13 grudnia 2016

Pomysły na prezenty świąteczne!





































Przedświąteczna gorączka w pełni! Też ją czujecie? U nas w tym roku wszystko właściwie jeśli chodzi o prezenty już zaplanowane, gotowe, ale dla wszystkich tych, którzy jeszcze nie mają kompletu dla swoich bliskich lub szukają czegoś prostego, ale sprawdzonego i godnego polecenia, zapraszam na dzisiejszy wpis, inspiracje dla Was czas start! :)

Czy wśród Waszych bliskich są osoby, które uwielbiają siedzieć w kuchni, gotować, piec, tworzyć cuda na talerzu i zaspokajać podniebienia całej rodziny? Idealnym zatem prezentem dla nich będzie książka z nowymi przepisami, z których będą czerpać inspiracje! 
Smitten Kitchen to blogerka z Nowego Jorku, która w swojej małej kuchni tworzy cuda, o jakich można tylko marzyć. Lub kupić jej nową książkę i spróbować te cuda odtworzyć:) Piękne zdjęcia, proste i pyszne jedzenie nie tylko z Nowego Jorku, dokładne i szczegółowe przepisy. Genialna! "Smitten Kitchen czyli Nowy Jork na talerzu".
Małgosia Minta jakiś czas temu wydała książkę z przepisami tylko na śniadania. Ale za to jakie! Dość parówek czy nudnej jajecznicy, pozycja dla każdego smakosza! "Dzień dobry, śniadania z Małgosią Mintą".
Dorota Świątkowska znana jako guru ciast w naszym kraju, wypuściła właśnie nową książkę z przepisami na cudowne wypieki, które dotąd nie znalazły się na jej blogu! Dla każdego cukiernika amatora to pozycja obowiązkowa. "Moje wypieki" Dorota Świątkowska. 
Marie Tourell Soderberg w ostatnim czasie zawojowała księgarnie swoją ksążką Hygge. To duńska filozofia szczęścia, która może trochę naciągana, bo tak naprawdę znana na pewno nie tylko duńczykom, ale i nam, ale przedstawiona w bardzo fajny, ciepły sposób, okraszona przyjemnymi zdjęciami. Właściwie o hygge na pewno przeczyta chętnie każdy, nawet dziadkowie:) "Hygge, duńska sztuka szczęścia" Marie Tourell Soderberg.

Jeżeli w Twoim otoczeniu masz brodacza, to ten prezent sprawi mu ogromną radość. Bo przecież broda w tych czasach nie kojarzy się nam już z zaniedbanym drwalem, a wypielęgnowana i pachnąca może stać się atutem mężczyzny. Specjalny szampon przeznaczony do mycia brody nie zawierający SLS, drażniących substancji myjących, a same delikatne kompozycje myjące i naturalne wyciągi dokładnie oczyście brodę, zmiękczy ją i pozostawi pachnącą. Dear Beard szampon do brody. 
A na oczyszczoną brodę warto zaaplikować specjalny balsam, bazujący tylko na organicznych olejkach, o cudownym leśnym zapachu. Zmiękczy on brodę, wygładzi i ujarzmi ją oraz nawilży skórę pod brodą. Dodatkowo obłędnie będzie pachniał przez cały dzień! Mr. Bear Beard Balm Woodland.
Dla wszystkich maniaków zimowych kąpieli w wannie, pozycją obowiązkową w paczce od Mikołaja będą kule do kąpieli naszej rodzimej marki Ministerstwo Dobrego Mydła. Czekolada, rumianek, lawenda, róża to tylko niektóre propozycje, jaka marka ma w swojej ofercie. Wszystkie obłędnie pachną, obłędnie relaksują i obłędnie nawilżają skórę w czasie kąpieli. Ministerstwo Dobrego Mydła półkule do kąpieli. 
Dla fanek luksusowych doznań marka Phenome przygotowała cudowny zestaw składający się z pysznie pachnącego i genialnie wygładzającego scrubu do ciała, który nie tylko pozbęcie się martwego naskórka z ciała i fenomenalnie je wygładzi, ale też pięknie wyrówna koloryt skóry i nawilży ją. Fantastycznym uzupełnieniem scrubu jest olejek z tej samej linii, na bazie olejku różanego, który nadaje się nie tylko do masażu, ale także do wmasowywania w wilgotną skórę ciała po każdej kąpieli. Jest to gwarancją cudownie wypielęgnowanej skóry i cudownie otulającego jej zapachu. Phenome Invigorating Body Buff oraz Relaxing Massage Oil z linii Rejuvenating Rose.
A co dla fanek makjiażu? Olejek do demakijażu! Ten z polskiej firmy Resibo jest w stu procentach naturalny i przeznaczony jest do każdej cery, wrażliwej, suchej, tłustej, problematycznej. Po prostu dla każdego. Rozpuści nawet ten wodoodporny makijaż, ukoi cerę, wygładzi ją i pozostawi cudownie czystą i zrelaksowaną. W zestawie muślinowa ściereczka, cudo! Resibo olejek do demakijażu.
Dla ceniących sobie niebanalne ozdoby włosów, które zastąpią nawet biżuterię wieczorem, a założone do jeansów i tshirtu w ciągu dnia dodadzą nonszalancji, są opaski od Cosimy Borawskiej. Wzorów, kolorów do wyboru multum, wszystkie tworzone w Polsce, ręcznie, z wysokiej jakości materiałów. Szukajcie na Showroom oraz facebooku projektantki. C by Cosima Borawska
Na koniec coś dla każdego, bo zegarek Daniel Wellington. Na stronie producenta znajdziecie coś dla mężczyzn i dla kobiet, w złocie i srebrze, na paskach skórzanych oraz materiałowych. Każdy zaprojektowany z dbałością o najmniejszy szczegół, a od niedawna marka wprowadziła bransoletki, które można nosić w komplecie z zegarkiem. I tu mam dla Was kod promocyjny, wystarczy w koszyku wpisać DW-juicy, a otrzymacie na stronie producenta 15% zniżki na dowolny asortyment! Kod ważny jest do 15.01.2017.

I to wszystkie moje propozycje prezentów, mam nadzieję, że może znaleźliście w moich inspiracjach coś dla swoich bliskich:) Jestem też ciekawa, jakie prezenty planujecie w tym roku u siebie pod choinką! 

5 grudnia 2016

Ulubieńcy listopada


































Nie znoszę listopada. Zmiana czasu i ciemność w dzień, pogorszenie pogody i ogólne pogorszenie nastroju sprawia, że odliczam do jego końca każdą minutę. W tym roku listopad minął mi błyskawicznie, dlatego tym bardziej cieszę się, że udało mi się go tak łagodnie przetrwać. Z zeszłym miesiącu ulubieńcy nie pojawili się, wyjaśnienie napisałam Wam w poprzednim poście, ale dziś zapraszam już na ulubieńców listopada, bo znalazło się tu kilka perełek, którym zdecydowanie warto się przyjrzeć. No i w końcu mamy grudzień, czy czujecie już gorączkę Świąt Bożego Narodzenia? :) Ja odliczam już dni i nie mogę się ich doczekać!

PIELĘGNACJA

L'Biotica szampon i odżywka z serii Repair znalazły się u mnie całkiem przez przypadek. Ale jedno muszę przyznać, przypadek to był bardzo szczęśliwy, bo ten duet jest doskonały! Cała linia przeznaczona jest do włosów suchych, zniszczonych, ze skłonnością do wypadania. Moje włosy zniszczone nie są, ale lekko przesuszone z natury przy końcach są, a i wypadanie nie jest im obce. Po tym, jak dostałam ten szampon od mojej mamy, bałam się, że jednak obciąży moje delikatne i bądź co bądź przetłuszczające się dość szybko u nasady włosy. Jakże zdziwiona i pozytywnie zaskoczona byłam po pierwszym umyciu nim głowy! Włosy były miękkie, puszyste, odbite u nasady, dobrze oczyszczone, lśniące, ewidentnie dodał objętości mojej fryzurze. Do tego ma cudowny zapach, który utrzymuje się dość długo na włosach. Zaskoczona efektem, który pojawiał się po każdym myciu włosów, zdecydowałam się dokupić odżywkę. I tu również był strzał w dziesiątkę. Odżywka ładnie wygładza włosy, wspomaga ich rozczesywanie, sprawia, że wyglądają na zdrowe. Jestem bardzo na tak i polecam to duo każdemu, znajdziecie tą serię w Rossmannach. 

Davines i odżywka MELU to kolejna nowość i doskonały w moim przypadku traf do włosów. To jeden z trzech kosmetyków tej marki, który do mnie trafił, ale o pozostałych innym razem. Z firmą Davines stykam się po raz pierwszy, ale wierzcie mi na słowo, ta marka jest bardzo godna uwagi i wiem już, że kolejna pielęgnacja moich włosów będzie należała do niej. Odżywka MELU przeznaczona jest do włosów narażonych na częstą stylizację gorącym sprzętem, długich, łamliwych i wymagających przywrócenia im blasku. Jest bardzo gęsta i bardzo odżywcza, dlatego ja stosuję ją w formie maski, dwa-trzy razy w tygodniu. Przepięknie wygładza włosy, nawilża je, sprawia, że są sypkie, fantastycznie się układają i na układanie są bardzo podatne, obłędnie pachnie. Posiadam małe opakowanie, a jedno jest pewne, jest bardzo wydajna! Jeżeli nie znacie jeszcze tej firmy, wypróbujcie ją koniecznie, dla mnie hit, jedna z lepszych odżywek masek, jakie miałam okazję stosować. 

Grown Alchemist i ich Body Treatment Oil to kolejna bardzo fajna pozycja, która umilała mi listopad. Gęsty, odżywczy olejek do ciała na bazie naturalnych olejków, wzbogacony o piękny, ziołowy zapach pomaga zrelaksować się w te zimne, jesienne wieczory, przywracając skórze gładkość i odpowiedni poziom nawilżenia. Mimo to, iż olejek jest gęsty, dość wydajny oraz cechuje go naprawdę dobre działanie, to niestety nie jest tani i jest go bardzo mało, bo tylko 100 ml. Do Was zatem należy decyzja, czy zechcecie go kupić i spróbować. Ja na pewno raz na jakiś czas będę do niego wracać, ale znalazłam dla niego alternatywę, mianowicie...

Ministerstwo Dobrego Mydła mus do ciała Len i Konopie to idealny substytut olejku Grown Alchemist. Działa na skórę genialnie, powiedziałabym, że może i lepiej niż wspomniany olejek, do tego zapach mają niemalże identyczny, przy czym mus jest produktem polskim i zdecydowanie tańszym. Ale do rzeczy. Puszysty, stworzony wyłącznie z naturalnych składników mus nakładam na wilgotną skórę po prysznicu. W kontakcie ze skórą zamienia się w olejek, który bardzo ładnie rozprowadza się na skórze otulając ją ziołowym zapachem i nawilżając na naprawdę długo. Polecam, koniecznie zaopatrzcie się w słoiczek na tegoroczną zimę! 

Alpha-h Liquid Gold to intensywnie odnawiająca kuracja w postaci płynu na bazie kwasu glikolowego. Jest to jeden z bestsellerów marki i wcale się temu nie dziwię. Preparat już po pierwszym zastosowaniu sprawia, że cera wygląda całkiem inaczej. Kosmetyk za zadanie ma rozjaśnić cerę i zredukować powstałe już przebarwienia, zwężyć rozszerzone pory, wspomaga walkę z wypryskami, a także z bliznami potrądzikowymi, efektywnie redukuje zmarszczki i rewitalizuję cerę. W listopadzie stosowałam go co drugi wieczór, przecierając oczyszczoną twarz wacikiem nasączonym Liquid Gold i zostawiałam solo na całą noc. Rano skóra jest niesamowicie gładka, wypoczęta, drobne niedoskonałości zmniejszone. Jeżeli potrzebujecie takiej intensywnej kuracji i regeneracji skóry, to teraz jest na to idealna pora, a ten preparat Wam w tym pomoże.

MAKIJAŻ

Bourjois Healthy Balance puder do twarzy znalazł się już na blogu kilka razy. Przez jakiś czas zupełnie nie stosowałam pudru do twarzy, ale teraz jesienią wróciłam do niego ponownie, aby trochę wzmocnić ochronę skóry i przedłużyć trwałość makijażu w ciągu wietrznych i mokrych dni. Ten puder to mój ogromny ulubieniec. Pięknie matuje skórę, ale nie obciąża jej, spawia, że jest świeża, a kolor ujednolicony, przedłuża trwałość makijażu o kilka godzin. Jest bardzo wydajny i jako ciekawostkę powiem Wam, że jest bardzo podobny do pudru Chanel Les Beiges, który przed Bourjois miałam okazję stosować. 

OPI i ich kolekcja Breakfast at Tiffany's zaskoczyła mnie pięknymi kolorami, ale z całej tej cudownej kolekcji mam swoich dwóch faworytów. Kremowa kość słoniowa wzbogacona o opalizujący pyłek o nazwie tej samej co cała kolekcja, czyli Breakfast at Tiffany's zaskoczyła mnie na tyle, że mimo, iż wolę kremowe wykończenie lakierów, to ten trafia na moje paznokcie co chwilę. Idealnie wkomponuje się w zimowy, biały klimat Świąt, ucieszy fanki nie tylko naturalnego manicure, ale także te, które wolą na codzień kolory. Ale jeżeli nie wyobrażacie sobie Świąt Bożego Narodzenia bez czerwonych paznokci, to OPI stworzył czerwień idealną, która mi osobiście, bardzo kojarzy się z nadchodzącymi świętami. Mowa o kolorze Got The Mean Reds. Idealnie kremowa, pięknie kryjąca, czysta czerwień to mój wybór na każdą uroczystość, nie tylko tą wigilijną. 

I to wszystkie kosmetyki, które podbiły mój listopad. Czy chcielibyście przeczytać o którymś z tych kosmetyków więcej na blogu? A może znacie już te produkty? 






1 grudnia 2016

November Mix

Po miesięcznej przerwie wracam do Was z podsumowaniem listopada. W grudniu posty pojawiać się będą już regularnie. Przerwa spowodowana była większym projektem, nad którym obecnie pracuję oraz nadchodzącymi zmianami, które pojawią się już wkrótce na blogu. Tymczasem zerknijcie jak minął nasz miesiąc, a my witamy już grudzień!:)

Mam dla Was kod rabatowy na zakup dowolnego zegarka oraz całego asortymentu na stronie Daniel Wellington, wystarczy w koszyku wpisać DWjuicy i na całe zakupy otrzymacie 15% rabatu!
Zerknijcie też na ich ofertę świąteczną, rabat tam też obowiązuje:)

1. Home vibes. 2. Chałka I like you. 3. Classic Black. 4. Morning.

5.Kawa i plotki z Martitsu. 6. Domowa pizza to najlepsza pizza. 7. Coffee o'clock. 8. Czekoladowe.
 9. Przymiarki trwają. 10. Nap. 11. Wstałam! 12. Play girl.
13. Zrób mi pieczone ziemniaki. 14. Dyniowa love. 15. Groszkowa carbonara. 16. Hygge.
 17. Books and coffee. 18. Matko napraw. 19. Smaki lata jesienią. 20. Coffee lover.
 21. Mol książkowy. 22. Love to watch her sleep. 23. Wszędzie. 24. I zawsze.
 25. Gdy w domu tylko pomidory. 26. Szpinak. 27. Pizza z bakłażanem-smak jesieni. 28. Kotlety ziemniaczano-szpinakowe z fetą wzbudziły Wasze ogromne zainteresowanie na Instagramie, przepis na nie znajdziecie na blogu White Plate:)
 29. Ciasteczka z masłem orzechowym, przep z Kwestii Smaku, polecam! 30. Nowe Ministerstwo.
 31. I nowe Phenome (niespodzianka dla Was wkrótce!). 32. Breakfast At Tiffany's , nowa kolekcja OPI.
 33. Classic Black, cudo! 34. Pan Dorsz. 35. Naleśniki, zawsze. 36. Gdy za oknem deszcz, pieczemy.
37. Lubimy mirror selfie. 38. Matka.



1 listopada 2016

Snapshots of the Month 87

1. Bling bling. 2. Na spacer! 3. Słońce! 4. Z tatą najlepiej.

5. W pażdzierniku dużo gotowaliśmy, kopytka buraczane. 6. Marchewkowe. 7. Te wypieki. 8. Makijaż też był.

9. Dużo czytaliśmy. 10. Odpoczywaliśmy. 11. Biegaliśmy. 12. Odwiedzaliśmy.

13. Dzień zacznij z omletem! 14. Domowa pizza smakuje najlepiej. 15. Się wycina. 16. Się piecze.

17. Możesz też zacząć dzień budyniem jaglanym. 18. Prosto. 19. Kaszotto I like you. 20. Sernik raz.

21. Dress. 22. Gold crown. 23. Girls will be girls.
24. W drogę! 25. Coffee is always good idea. 26. Star. 27. Wejdę też.

28. Risotto z dynią. 29. Palona brukselka. 30. Stan umysłu. 31. Kolory jesieni z OPI.


























30 października 2016

Nowości października

































Tytuł trochę kłamie. To tak na wstępie. Bo większość tych nowości pojawiło się u mnie owszem w październiku, ale garstka z tych kosmetyków, które dziś pokażę pojawiło się u mnie już we wrześniu. Czekałam jednak, aż uzbiera ich się więcej, aby pokazać je zbiorowo w jednym poście. No i jestem. Chwilę to trwało, ale wierzcie, wszystko było przeciwko mnie. A najbardziej uwzięła się na mnie jesień. Tak moi drodzy, jesień ponura, deszczowa i ze złotą polską nie mająca nic wspólnego. Światło, a raczej jego brak, ciągle uniemożliwiało mi zrobienie zdjęć. Ale wczoraj oto, pojawiło się kilka skromnych promieni, chwyciłam więc za aparat i tyle ile udało mi się cyknąć, wrzucam dziś i szybko do Was piszę. No to co, zaczynamy?

Najwięcej nowości wskoczyło z przeznaczeniem dla moich włosów. I tu marka Phenome wysłała mi paczkę niespodziankę z duetem szampon oraz odżywka z linii Rebalance. Seria ta przeznaczona jest do codziennego mycia włosów, delikatnie oczyszcza je z zanieczyszczeń, przywracając równowagę skórze głowy, kojąc ją i nawilżając. O ile kosmetyki naszej rodzimej, organicznej firmy Phenome są mi dobrze znane, o tyle tej serii do włosów jeszcze nie miałam i jestem jej ogromnie ciekawa. Póki co czeka na swoją kolej, na pewno za jakiś czas pojawi się na blogu w szerszej recenzji. 
Od jakiegoś już czasu na pewno wiele z Was słyszało o tym, że Kinga Rusin opuściła spółkę Aromeda, z którą współtworzyła kosmetyki Pat&Rub i wznowiła produkcję kosmetyków pod tą samą nazwą już bez starego partnera. Dla wszystkich zainsteresowanych, a nie znających sprawy. Stare kosmetyki Pat&Rub z niezmienionymi formułami są teraz dostępne pod nazwą Naturativ. Natomiast pani Kinga udoskonaliła jak sama pisze te stare formuły i powraca z nimi pod autorską nazwą Pat&Rub. Byłam bardzo ciekawa nowej odsłony tych kosmetyków. bo stare Pat&Rub, a teraz Naturativ, darzę ogromną sympatią. Wybrałam więc na pierwszy ogien z całego nowego asortymentu, który póki co jest bardzo okrojony, regenerujący szampon do włosów oraz krem pod oczy. Szampony ze starej linii bardzo lubiłam, służyły mi fantastycznie. Ten szampon, prócz tego, że jest gęstszy i posiada żelową formułę (stara wersja była dość płynna), działa na moje włosy bardzo podobnie, czyli przyjemnie je oczyszcza, zmiękcza, a wszystko to z bardzo przyjemnym zapachem, znanym wszystkim fanom starego P&R linii rewitalizującej. Czyżby nic się nie zmieniło? Podobne odczucia mam co do kremu pod oczy, pachnie identycznie jak stara wersja i działanie jest tożsame. Bardzo dobrze nawilża delikatną skórę pod oczami, ściąga delikatne opuchnięcia i wygładza drobne linie. Z obu produktów jak do tej pory jestem zadowolona. 
Trzecią nowością do moich włosów jest szampon L'Biotica z serii Repair, Dostałam go od mojej mamy, która zachwycona tym oto szamponem, stwierdziła, że kupi jeden też dla mnie. Pisząc ten post dziś dopiszę, że na zdjęciu nie ma odżywki do kompletu z tej serii, bo dokupiłam ją dosłownie dziś, już po tym, jak zrobiłam zdjęcia. Szampon jest po prostu świetny! Jestem ogromnie zaskoczona jego działaniem, więc dokupienie odżywki to był po prostu mus. Szampon przeznaczony jest do włosów zniszczonych, suchych, ale także osłabionych, ze skłonnością do wypadania. Bałam się, że obciąży moje delikatne włosy, ale wręcz przeciwnie, po umyciu tym szamponem, moje włosy są lekkie, bardzo puszyste, optycznie zdaje się, jakby było ich więcej, są miękkie, błyszczące i gładkie. Do tego cała ta linia posiada piękny zapach, który długo utrzymuje się na włosach. O tym szamponie, a także odżywce, napiszę na pewno niebawem na blogu coś więcej, dla mnie to ogromne odkrycie! Do kupienia w Rossmannie.
Po nowościach do włosów przyszła pora na nowości do ciała. I tak tutaj pojawił się u mnie olejek do ciała firmy Grown Alchemist, który możecie znaleźć na stronie Pell.pl. Olejek jest gęsty, świetnie nawilża skórę i bardzo relaksująco pachnie. Mam ochotę na więcej nowości z tej firmy, niestety, na stronie Pell większość ich kosmetyków jest ciągle niedostępna. 
Kolejna polska, naturalna marka na rynku, czyli Hagi, trafiła do mojej łazienki. Dwa kosmetyki, to jest puder do kąpieli z kozim mlekiem, o przecudownym zapachu oraz scrub do ciała zasiliły szeregi mojej pielęgnacji. Puder niestety nie jest wydajny i powoli zbliżam się do końca opakowania, choć zażyłam z nim dopiero trzech kąpieli. Natomiast tak jak wpsomniałam, obłędnie pachnie i bardzo przyjemnie nawilża skórę. Peeling do ciała z cynamonem i gałką muszkatołową jest strzałem w dziesiątkę jeśli idzie o obecny klimat za oknem, zapach dosłownie uzależnia, no po prostu pachnie cudownie, natomiast działanie..sama nie wiem. Mimo to, że dobrze ściera naskórek, za słabo nawilża skórę. Wrócę z jego recenzją za jakiś czas.
Z duńskiej, naturalnej firmy Meraki będę miała przyjemność przetestować ich mydło w kostce z peelingiem. Jedyne co mogę powiedzieć, to to, że zapach mydła jest bardzo przyjemny, orientalny i intensywny, czuć go w całej łazience mimo to, iż zapakowane jest w folię i papierowe opakowanie zewnętrzne. Zobaczymy jak z jego działaniem już niedługo. Kolejną skandynawską firmą jest La Bruket. Szwedzka, organiczna marka skusiła mnie swoim kremem do rąk oraz balsamem do ust. Wszystko o cudownym, naturalnym składzie. Niestety, póki co wcale nie jestem oczarowana tymi kosmetykami, ale napiszę Wam o nich więcej za jakiś czas. Balsam do ust ulatnia się z nich szybciej niż go na nie nałożę, nie regeneruje ich specjalnie i nie nawilża. Krem do rąk natomiast, prócz mega intensywnego zapachu, ma działanie po prostu poprawne. Miewałam i znam lepsze kremy do rąk, więc tu akurat myślę, że nasza przygoda będzie jednorazowa. 
I tak dochodzimy do nowości w makijażu, których jak zawsze jest niewiele, zdecydowanie góruje u mnie pielęgnacja. Ale jednak, mamy tu tusz do rzęs Marc Jacobs Beauty Velvet Noir, który zastąpił mi tusz Diora. Za zadanie ma pogrubić rzęsy, z czym radzi sobie naprawdę świetnie, przy okazji bardzo ładnie wydłuża rzęsy, a silikonowana szczoteczka o ciekawym kształcie nie skleja rzęs, bardzo ładnie je rozczesując. Zobaczymy jak dalej z jego trwałością, wrócę z nim na bloga niebawem. 
Z marki OPI dostałam do wypróbowania trzy kolory z ich jesiennej kolekcji Washington dc. I tak, kolory, które wybrałam to kremowa fuksja Madam President, bordo z nutą śliwki o wdzięcznej nazwie We the Female, oraz piękny szary z nutą zieleni Liv in the Gray. Osobiście jestem ogromną fanką marki Essie, ale jestem ciekawa, jak OPI wypadnie na jej tle z trwałością, bo kolory owszem ma równie przepiękne. 

I tak dochodzimy do końca moich jesiennych nowości. Wszystkie te kosmetyki na pewno zagoszczą jeszcze na blogu w szerszych opisach, mam nadzieję, że przybliżyłam je Wam w tym szybkim poście choć trochę. Macie ochotę przeczytać o którymś kosmetyku w pierwszej kolejności? Dajcie znać w komentarzach!




10 października 2016

Ulubieńcy września































Już miałam nie publikować wpisu z ulubieńcami września, ponieważ powoli zużywam kosmetyki, które w większości na blogu już były, w planach miałam wpis z nowościami, bo tych trochę się w ostatnich dniach u mnie nazbierało, ale pomyślałam sobie, że są trzy kosmetyki, które owszem, na blogu już się pojawiły, ale dawno temu, a dodatkowo dwa z nich poniekąd nowością są, bo występują pod nową nazwą. Także przed Wami dziś trzy pielęgancyjne kosmetyki, które chcę Wam polecić i które we wrześniu po raz kolejny spisały się u mnie na medal. 

Phenome i ich oczyszczająca maska do włosów, to produkt, który nie tylko został opisany już na moim blogu jako ulubieniec miesiąca, ale pojawił się tu także jako ulubieniec roku. Bo jest to produkt moi drodzy, który każdy powinien w swojej łazience posiadać, niezależnie od tego, jaki ma rodzaj włosów. 
Przez kilka miesięcy ten kosmetyk niestety nie brał udziału w pielęgnacji moich włosów, a to dlatego, że często, kiedy chciałam go nabyć, po prostu nie był dostępny w sklepie online marki. Ale dzięki uprzejmości Phenome, dostałam go we wrześniu w prezencie i w końcu mogę się cieszyć naprawdę zdrowymi włosami. Maski nawilżające czy regenerujące zna na pewno każdy, każdy też pewnie jakąś w swoim życiu miał, testował, używał. Ale maski oczyszczające do naszej czupryny nie są już tak popularne. A szkoda. Phenome w swojej ofercie ma produkt cud. Gęsta, kremowa maska zawierająca drobinki, ma za zadanie oczyścić skórę głowy oraz włosy z nadmiaru sebum, produktów do stylizacji, które nie raz nawet po umyciu głowy szamponem jeszcze "oblepiają" nasze kosmyki, odświeżyć je, sprawić, że włosy nabiorą elastyczności, lekkości i blasku. Wszystkie te funkcje maska spełnia, do tego genialnie nawilża i regeneruje włosy, jak maska o działaniu odżywczym! Nakładam ją na mokre włosy, masując nią skórę głowy i pozostawiam na włosach około 3 minut. Spłukuję i myję głowę szamponem. Efekt jest po prostu fantastyczny. Włosy na dłużej są czyste, lekkie, elastyczne, bardzo dobrze się układają, odzysują swój naturalny blask, są miękkie. Osoby, które tą maskę znają, na pewno wiedzą o czym mówię, te, które jeszcze z nią styczności nie miały, gorąco namawiam aby to zmieniły. Maskę kupicie w sklepie phenome.pl.

Naturativ to marka wzbudzająca skrajne emocje w ostatnim czasie. Wcześniej funkcjonująca pod nazwą Pat&Rub, rozstała się z Kingą Rusin zmieniając nazwę na Naturativ, ale kosmetyki prócz nazwy, składów i działania nie zmieniły. Dzięki uprzejmości miałam okazję używać od września dwóch produktów pod nową nazwą, ale produktów, które dobrze znane były mi jeszcze pod starą marką. Mowa o otulającym olejku do ciała oraz toniku łagodzącym. Olejek, który w składzie, podobnie jak tonik, ma składniki tylko naturalne, cudownie nawilża skórę po kąpieli, odżywia ją, natłuszcza, otulając wspaniałym zapachem karmelu i cytryny. Moim zdaniem jest to wymarzony kosmetyk na porę jesienno-zimową, skóra jest ukojona po całym dniu kontaktu z długimi spodniami i swetrami, a zapach dosłownie nas ogrzeje. Łagodzący tonik to mój ulubieniec od lat. Stworzony na bazie kilku organicznych składników, koi skórę, łagodzi, nawilża i leczy. Do tego cudowny, kultowy już chyba zapach, który uprzyjemnia stosowanie toniku za każdym razem, gdy po niego sięgamy. Moja skóra toleruje go bajkowo i uwielbia go. Jestem ciekawa, jak potoczą się teraz losy marki Naturativ, bo zdradzę Wam, że Kinga Rusin wróciła na rynek z kosmetykami o nazwie Pat&Rub, a jej produkty, ulepszone, można już kupić w sklepie online. W nowościach pokażę Wam nowe pozycje z tejże firmy.

Jak widzicie, każdy z tych kosmetyków polecam, każdy jest naprawdę świetny. Jestem ciekawa Waszej opinii, czy znacie opisane dziś przeze mnie kosmetyki?
Wypatrujcie kolejnego wpisu z nowościami na który już dziś Was zapraszam:) 



1 października 2016

Snapshots of the Month 86


1. Akrobacje łóżkowe. 2. Jesień przyszła. 3. All grey everything. 4. Prawdziwa twarz.






































5. Press time. 6. Pamiętam było lato. 7. Kumpelki. 8. Coffee is always good idea.

9. Kaszotto I like you. 10. All that glitters. 11. Zaczytana. 12. Gotowe na zimno.





































13. Tak zaczynamy każdy dzień. 14. Pchaj matko! 15. Tylko Jej. 16. Lubię śniadania.

18 września 2016

Resibo Serum Naturalnie wygładzające- naturalny efekt botoksu?
































Cieszę się, że polski rynek wręcz obfituje w kosmetyki naturalne, organiczne, ba, nawet świeże, że wybór jest tak spory, że każdy znajdzie coś dla siebie. Mało tego, że kosmetyki są naturalne, składające się w większości z organicznych komplementów, to najważniejsze przecież przyznacie, po prostu bajecznie działają na naszą skórę. Staram się jak tylko mogę wybierać te marki, które posiadają naturalne składy, wiem, że dobrze robię, moja skóra ewidentnie pokazuje mi, że dobrze się z tym czuje. Marka Resibo, to kolejna polska pozycja na rynku, tworząca naturalne kosmetyki. Mała, założona przez Ewelinę Kwit-Betlej, w swej ofercie w tej chwili posiada siedem poduktów, ale pracuje spokojnie nad tym, aby poszerzyć swoją ofertę o kolejne cudowne, organiczne kosmetyki. Wszystko z dbałością o najmniejszy detal, aby klienci i ich skóra byli zachwyceni działaniem. W swojej łazience posiadam już jeden produkt marki, olejek do demakijażu,o którym wspominałam już krótko na blogu ( choć jest tak genialny, że przymierzam się do napisania pełnej recenzji), serum naturalnie wygładzające, o którym napiszę Wam dziś, to drugi produkt tej firmy. Równie fantastyczny.

Serum, czyli skoncentrowane naturalne składniki, otrzymujemy w szklanej buteleczce o pojemności 30 ml, z aplikatorem w formie pipetki, która działa bez zarzutu i aplikuje odpowiednią ilość przez nas wybraną. Sama konsystencja produktu to olejek, ale niech nie zniechęcą się na starcie do tej konsystencji posiadaczki skóry tłustej czy mieszanej, bo i do nich skierowany jest ten kosmetyk, a olejek w żaden sposób nie obciąża, czy nie zapcha Waszej cery, powiem więcej, ma działanie przeciwtrądzikowe. Wszystko to za sprawą idealnie skomponowanego składu, w którym znajdziemy stoechiol, czyli ekstrakt z lawendy motylej, który działa jak naturalny botoks zmniejszając napięcie mięśniowe, zapobiega także zmarszczkom mimicznym, wygładza skórę i stymuluje wydzielanie beta-endorfin w skórze. Ekstrakt z "łez" drzewa pistacia lentiscus pobudza produkcję białka młodości, czyli sprawia, że skóra odzyskuje gęstość i jędrność. Olejek marula, który również znajdziemy w składzie, ma działanie wszechstronne, bowiem ma silne działanie antyoksydacyjne, działa regenerująco i wygładzająco, ale także świetnie radzi sobie z bliznami potrądzikowymi, goi, naprawia, zmniejsza stany zapalne skóry i trądzik, a wspiera go skwalan roślinny, który zapobiega utracie wilgoci w skórze, przywraca gęstość i gładkość skórze, spłyca widoczne zmarszczki. Wszystko to uzupełnia pochodna witaminy C, która zapobiega powstawaniu przebarwień, a także hamuje utlenianie się sebum, a co za tym idzie, zapobiega powstawaniu wyprysków. Jak widzicie, odbiorcą tego serum może być dosłownie każdy typ skóry. Ja stosuję to serum na noc, choć nadaje się ono także pod makijaż. Wmasowuję w skórę i szyję 4 kropelki i to wystarcza, aby moja skóra była natychmiast ukojona, nawilżona i wygładzona. Olejek dość szybko się wchłania, pozostawiając na skórze bardzo przyjemny, relaksujący zapach, który na pewno nie męczy i szybciutko się ulatnia. Gdy zaczynałam stosować to serum, moja skóra mimo to, iż jest z natury sucha, borykała się z trądzikiem, który nagle zaatakował moje czoło i żadne sprawdzone mi dotąd preparaty nie pomagały. Po dwóch tygodniach od regularnego stosowania tego serum zauważyłam, że krostki zaczęły znikać, a na ich miejsce wcale nie pojawiały się nowe wykwity. Skóra jest totalnie wygładzona, nawilżona na tyle, że w ciągu dnia mogłabym zrezygnować z kremu nawilżąjącego, nabrała zdrowego kolorytu. Producent nazywa to serum naturalnym botoksem. Czy faktycznie tak jest? Nie miałam na tyle głębokich zmarszczek, czy braku elastyczności skóry, aby móc zauważyć aż takie efekty. Natomiast faktycznie moja skóra odzyskała świeżość, gęstość, jest po prostu w dobrej kondycji, więc przypisuję tę poprawę właśnie Resibo. Dodatkowo wszelkie grudki i krostki zostały po prostu zredukowane prawie do zera. Napomknąć muszę też o wydajności olejku, bo jest zdumiewająca. Korzystam z serum od prawie dwóch miesięcy, a nie zużyłam nawet połowy buteleczki. Serum możecie kupić w sklepie producenta za 129 zł. 

Jeżeli szukacie wielofunkcyjnego produktu, który pomoże odzyskać Wam gładkość skóry, poprawi jej ogólną kondycję, spłyci delikatne blizny czy zmarszczki, a także pomoże w walce z trądzikiem, do koniecznie wypróbujcie serum Resibo. Polecam je każdemu, w tej chwili jest to mój ogromny ulubieniec w pielęgnacji, myślę, że zostanie nim zdecydowanie na dłużej. 

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...