29 czerwca 2016

Snapshots of the month 83

   1. Pierwszy Dzień Mamy! 2. Volume2. 3. Madelle. 4. Gotowa na Chrzest.
   5. DW. 6. Łowy z TK Maxx! 7. OOTD. 8. Carbonara ze szparagami, zawsze!
   9. Letnie wieczory. 10. Nowe Resibo. 11. Łap mnie! 12. Wersja letnia.
   13. Alfabet ciast. 14. She's da one. 15. Arbuz. 16. Lektury.
   17. Dziewczynka. 18. Red Lips. 19. No uwielbiam lato! 20. Choker obsession.
   21. Twistshake!! 22. Nowe Phenome. 23. Pizza ok! 24. Jezioro.
   25. Comfy. 26. Prezenty. 27. Szogun.



































  28. OOTD. 29. Just water.

15 czerwca 2016

Ulubieńcy maja































Jak już zapowiadałam w poprzednim poście, przyszła kolej na ulubieńców maja. Trochę spóźnieni, ale oczywiście są!

PIELĘGNACJA

Kiehls's Creme de Corps to produkt już kultowy. Miliony kobiet na całym świecie sprawdziło już jego moc, sprawdziły to blogerki z różnych krajów, sprawdziłam i ja. Bo ma moc, naprawdę. Balsam jest bezzapachowy, co było głównym argumentem w jego zakupie, ale do tego za zadanie ma odżywić suchą skórę i przywrócić jej niesamowitą gładkość. Wszystko to w lekkim mleczku, które bardzo szybko wchłania się w skórę, pozwalając na to, aby raz dwa narzucić na siebie ubranie, nie czekając na zniknięcie tłustej warstwy, ale mimo to, pozostawia po sobie na ciele delikatnie wyczuwalną, ochronną warstwę, która sprawia wrażenie rozświetlonej skóry. Sprawdziłam to wiele razy i nie, w balsamie nie ma żadnych drobinek..nie wiem co zatem sprawia, że skóra zdaje się delikatnie błyszczeć, co nie ukrywam, jest efektem genialnym! Do tego po kilku dniach stosowania zauważyłam zdecydowaną poprawę w kondycji mojej skóry. Ciało jest zregenerowane, nawilżone, mega gładkie i elastyczne. Przyznaję, poległam. Na pewno sięgnę po kolejne opakowanie. Mleczko występuje w różnych pojemnościach i mimo to, że nie jest tanie, warto wypróbować choćby tą najmniejszą.

John Masters Organic zadebiutował w mojej pielęgnacji lekką odżywką bez spłukiwania z nagietkiem i zieloną herbatą. O matko, co to jest za cudo! Właściwie odżywki bez spłukiwania nigdy specjalnie nie działały na moje włosy, no, poza tymi, które je na przykład obciążały, ale tu jest zdecydowanie inaczej! Odżywka jest w stu procentach naturalna (jak wszystkie kosmetyki tej firmy), a za zadanie ma wzmocnić włosy i nadać im objętość, odżywić je i nawilżyć, sprawić, że będą bardziej podatne na układanie, oraz skutecznie ochronić je przed wpływem wysokiej temperatury. Pod każdą z tych obietnic producenta się podpisuję! Odżywka sprawia, że moje włosy są nawilżone i dociążone, ale nie obciążone, gładkie i błyszczące, rewelacyjnie się rozczesują i dobrze układają. Do tego piękny, ziołowy zapach. Cudo. Planuje wpis na jej temat, wypatrujcie!

Gehwol balsam odświeżający i chłodzący do nóg trafił do mnie stosunkowo niedawno, ale już spisuje się rewelacyjnie i dosłownie w upalne i gorące dni mnie od siebie uzależnił. Lekki żel do stóp i nóg, który mimo swej lekkiej konsystencji świetnie nawilża stopy, a dzięki zawartości mentolu doskonale je chłodzi sprawiając, że po całym dniu na nogach i przy uczuciu ciężkości nóg, mamy wrażenie, jakby nasze nogi zyskały na lekkości, odczuły zdecydowaną ulgę. Świetny dla kobiet w ciąży, którym puchną nogi, świetny dla mam, które biegają za raczkującym maluszkiem cały dzień, dla tych, którzy pracują wiele godzin stojąc, oraz po prostu dla wszystkich, którzy chcą się ochłodzić w te letnie dni. Do kupienia w aptekach.

MAKIJAŻ

Pat&Rub BBB krem pojawił się na początku mojej przygody z blogowaniem na tej stronie, więc możecie przeczytać jego pełną recenzję. Od tamtej pory moja opinia o nim się nie zmieniła i mimo ponad rocznej przerwy, po powrocie nadal go uwielbiam. Nawilża skórę, wyrównuje jej koloryt, wygładza cerę, delikatnie, aczkolwiek dość skutecznie kryje drobne niedoskonałości, sprawia, że twarz wygląda zdrowo i promiennie. Genialny kosmetyk, niezmiennie od lat. Bardzo lubię i polecam.

Maybelline Color Tattoo w kolorze "On and on bronze" również już nie raz pojawiał się na blogu. Ale od denka w ostatnim opakowaniu tego cienia minęło już sporo czasu i właściwie nie wiem, dlaczego ponownie przez tak długi okres go nie kupiłam. Ale w maju podczas wizyty w Rossmanie kupiłam go ponownie i przypomniałam sobie, dlaczego tyle kobiet go uwielbia. Delikatny, brązowy odcień z subtelną, złotą poświatą w kremie, który trzyma się na powiece cały dzień, nie rolując się i nie schodząc. Idealny do delikatnego, dziennego makijażu, a także do smokey wieczorowego. Uwielbiam.

Smashbox L.A. Lights Blush&Highlighter paleta w kolorze Culver City Coral, to dwa cudowne róże oraz rozświetlacz, które niedawno wypuściła na rynek marka. Przepiękne kolory, które w opakowaniu mogą wydawać się dość ciemne, jednak na cerze są delikatne i tworzą piękne, dzewczęce rumieńce. Róż jest mega trwały, doskonale się aplikuje, nie ściera z twarzy w ciągu dnia i nie blaknie. Cud miód!

I to wszyscy moi ulubieńcy minionego tygodnia. Czy któryś z kosmetyków jest też Waszym ulubieńcem? A może po moim wpisie macie ochotę poznać te kosmetyki?


12 czerwca 2016

Wiosenny makijaż w pięć minut!




































Ten wpis miał pojawić się już dawno temu, ale mój aparat odmówił posłuszeństwa i zdjęcia do wpisu w tajemniczy sposób nie zapisały się na karcie. No cóż, złośliwość rzeczy martwych nie zna granic. Zdjęcia musiałam zatem zrobić raz jeszcze i dziś szybko publikuję to, co zaległe, bo w kolejności czeka już post z ulubieńcami maja. Ale do tematu! Zobaczcie jakimi kosmetykami zrobić makijaż, który idealnie ściągnie zmęczenie z twarzy, doda jej blasku i odświeży. Dodatkowo jest lekki, idealnie trzyma się przez cały dzień i nie obciąża skóry. Ja noszę go ostatnio prawie codziennie, ewentualnie zmieniając tylko opcję ust, tu zmieniam kolor, bądź stawiam tylko na lekki błyszczyk lub po prostu balsam nawilżający. 

Zaczynam od nałożenia mojego ogromnego ulubieńca, do którego wróciłam po dłuższej przerwie. Mowa o kremie BBB z Pat&Rub. Wiosną i latem rezygnuję całkowicie z podkładów, zastępując je właśnie kremami BB bądź CC, ewentualnie gdy jestem już opalona, nakładam tylko puder sypki albo omiatam skórę tylko bronzerem. BBB z P&R jest idealnym wyborem na ciepłe dni. Wyrównuje koloryt skóry, kryje drobne niedoskonałości, wygładza i odświeża cerę. Jest to dodatkowo jedyny krem BBB, przy którym mogę pozwolić sobie na ominięcie mojego kremu nawilżającego, gdyż jego w pełni naturalny i wyborny skład, zawiera w sobie czynniki pielęgnujące i odżywiające cerę. Wybierając krem BB lub CC, zwróćcie uwagę na jego konsystencję i skład, niestety, wiele firm wypuszcza na rynek kremy o tej nazwie, które z pozoru mają być lżejsze niż podkłady, a niejednokrotnie bardziej od nich obciążąją cerę. Dlatego polecam za każdym razem przed zakupem poprosić w perfumerii o próbkę. Krem BBB z Pat&Rub występuje w dwóch odcieniach, jaśniejszym, oraz posiadanym przeze mnie ciemniejszym. Idealnie wtapia się w cerę i trwa na twarzy po prostu cały dzień. Genialny. Następnie sięgam po rozświetlacz i korektor w jednym, który w sprytnym i wygodnym pisaku, aplikuje się dosłownie w sekundę. Mowa o MAC Prep+Prime Highlighter w kolorze Light Boost. Nakładam go pod oczami, oraz środek nosa, nad łukiem brwiowym, na łuk kupidyna i środek brody, czyli wszędzie tam, gdzie twarz potrzebuje rozświetlenia. Wklepuję go palcami i gotowe! Spojrzenie jest odświeżone, twarz jest ładnie rozświetlona, zmęczenie znika w kilka sekund. Korektor nie przesusza skóry, ładnie wtapia się w cerę i jest bardzo wydajny. Ogromny ulubieniec. Dużym pędzlem delikatnie omiatam twarz bronzerem, skupiając się na miejscach, gdzie naturalnie opala nas słońce, czyli przy kościach policzkowych, na szczycie czoła oraz delikatnie na linii żuchwy. Aktualnie służy mi do tego kultowy już produkt, czyli Ziemia Egipska firmy Bikor. Ten uniwersalny bronzer, występujący w jednym odcieniu dopasowującym się do każdej karnacji, zawiera w swoim składzie sporo składników pielęgnujących cerę, takich jak witamina A i E, olej z orzechów arachidowych, olej jojoba, masło karite oraz kwas hialuronowy. Mimo to, iż wydaje się w opakowaniu bardzo intensywny i ciemny, na skórze faktycznie daje ładny i subtelny efekt, oczywiście umiar w nakładaniu jest tu wskazany. Jest bardzo trwały, na skórze trzyma się dosłownie od rana do wieczora, a sam produkt zdaje się być ogromnie wydajny. Czas na dodanie cerze dziewczęcej świeżości, a tu stawiam w tej chwili na paletkę róży i rozświetlacza firmy Smashbox L.A. Lights Blush&Highlighter w kolorze Culver City Coral. Jestem absolutnie zakochana w tej paletce, na żywo prezentuje się obłędnie, a każdy z kolorów różu na skórze jest subtelny, pięknie ją odświeża i dodaje blasku. Dodatkowo róż nie blaknie w ciągu dnia, nie powoduje plam, jego trwałość jest powalająca. Podobnie z intensywnością koloru i wydajnością produktu, no po prostu bajka. Skośnym pędzlem nakładam róż i rozświetlacz na szczyty kości policzkowych i makijaż cery uważam za skończony. Przechodzę do oczu. Tu odbywa się szybka akcja, rozpoczynająca się od nałożenia kredki Rimmel w cielistym, naturalnym kolorze na dolną linię wodną powieki, co powoduje, że oczy wydają się być większe, a spojrzenie nabiera niebywałej świeżości. Wybierając tą metodę pamiętajcie, aby nie stosować w tym miejscu kredki w białym kolorze, bo wygląda to niestety nienaturalnie, beżowy odcień jest zdecydowanie bliższy naszej naturze. Małym, puchatym pędzelkiem na górną powiekę nakładam beżowy, matowy cień z paletki Marc Jacobs Lolita, który ujednolica powiekę, dając bardzo naturalny efekt, a w kącikach nakładam tym samym pędzlem najbardziej rozświetlający kolor z paletki. Osobiście jestem bardzo zadowolona z tej palety, każdy kolor idealnie wpisuje się w mój gust, cienie są trwałe i mają naprawdę przyjemną strukturę. Kończę makijaż oczu nakładając maskarę, obecnie używam tej z firmy Dior, Diorshow Iconic Overcurl, który dzięki swojej lekko wygiętej w łuk szczoteczce pięknie wydłuża i podkręca rzęsy, przy czym ładnie je rozczesuje, co powoduje delikatne zagęszczenie rzęs. Ta mascara gości u mnie po raz pierwszy, ale jestem z niej bardzo zadowolona, jest trwała, nie osypuje się w ciągu dnia, nie powoduje efektu pandy, a tusz jest długo świeży i mokry. Jestem na tak i na pewno jeszcze do niego wrócę. Na koniec wybieram kolor na usta. Wspominałam już na blogu, że moją ogromną miłością są pomadki firmy Clinique z serii POP, posiadam je w kilku kolorach i chyba najczęściej te pomadki lądują na moich ustach. Na wiosnę i lato stawiam na te żywe kolory, dlatego sięgam po Sweet Pop w odcieniu przepięknego różu, który mam wrażenie będzie pasował każdemu, a już na pewno ożywi cerę i sprawi, że nawet po ciężkiej nocy (mamy, do Was w szczególności kieruję te słowa!), będziemy wyglądały dobrze! Kolor jest trwały, ładnie "wgryza" się w usta, co sprawia, że pozostaje na nich do kilku godzin, równomiernie schodząc. Sama formuła pomadek jest bardzo komfortowa, nie przesusza ust i nie powoduje dyskomfortu. Łapię torbę, okulary i pędzę na spacer z córką, korzystając ze słońca i cudownej pogody :)

Makijaż jest lekki, szybki i uwierzcie, będzie trzymał się na twarzy do wieczora, z poprawką ust po jedzeniu i picu, siłą rzeczy na nich nic nie trwa wiecznie:) 

Jestem ciekawa czy znacie te produkty, no i oczywiście jak wygląda Wasz wiosenny makijaż? :)

Na zdjęciu dodatkowo: notes w skórzanej oprawie Anita się nudzi, okulary Ray Ban, skórzany worek Zofia Chylak. Na moich paznokciach Essie w kolorze Funny Face.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...