miałam do tej pory.Genialnie wydłuża rzęsy, nie skleja ich, efekt można stopniować dodając kolejne warstwy maskary, od ultradelikatnego, po dramatic look. U mnie po dwóch warstwach jest naprawdę super efekt, rzęsy są pogrubione, nie są posklejane, są ładnie wydłużone. Do tego maskara dość długo zachowuje świeżość, stosuję ją ponad miesiąc i nadal jest mokra oraz nie osypuje się w ciągu dnia z rzęs. Od siebie polecam, zwłaszcza, że cena w porównianiu z tymi selektywnymi markami jest konkurencyjna. 

I to wszyscy ulubieńcy minionego miesiąca, choć oczywiście świetnie służą mi nadal w lutym:) Czy znacie te kosmetyki? Może któryś wyjątkowo skupił Waszą uwagę i macie ochotę poczytać o nim więcej?  

3 lutego 2018

Migawki stycznia


1. Bobas. 2. Wspaniała seria na zimę od L'occitane. 3. Love her smile. 4. Sięgnę!


5. Domowe historie. 6. Krasnal. 7. 8. It is all about Z.


9. Miss Z. 10. Miłość. 11. Glow od Reisbo-jest mega glow! 12. Pierwszy śnieg tej zimy.


13. Śniadania-ulubiony posiłek dnia. 14. Wieczorne pieczenie paluchów z makiem. 15. Niedzielna kawa w piżamie-najlepsza. 16. Chowamy ozdoby świąteczne i zaczynamy odliczanie do wiosny!

15 stycznia 2018

Najlepsze kosmetyki grudnia































Pierwszy wpis w Nowym Roku. Tak, wiem, dawno mnie tu nie było, ale przerwa od internetu w okresie około świątecznym naprawdę dobrze mi zrobiła. Ten czas poświęciliśmy na wspólne czytanie książek, na nadrobienie zaległości na Netflixie, na bycie razem po prostu:) Ale jestem i na pierwszy ogień idą dziś ulubieńcy grudnia, a są tu naprawdę same perełki, zwłaszcza jeden kosmetyk, całkowita innowacja w mojej dotychczasowej pielęgnacji, która przerwóciła moją skórę do góry nogami:) Chodźcie poczytać!

Fridge Rozmarynowe mleczko do demakijażu 3.1 to moje drugie opakowanie tego kosmetyku, na blogu natomiast pojawia się po raz pierwszy, zupełnie nie wiem, jak to się stało, żę przegapiłam aby je poprzednim razem tu wrzucić. A szkoda, bo kosmetyk to naprawdę godny polecenia! Gęste, bardzo kremowe mleczko, które w użyciu jest chyba bardziej komfortowe, niż krem. Skład jak zawsze we Fridge- wspaniały i świeży (mleczko trzymamy w lodówce), kosmetyk ważny jest 3,5 miesiąca od daty produkcji. Po pierwszym kroku w moim demakijażu, czyli usunięciu makijażu oczu oraz przetarcie twarzy płatkiem z wodą micelarną, na suchej skórze rozprowadzam kilka pompek tego mleczka wykonując delikatny masaż twarzy, po około minucie masażu usuwam mleczko wilgotnymi płatkami kosmetycznymi, po czym myję twarz żelem lub mydłem, którego aktualnie używam do oczyszczania cery twarzy. Mleczko doskonale usuwa makijaż, sprawia, że skóra jest gładka, nie przesusza jej, do tego pięknie pachnie rozmarynem, ziołowy zapach działa jak aromaterapia. Polecam Wam go spróbować. 

Phenome Regenerating Hand Balm który zimą powinien być w torebce/na biurku/w kosmetyczce każdej z nas. Po prostu-każdej! To najlepszy krem do rąk jaki znam, póki co chyba nic innego go nie przebiło. Gęsty, ale szybko się wchłania, cudownie pachnący migdałami, o idealnym składzie i działaniu. Do tego polski, czego chcieć więcej? To właśnie zimą skóra naszych dłoni jest narażona na przesuszenie, podrażnienie czy w najgorszym wypadku nawet pękanie. Ten balsam zadziała jak opatrunek, otuli dłonie ochronną warstwą i raz dwa przywróci je do odpowiedniej kondycji. Jeżeli szukacie kremu, który faktycznie będzie działał, a nie tylko ładnie pachniał (choć tu zapach jest wspaniały) to koniecznie kupcie Phenome, ręczę własnymi dłońmi;) 

Resibo Glow to nowość w szeregach polskiej marki, która produkuje naturalne kosmetyki. Resibo bardzo lubię, dlatego po Glow sięgnęłam z ochotą. Krem za zadanie ma rozświetlać cerę i mimo to, iż w składzie ma same pielęgnujące dobroci, to bardziej niż krem, stosujemy go jako bazę pod makijaż. Początki nasze były burzliwe, miałam wrażenie, że Glow obciąża trochę moją przecież suchą cerę, ale od pewnego czasu nakładam go punktowo i to sprawia, że cera wygląda i ma się świetnie. Dwa rodzaje zmielonej miki idealnie dopasowują się do każdej karnacji, tworząc na niej niewidoczną gołym okiem taflę, bez żadnych drobinek, po prostu czysta tafla odbijająca światlo. Sprawia to, że cera nabiera świeżości, młodszego wyglądu, zdrowego blasku, wygląda na wypoczętą. Do tego przyjemnie pachnie, co dodatkowo umila jego stosowanie. Nie zauważyłam po nim zapchania cery, czy powstawania krostek. Wart wypróbowania, zwłaszcza, jeżeli lubicie świeży, delikatny makijaż. Pokuszę się o szerszą jego recenzję na blogu już wkrótce. 

Exuviance SkinRise Bionic Tonic to perełka, którą zostawiłam na koniec nie bez powodu. To kosmetyk, który totalnie poprawił kondycję mojej cery i to już po pierwszym użyciu i nie chciałabym zapeszać, choć używam go już ponad miesiąc, ale to chyba jeden z najlepiej działających kosmetyków, jakie miałam okazję w życiu stosować. To profesjonalna marka, którą kupić możemy tylko w salonach kosmetycznych, bazująca na naturalnych składnikach, a każdy kosmetyk posiada potwierdzenie działania w testach klinicznych. Wersja, którą posiadam, jest do stosowania w domu. To cieniutkie płatki, nasączone tonikiem na bazie polihydroksykwasów, a także kwasu laktobionowego, witaminy A, C, E, argininy, kwasu cytrynowego, wyciągu z alg, ekstraktów roślinnych z mięty pieprzowej, eukaliptusa, ogórka, grejpfruta i zielonej herbaty. Co to oznacza w praktyce i dla kogo kosmetyk będzie odpowiedni? Dla każdego! Naprawdę! A już najbardziej dla osób o cerach bardzo wrażliwych, skłonnych do zaczerwienień, z rozszerzonymi naczynkami, do matowej cery, która potrzebuje blasku. Płatki delikatnie złuszczają cerę, sprawiając, że jest gładka, ukojona, wszelkie zaczerwienienia znikają, drobne krostki, stany zapalne właściwie na drugi dzień od użycia stają się praktycznie niewidoczne, skóra odzyskuje blask i świeżość, drobne zmarszczki są wygładzone. Stosuję płatki po demakijażu dwa razy w tygodniu, po przetarciu płatkiem skóry czekam około 15 minut po czym nakładam swój regularny kosmetyk na noc. Uwierzcie, po ponad miesiącu stosowania moje nadreaktywna skóra skłonna do zaczerwienień (przy zmianie temperatury etc) jest zdecydowanie ukojona i mniej się czerwieni, skóra odzyskała naturalny blask, jest ultra gładka, niedoskonałośći prawie się nie pojawiają, a chodzenie bez makijażu stało się moim nawykiem. Jeżeli macie dostęp do gabinetów, gdzie wykonywane są zabiegi na bazie tych kosmetyków oraz prowadzona jest ich sprzedaż, koniecznie wypróbujcie, moim zdaniem to MUST HAVE dla każdego. Niedługo osobny wpis na blogu na temat tego kosmetyku, dla mnie osobisty hit. 

I to wszyscy ulubieńcy grudnia, ale też zimy, bo stosuję je nadal z powodzeniem:) Znacie te kosmetyki, o których dziś napisałam? A może coś w szczególności Was zainteresowało i poczytacie o tym więcej? ?Jak zawsze czekam na Wasze wiadomości i komentarze:)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...