31 marca 2015

March Beauty Favourites
































No i proszę, Dziś żegnamy marzec i zdawałoby się, że żegnamy razem z nim zimę (i nigdy już nie wracaj!), ale widzę, że z zimy szczwana bestia i postanowiła nieoczekiwanie wrócić i rozsiąść się u nas wygodnie. Za oknem dziś śnieżyca w połączeniu z wichurą, czyli combo niszczycielskie, więc jedyne na co mam ochotę, to nie wychylać się z domu nawet na minutę i przykryć się kocem (ja i koc to temat na nową historię, chyba wchodzimy w symbiozę). Tak więc ja i mój przyjaciel (KOC) zapraszamy na ulubieńców marca.

PIELĘGNACJA

Bumble and Bumble Gentle czyli wielki powrót po latach i to naprawdę w fantastycznym tonie. Szampon, który przeznaczony jest do mycia każdego rodzaju włosów, bardzo delikatny, polecany w szczególności do włosów uwrażliwionych, suchych. Moje włosy w ostatnim okresie mają się naprawdę ok, a szampon ten potęguje tylko to odczucie. Ładnie oczyszcza w włosy, dobrze się pieni, ma delikatny i bardzo przyjemny zapach, który zostaje na włosach po umyciu, sprawia, że włosy dobrze się rozczesują i co najważniejsze, nie obciąża moich kosmyków, a raczej powoduje, że fryzura jest dość puszysta i lekka. Przy czym suszarki czy inne prostownice nie są już tak straszne dla naszych włosów. Ogromny plus za wydajność. 

Pat and Rub i peeling do ust, tym razem w wersji pomarańczowej. Bardzo lubię ten produkt, który jak wiem, ma wielu przeciwników, twierdzących, że to nadzwyczaj zbędny kosmetyk, ale ja uważam całkiem inaczej i swojego się trzymam. Choć wersji domowej nie mam nic do zarzucenia, to lubię jednak coś nowego i innego, a kosmetyk P&R idealnie wpisuje się w ten opis. Po zimie moje usta wymagają konkretnej regeneracji, więc w marcu stosowałam go prawie codziennie, posiłkując się później balsamem Nuxe. Usta są w zdecydowanie lepszej kondycji, gładkie, zregenerwoane i odżywione, a każda pomadka wygląda na nich od razu lepiej. No i co tu dużo mówić, ten scrub można bezkarnie zjeść, a smakuje też świetnie!

Tołpa i odżywczy koncentrat wygładzający do rąk zaskoczył mnie w marcu bardzo pozytywnie. Krem do rąk kremowi do rąk nierówny i wydawać by się tylko mogło, że obojętnie co na nie nałożymy, będzie ok. A tu guzik. Pod koniec zimy, kiedy skóra dłoni naprawdę była u mnie w opłakanym stanie, nie każdy krem dawał sobie z nią radę. Krem Tołpy ma dość lekką konsystencję, bardzo ładnie i szybko się wchłania, pozostawiając po sobie wyczuwalny zapach miodowo-kwiatowy oraz niesamowite nawilżenie. Stosowany regularnie, w bardzo szybkim tempie naprawił uszkodzony naskórek i sprawił, że dłonie są gładkie, nawilżone i zadbane. 

Bumble&Bumble Thickening Dryspun Finish pojawił się już na blogu nie raz, ale w marcu znowu uświadomiłam sobie stosując go każdorazowo do układania włosów, że jest to dla mnie kosmetyk niezbędny. Zwłaszcza teraz, gdy moje włosy są trochę krótsze i potrzebują tej nonszalanckiej objętości, której nie da nam nawet suszenie z głową w dół przez kilkanaście minut. Suchy spray, hybryda suchego szamponu, lakieru i kosmetyku do stylizacji, to must have dla osób, którym zależy na maksymalnej objętośći i efekcie "dwudniowych" lekko matowych włosów. No po prostu mój hit, kolejny raz to udowodnił. 

MAKIJAŻ

Rimmel Moisture Renew w kolorze 720 Notting Hill Nude to piękny, naturalny nudziakowy odcień, po który sięgam z zamkniętymi oczami, w biegu, gdy śpieszę się i nie mam czasu aby nakładać produkt precyzyjnie. Ciepły odcień pięknie współgra z karnacją, a konsystencja tych pomadek Rimmel jak dla mnie nie ma sobie równych, świetnie nawilża usta, daje im komfort i bardzo długo się na nich trzyma. Lubię i wracam regularnie, w marcu mój nr 1 na ustach.

Chanel Joues Contraste w kolorze 15 Orchid Rose w tym miesiącu zdominował moje pozostałe róże i gościł na mojej twarzy nieprzerwanie. Każdy, kto zna róże od Chanel wie, jak komfortowa i genialna jest ich wypiekana forma oraz cudowny zapach, a kolor przygaszonej róży z delikatnymi drobinkami, które ocieplają i rozświetlają twarz, to wszystko czego moja zmęczona i blada buzia potrzebują na nadchodzącą wiosnę. Cudo.

I to wszystkie kosmetyki, które w marcu sprawdziły się u mnie świetnie i pomagały w codzienniej pielęgnacji czy makijażu. Każdy z nich serdecznie polecam. Znacie któryś z wymienionych dziś kosmetyków, któryś jest i Waszym ulubieńcem?

29 marca 2015

Ten Blogs to Read This Weekend




























Pogoda za oknem dziś zdecydowała się zrobić nam na złość i od rana nie przestaje padać, a szarobura aura zachęca jedynie do siedzenia pod kocem z kubkiem gorącej herbaty i kilkoma ciasteczkami, bo wiadomo, że tak intensywne działania jak przeglądanie blogów i czytanie recenzji nowych seriali na portalach filmowych wymaga słodkiego wsparcia. Raz na jakiś czas taki dzień każdemu się zdarza, więc relaksuję się na swojej sofie dalej, a Was zaparaszam na post trochę inny niż zwykle, lekki i bardzo przyjemny. Przeglądając dziś kilka swoich ulubionych blogów, stwierdziłam, że podzielę się z Wami adresami, pod które w ostatnim czasie zaglądam z ogromną przyjemnością. Oczywiście jest to tylko garstka blogów, które czytam, bo na mojej liście Bloglovin pozycji jest zdecydowanie więcej (sama zastanawiam się, ile czasu zajmuje mi dziennie ich przejrzenie, LOL), ale może akurat w ten weekend też spędzacie czas w domu i z chęcią zajrzycie na polecane przeze mnie strony. Oto moje top dziesięć blogów polskich i zagranicznych, do których bardzo chętnie zaglądam.

Agata Ma Nosa to blog, którego chyba nikomu nie muszę przedstawiać, ale jeśli ktokolwiek jeszcze go nie poznał, niech szybko to nadrabia i nawet się do tego nie przyznaje. Dla mnie to klasyka gatunku jeśli chodzi o blogi kosmetyczne w Polsce. Jestem absolutnie zakochana w zdjęciach Agaty, w jej oryginalnej urodzie (czy tylko mi się wydaje, że w każdym makijażu i każdym kolorze wygląda genialnie?), ale podziwiam Agatę też za to, że przy dwójce małych dzieci nadal tak profesjonalnie prowadzi swoją stronę, wydaje comiesięczny magazyn amnMAG, biega (nie tylko na spotkania eventowe) nadal przy tym rewelacyjnie wyglądając. Dla mnie hit.

Black Raspberry czyli blog ślicznej Marleny, która nadaje do nas głównie z zimnej Norwegii. Za co lubię do niej zaglądać? Za tony nowości, które regularnie pojawiają się na jej stronie, za podobny gust kosmetyczny i uwielbienie do pięlęgnacji, na którą również w stu procentach stawiam. Kto zna blog Marleny, a nie śledzi jeszcze jej konta na Instagramie, musi jeszcze dziś to nadrobić, bo jest tam kolorowo, smacznie i bardzo kosmetycznie. Uruchomcie swoje ikonki emoji z serduszkami!

Iwetto to blog, gdzie wpisy pojawiają się praktycznie codziennie, okraszone są pięknymi, jasnymi zdjęciami oraz masą swatchy. Bliski mi gust w kosmetykach oraz masa kolorowych kosmetyków, które u nas są niedostępne sprawiają, że z wielką ochotą wchodzę na tą stronę i czytam od deski do deski każdy nowy wpis!

Jestem Kasia to nadal mój numer jeden jeśli chodzi o polskie blogi modowe. Piękna i skromna dziewczyna, ubrana a nie przebrana, bez nadęcia i komercji od wielu lat na blogowej platformie. Do tego klimatyczne zdjęcia, których pozazdrościć może nie jedna światowej klasy blogerka. Uwielbiam.

White Plate mimo wielu nowych, świetnych kulinarnych blogów, ten nadal jest u mnie na pierwszym miejscu. Eliza wydała już dwie książki, trzecia zapowiedziana jest na kwiecień. Dla mnie mistrzyni wypieków, każde jej zdjęcie wprawia mnie w kompleksy kulinarne, ale też motywuje do dalszego gotowania i praktyki. Genialny przykład na to, że dieta bez mięsa może być urozmaicona i bardzo smaczna. Gorąco polecam.

Sincerely Jules bez dwóch zdań mój ulubiony blog modowy. Mam wrażenie, że Julie, niezależnie co na siebie założy, wygląda po prostu fenomenalnie, a jej nonszalancki styl jest chyba nie do podrobienia. Słoneczne LA, opalenizna i naprawdę genialne stylizacje, zaglądajcie, jeśli chcecie poczuć trochę słońca.

Song of Style kolejny modowy blog ze Stanów i kolejna genialnie ubrana blogerka, która zachwyca mnie dodatkowo swoją urodą. Od jeansów boyfriend po eleganckie wieczorowe suknie, to wszystko możecie zobaczyć u Aimee, dla mnie moc. 

Love Taza prowadzony przez Naomi, śliczną i pozytywną mamę trójki dzieciaków, których zdjęcia pojawiają się na blogu regularnie, kradnąc moje serce. Świetny, lifestylowy blog z Nowego Jorku, który wciąga i na którego zaglądam wręcz obsesyjnie. Jeśli jeszcze go nie znacie, pamiętajcie, ostrzegałam, uzależnia!

The Kitchy Kitchen za którym stoi rudowłosa Claire, kulinarna blogerka i youtuberka, której przepisy i apetyczne zdjęcia nie jednego głodomora przyprawią o burczenie w brzuchu. Świetne, nieskomplikowane przepisy od słodkich tortów, bo obłędnie oryginalne sałatki, uwielbiam i czytać i oglądać.

Deliciously Ella i kolejny kulinarny blog, który bardzo lubię. Pełno zdrowych smoothie, brownie ze słodkich ziemniaków i mnóstwo rad, które pozwolą Wam poczuć się w kuchni jak u siebie. Do tego po raz kolejny ogrom pięknych zdjęć, które nie pozwolą Wam przejść obojętnie obok nowych, świetnych przepisów pojawiających się na tej stronie.

I to by było na tyle. Mam nadzieję, że chociaż kilka linków jest dla Was nowych i z chęcią zapoznacie sie z tymi świetnymi blogami. Czekam również na Wasze propozycje, jakie blogi w ostatnim czasie czytacie i przeglądacie najchętniej? Miłej niedzieli!




26 marca 2015

Fabulous Face Cleanser | Aesop






























Gdy przychodzi do oczyszczania twarzy, zawsze mam problem. Demakijaż i ogólnie pojęte oczyszczanie twarzy jest dla mnie niezmiernie ważne i przykładam do tego ogromną uwagę, starając się, aby zrobić to dokładnie, sumiennie i aby profity z tego tytułu zebrać w przyszłości. Więc co jest moją udręką? Dobranie dobrego produktu, który oczyści moją skórę, ale nie przesuszy jej, nie ściągnie i nie zostawi podrażnionej do cna. Do demakijażu od lat jednym z moich ulubionych produktów jest Clinique Take The Day Off, o którym możecie przeczytać TU, póki sprawdza się i pasuje mi, nie szukam raczej zamienników, ale inaczej sprawa ma się, gdy poszukuję idealnego produktu do porannego oczyszczania twarzy, produktu do mycia mojej suchej i wrażliwej skóry. Lista kosmetyków do tego przeznaczonych, które przewinęły się przez moją łazienkę jest długa i zawiła, a ostatnią pozycją na niej jest żel do mycia twarzy Fabulous australijskiej marki Aesop.
Zacznę od tego, że żel przeznaczony jest do oczyszczania skóry wrażliwej, mieszanej i suchej, czyli idealnie wpisuje się w charakterystykę mojej twarzy (z naciskiem na suchą i wrażliwą). Kosmetyk zamknięty jest w szklanej, ciemnej, jakże charakterystycznej dla australijskiej marki butelce, zakręcanej plastikowym korkiem, a do butelki załączony jest plastikowy dozownik, który jest zdecydowanie wygodniejszy w użyciu niż zakrętka, ponieważ zapobiega wylewaniu się na dłonie zbyt dużej ilości produktu. Przyznaję, mam słabość do opakowań Aesop i dużą wagę ogólnie przykładam do opakowań kosmetyków, z lekkim rozczarowaniem sięgając codziennie po te, które mimo iż genialne w swym działaniu, trochę słabiej wypadają  pod względem estetycznym, ot, taka mała fobia. 

Dozownik nie zacina się i aplikuje odpowiednią ilość do jednorazowego oczyszczenia twarzy. Konsystencja jest typowo żelowo, nie za gęsta, zupełnie pozbawiona koloru i barwy, za to o delikatnym, przyjemnym, ziołowym zapachu. Zapach zawdzięcza głównym składnikom żelu, wzbogaconym o sok z liści aloesu, olejkowi z bergamotki, olejkowi z rozmarynu, ekstraktowi z rumianku rzymskiego, oraz zielonej herbaty. Wszystkie te składniki oparte są na bazie, którą stanowią glicerydy z oliwy z oliwek, dlatego też żel nie wysusza suchej skóry i łagodnie ją oczyszcza. I faktycznie, tak jest, żel jest naprawdę skuteczny i chociaż producent zaleca ten kosmetyk również jako produkt do demakijażu, a w tym wypadku się raczej nie sprawdza (chyba, że pomocniczo, bo z usunięciem kompletnym makijażu nie daje rady), to do porannego oczyszczania oraz końcowego etapu po dogłębnym demakijażu sprawdza się wybornie. Na zwilżonej skórze praktycznie się nie pieni, nie doświadczymy tu kremowej pianki, ale za to po spłukaniu nie ma uczucia podrażnienia i ściągnięcia skóry, jest za to odświeżona i bardzo gładka powierzchnia, która idealnie przygotowana jest na przyjęcie kolejnych pielęgnacyjnych króków. Żel nie powoduje powstawania przykrych niespodzianek, nie zapycha skóry, jest naprawdę neutralny, ale bardzo skuteczny i wszystko byłoby wręcz idealnie gdyby nie jedno ale...mianowicie jego cena. Fabulous Face Cleanser występuje w dwóch pojemnościach, na zdjęciu możecie zobaczyć 100ml tego cuda, które kosztuje 120zł, dostępna jest także buteleczka o pojemności 200ml, w cenie 180zł. Produkty marki Aesop możecie znaleźć w internetowej perfumerii Galilu. Uważam, że jak za produkt, który dość szybko ubywa z opakowania i służy nam do umycia twarzy, oraz tak małą pojemność, jest to cena zbyt wygórowana i dwa razy zastanowiłabym się, gdybym miała go kupić. Niemniej, jeżeli nie znajdę niczego fajniejszego do mojej kapryśnej cery, myślę, że zimą gdy cierpi ona potwornie, zaliczę z nim wielki Come Back

Jestem ciekawa, co polecacie do mycia suchej i wrażliwej skóry twarzy? Czekam na Wasze typy w komentarzach! Znacie ofertę marki Aesop?

22 marca 2015

Snapshots of the Week 68

 1. Cini Minis. 2. In Red. 3. To lubię. 4. Takie niespodzianki zawsze poproszę.
 5. Poranne trio. 6. Agata sprawiła mi ogromną przyjemność-new in. 7. Takie popołudnie.
 8. #springsprung.



































9. Cukinia. 10. Nutella. 11. Pan Łosoś. 12. Pan Indyk.

18 marca 2015

Nourishing Deeply Sweet Scrub | Phenome































Scruby do ciała znikają u mnie z prędkością światła. Uwielbiam dobry peeling, który jak nic innego zostawia skórę gładką, elastyczną, a do tego najlepiej nieziemsko pachnącą. Firma Phenome jest mi dobrze znana, kosmetyki w stu procentach naturalne, które dodatkowo naprawdę działają? Super, wchodzę w to i zostaję na dłużej, ale do tej chwili nie miałam okazji wypróbować od nich żadnego peelingu do ciała, więc spotkanie z cukrowym peelingiem odżywiającym i regenerującym skórę było dla mnie ogromną niespodzianką. Ale po kolei. Scrub pochodzi z linii Pure Sugarcane, z którą miałam już okazję obcować, przy okazji spotkania z genialnym balsamem do ciała z tej serii (w wyszukiwarce na blogu odnajdziecie o nim post). Seria ta ma za zadanie odżywić suchą, zmęczoną i mało elastyczną skórę, zregenerować ją, przywrócić jędrność i nawilżenie. Głównym składnikiem scrubu jest brązowy cukier, którego drobinki ścierają martwy naskórek, wygładzając ciało i odświeżając je. Cukier zatopiony jest w kompleksie naturalnych olejków, które podczas masażu ciała wnikają w skórę, uelastyczniając ją i głęboko nawilżając. W składzie znajdziemy olejek migdałowy oraz olej macadamia, które odpowiadają za odżywienie, zmiękczenie i wygładzenie naskórka, olej winogronowy, który działa antyoksydacyjnie i głęboko nawilża, olejek kokosowy oraz z oliwek, które odpowiedzialne są za nawilżenie skóry oraz odświeżające i pobudzające ekstrakty ze skórki pomarańczy oraz skórki cytryny. Cała ta kompozycja zamknięta jest w typowym dla marki opakowaniu, szklanym ciemnym słoiku, który mimo to, że wygląda naprawdę ładnie i dobrze prezentuje się na łazienkowej półce, przy mokrych dłoniach jest trochę mało praktyczny i lepiej w trakcie zabiegu nie przenosić go i unikać sytuacji, w których mógłby nam spaść na podłogę lub wannę. Niemniej słoiki mają taką zaletę, że produkt możemy zużyć do ostatniego kryształka cukru, co na pewno uczynię, bo scrub jest po prostu genialny! Przy pierwszym użyciu byłam trochę zaskoczona i lekko rozczarowana, bo podczas aplikacji na skórę, wydawało mi się, że efekt ścierania jest zbyt delikatny. Ale już po skończonym zabiegu, skóra była zdecydowanie wygładzona i bardzo odżywiona! Teraz wiem, że scrub jest delikatny, ale zdecydowanie skuteczny. Podczas masażu kryształki cukru usuwają martwy naskórek, masaż dotlenia skórę, a po całkowitym rozpuszczeniu się, razem z olejkami, tworzy na skórze delikatny film, który utrzymuje po zabiegu nawilżenie ciała. Nie jest to jednak film tłusty czy uporczywy, którego nie możemy niczym zmyć, jest właściwie niewidoczny dla oka, ale wyczuwalny. Przy regularnym stosowaniu skóra jest w zdecydowanie lepszej kondycji, w połączeniu z systematycznym nawilżaniem skóry, potrafi zdziałać cuda i poprawia jej wygląd i kondycję. Rzecz o której nie sposób tu wspomnieć, to zapach tego kosmetyku. Pachnie OBŁĘDNIE!! Słodko, jak landrynki, a słodkość tą delikatnie przełamuje woń cytrusów, no po prostu genialnie, musicie to koniecznie sprawdzić! 
Scrub jest dość wydajny, więc starczy Wam na kilka tygodni regularnego stosowania. Szukajcie go na stronie producenta TU, warto polować na wszelkie promocje, którymi producent raczy nas dość często. Zdecydowanie polecam.

Znacie ten scrub? Jestem ciekawa jakie są Wasze ulubione peelingi do ciała, czekam na wszystkie sugestie:)

12 marca 2015

Double Breasted Jacket | Essie































Chociaż pogoda za moim oknem jeszcze bardzo średnia (ok, bądźmy szczerzy, jest beznadziejnie) i pozostawia wiele do życzenia, ja utrzymuję wpis w klimacie wiosennym i dziś chcę pokazać Wam kolejny kolor, który skutecznie przypomina mi o tym, że już za chwilę, już za moment będziemy cieszyć się długimi, słonecznymi i pięknymi dniami (amen).

Double Breasted Jacket pochodzi wprawdzie z zimowej kostki Essie 2014, ale mi ten kolor zupełnie z zimą się nie kojarzy. Jeżeli lubicie czerwienie, jest to kolejna pozycja obowiązkowa dla Was. Piękny, kremowy odcień czerwieni, podbity kroplą malinowego różu, tworzy równą, pięknie błyszczącą taflę na paznokciach, która trzyma się na nich bez uszczerbku do czterech dni, po czym delikatnie ściera się na końcach. Posiadam wersję miniaturową, z cienkim pędzelkiem, która w konsystencji nie różni się niczym od pełnowymiarowych lakierów tej firmy. Lakier nie bąbluje, nie smuży, kryje dobrze już po pierwszej warstwie, chociaż ja zawsze nakładam dwie i tyle też widzicie na zdjęciu. Ten rubinowy odcień będzie pasował do każdej karnacji i choć muszę przyznać, że bardzo przypomina mi Rose Bowl tej samej marki, malując paznokcie lakierami Essie, za każdym razem zastanawiam się, jak to jest możliwe, że każdy kolejny kolor jest tak piękny i mimo wszystko unikatowy. Jeżeli macie okazję nabyć ten kolor, lub całą zimową kostkę, polecam, warto, bo jest to wyjątkowo udany wypust Essie.

Jak Wam się podoba Double Breasted Jacket?

3 marca 2015

February Beauty Favourites


































Czy jest ktoś prócz mnie, kto równie jak ja nienawidzi lutego i w kalendarzu skreśla czerwonym krzyżykiem każdy jego mijający dzień? Jeśli tak, na pewno rozumie mój ból, kiedy po setkach dni życia w ciemnościach, wiatrach i mrozach czekam na pierwsze promyki słońca, z utęsknieniem zaglądając do szuflady, gdzie wiosenne buty aż proszą się, żeby je założyć. Zimo, odejdź już! Luty ma na pewno swoje plusy..no, jeden plus, jest po prostu krótki :) I dlatego też zleciał (no w końcu dziś DWUDZIESTYÓSMY!) bardzo szybko, ale udało mi się wyłonić kilka kosmetyków, które w tym najkrótszym miesiącu w roku służyły mi tak świetnie, że postanowiłam dziś wspomnieć o nich na blogu. Któryś Was zainteresował? Super, po prostu je kupcie, są sprawdzone i godne polecenia. Zaczynamy. 

PIELĘGNACJA

Pat&Rub Hipoalergiczny żel pod prysznic sahara, tak jednym słowem mogę opisać swoją skórę w tej chwili. Autentycznie, od stóp do głowy moja skóra, choć nawadniania litrami wody i soków od wewnątrz dziennie, woła o nawilżenie. Norma, w tym okresie zmęczona zimą, warstwami szortkich ubrań (wełniane swetry, naprawdę was lubię, ale ile można) jest przesuszona i podrażniona, dlatego właśnie teraz staram się o nią dbać wyjątkowo. Zaczynam już pod prysznicem i tu ograniczyłam produkty z SLS, które przyczyniają się, przynajmniej u mnie, do szybszego przesuszania naskórka. Delikatny, hipoalergiczny żel, który składa się w stu procentach z organicznych i naturalnych składników to teraz dla mnie wybawienie. Delikatnie myje, nie narusza warstwy hydrolipidowej skóry i przyjemnie pachnie. Sprawdzony nawet na najwrażliwszej skórze twarzy, pełna piątka z plusem. 

L'Occitane Karite 20% Hand Cream to sprawdzony wybawiciel suchej skóry dłoni, które teraz potrzebują głębokiej regeneracji. Gęsty, bardzo odżywczy, wchłania się natychmiastowo, zostawiając na dłoniach ochronną warstwę, która pachnie...i pachnie...i pachnie. Dla mnie numer jeden wśród kremów do rąk.

MAKIJAŻ

Korres Long Lasting Eyeliner w kolorze 02 Brown to u mnie totalna nowość, a już trafił do grona ulubionych kosmetyków do makijażu. Wyjątkowo miękka, ale BARDZO trwała kredka do oczu, nawet tych najwrażliwszych. Bardzo ładnie się rozciera i trwa na powiekach długie godziny, nawet bez bazy. Dostępna w kilku kolorach, więc jeżeli szukacie naprawdę dobrej kredki, która zaskoczy Was trwałością i intensywnością koloru, ta jest zdecydowanie dla Was. 

Pat&Rub BBB od kilku lat, właśnie zimą, sprawdza się u mnie bezbłędnie. Na zdjęciach widzicie jego mini wersję w kolorze ciemniejszym, którą na stronie producenta możecie kupić za 10zł. Wydajność jest niesamowita, więc jeżeli stosujecie ten krem na przemian z innymi podkładami, lub po prostu chcecie go wypróbować, warto kupić taki mały pojemniczek. Bardzo ładnie kryje drobne niedoskonałości, wyrównuje kolor i nawilża cerę. Na moim blogu pojawiła się już pełna recenzja tego kremu BBB, jeżeli macie ochotę na więcej, odsyłam Was do niej.

Urban Decay Primer Potion w odcieniu Original polecana była już przez tyle osób, że jestem zadowolona, iż w końcu i ja mam okazję przekonać się o fenomenie tej bazy pod cienie. Faktycznie, pięknie podbija kolor każdego cienia, czy to w pudrowej, klasycznej wersji, czy mojej ulubionej kremowej i przedłuża trwałość na wiele godzin. Do tego ta mega wydajność, same plusy!

Revlon Super Lustrous Lipcolor w kolorze 014 Sultry Samba , to pomadka, którą pierwszy raz zobaczyłam u koleżanki i wiedziałam, że ten kolor prędzej czy później (zdecydowanie już) musi trafić w moje (usta) ręce. Piękny, trochę neonowy róż, którego intensywność możemy stopniować poprzez nakładanie kolejnych warstw. Pomadka jest mega trwała, nawet wklepana delikatnie palcem dla dziennego, naturalnego efektu, trzyma się na ustach przez długi czas. Wykończenie jest jak dla mnie matowe. Musicie sprawdzić ten kolor w perfumeriach, zdecydowanie Must Have na nadchodzącą wiosnę. No i na te ciężkie, ostatnie dni zimy również:)

Essie All In One Base to moja nowa odżywka, którą stosuję przed każdym malowaniem paznokci. Zastąpiła mi odżywkę z Eveline, z którą w ostatnim czasie musiałam się rozstać ze względu na zawartość formaldehydu. Baza z Essie ma za zadanie wzmocnić nasze paznokcie jak odżywka, a to za sprawą witamin i oleju arganowego w składzie, oraz wygładzić powierzchnię paznokcia i przygotować go na nałożenie kolorowej emalii. Sprawdza się wyśmienicie, paznokcie są mocne, nie łamią się, a każdy kolor, który nakładam trzyma się bez uszczerbku do kilku dni. Plus za konsystencję, która nie jest gęsta. 

Essie Ballet Slippers w lutym lądował na moich paznokciach najczęściej. To taki klasyk, który po prostu trzeba mieć. Delikatny, klasyczny i elegancki. Trwałość oczywiście bez zarzutu i chociaż wymaga do pełnego krycia dwóch wartstw, nie smuży przy tym i nie rozlewa się na skórkach. Kto jeszcze go nie ma, musi to zmienić!

I to wszyscy ulubieńcy lutego. Odliczam dni do prawdziwej wiosny, a Wy zostawcie komentarze i podzielcie się w nich co sądzicie o moich lutowych typach, oraz jak radzicie sobie z tym prawie wiosennym przesileniem!

1 marca 2015

Snapshots of the Week 67

 1. Śniadaniowo vol.1. 2. Śniadaniowo vol.2. 3. Pan Indyk kanapkowy w przygotowaniu. 4. Coffee, still like you.
 5. Comfy. 6. Nowości Rilke-obłędne. 7. Prawdziwy relaks tylko w wannie. 8. Przy piątku krata.




































9. Kale and no make up day. 10. Rose Bowl. 11. Duet idealny, 12. Taka niedziela.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...