29 grudnia 2014

2014 Beauty Favourites | Skincare





Za dwa dni zakończymy 2014 rok. Pamiętam, jak szykowałam podobny wpis dokładnie rok remu i nie jestem w stanie uwierzyć, że kolejny rok mam już za sobą i że czas tak szybko płynie. To również kolejny rok mojego blogowania i z tego faktu jestem bardzo zadowolona, ponieważ prowadzenie bloga i pisanie postów dla wszystkich osób, które tu zaglądają, jest dla mnie ogromną radością i pasją, przynosi mi sporo satysfakcji, a statystyki odsłon strony, Wasze komentarze, maile utwierdzają mnie tylko w przekonaniu, że nie tylko ja czerpię z pisania mojego bloga przyjemność. Dlatego chciałabym przy okazji końcówki roku podziękować wszystkim, którzy tu ze mną są, bez Was tej strony by nie było! 

Normalnie o tej porze pojawiają się ulubieńcy miesiąca, dziś zapraszam na pierwszą część z ulubieńcami całego minionego roku. W tej części pojawią się moje typy najlepszych kosmetyków do pielęgnacji roku 2014, w kolejnym ukażą się ulubieńcy w makijażu. Zapraszam na wpis!

WŁOSY 

Bumble and Bumble Pret-a-Powder to kosmetyk, który całkowicie zmienił moją stylizację włosów, zdecydowany faworyt, hit, bez którego nie wyobrażam sobie już pielęgnacji mojej czupryny. Suchy szampon, produkt dodający objętości, produkt stylizujący, tak można go po krótce opisać. Puder, który pachnie uzależniająco, potrafi w kilka sekund sprawić, że moje włosy zyskują ten matowy nieład, dostają niesamowitej objętości i zachowują swoją świeżość na dłużej. W tym roku był w bardzo częstym użyciu, nie przewiduję, aby w 2015 uległo to zmianie. 

Bumble and Bumble Sunday Shampoo kolejny kosmetyk marki B&B, ale muszę przyznać, że od kilku lat produkty tej marki wiodą w mojej pielęgnacji i stylizacji włosów prym. Szampon Sunday jest niezastąpiony przy oczyszczaniu włosów i skóry głowy, które raz w tygodniu serwuję swojej głowie. Idealnie zmywa resztki środków do stylizacji, sebum, przykre zapachy, odświeża i oczyszcza włosy, że aż skrzypią, ale nie przesusza ich i nie powoduje efektu siana. Włosy są lekkie, idealnie się układają i zachowują świeżość na kilka dni. W kolejnym roku nie przewiduję dla niego zastępstwa.

Bumble and Bumble Hairdresser's Invisible Oil Primer w tym roku dbał o komfort rozczesywania moich włosów po myciu, chronił je przed wysoką temperaturą suszarki, prostownicy czy lokówki, nawilżał włosy, wygładzał je i powodował , że niebiańsko pachniały. W nadmiernej ilości potrafi obciążyć moje delikatne włosy, ale precyzyjny aplikator sprawia, że rozważnie rozpylony na włosy działa z nimi wiele dobrego. Ogromny plus za wydajność. 

PIELĘGNACJA CIAŁA

Pat&Rub Cuddling Sugar Scrub to kosmetyk, który jak zaobserwowałam po Waszych komentarzach i recenzjach dziewczyn na innych blogach w 2014 był bardzo kontrowersyjny. Jedni chwalą go za jego odżywcze działanie, inni nazywają koszmarem o tłustej mazi, której nie można niczym usunąć. Ja należę do wielbicielek tego peelingu i jak dla mnie jego konsystencja nie różni się niczym od innych scrubów tej marki. Masuje skórę idealnie, wygładzając ją i ujędrniając, pozostawia na ciele białe masełko, które jest wynikiem połączenia wielu dobroczynnych olejów zawartych w kosmetyku (po prostu wmasowuję tą maź w ciało i wskakuję w piżamę). To, co przeważa na korzyść tego peelingu, to zapach, którego nie mogę porównać do żadnego innego peelingu tej marki. Ciepły aromat wanilii, karmelu i cytryny działa na moje zmysły niesamowicie kojąco. Cała seria to mój ogromny ulubieniec, oczywiście kosmetyki P&R mają duży plus za skład i całą filozofię marki.

Babydream Oil wypróbowałam dopiero w tym roku, chociaż w blogosferze pojawiał się od kilku lat jako hit. Ja byłam wierna oliwce HiPP i ciężko było mi się przekonać do tego olejku, który polecany jest dla kobiet w ciąży, ale skład i pochlebne recenzje sprawiły, że kupiłam go. Sama nie wiem, czy jest lepszy od HiPP, stosuję je na zmianę, ale fakt jest taki, że jak brakuje tej oliwki w mojej łazience, udaję się do Rossmanna po kolejne opakowanie. Genialny skład, przyjemny zapach, dobre działanie i jeszcze lepsza cena. Wmasowana w jeszcze wilgotne ciało oliwka, trzyma poziom nawilżenia na najwyższym poziomie. 

PIELĘGNACJA TWARZY 

Phenome Luscious Cream niestety nie pojawił się na zdjęciach, ponieważ miesiąc temu skończyłam słoiczek, który powędrował do kosza, ale był to jeden z najlepszych kremów, jakie dane mi było używać i wiem, że kolejny rok przywitam z nowym opakowaniem tego cuda. Gęsty, ale nieobciążający skóry i szybko się wchłąniający, genialnie nawilża skórę, sprawia, że jest elastyczna, napięta, odzyskuje zdrowy koloryt. Dla suchej/normalnej skóry to ratunek na plus dziesięć. Recenzję możecie przeczytać TU

Clarisonic Mia2 całkowicie zmieniła oczyszczanie mojej cery. Z początku byłam sceptycznie nastawiona do tego typu oczyszczania skóry, ale po kilku próbach przekonałam się, że jest to genialny gadżet, bez którego nie chciałabym już się obchodzić. Soniczne szczoteczki czy to do zębów, czy do twarzy i ciała podbiły naszą pielęgnację, nic dziwnego, zasłużenie święcą triumfy. 

Clinique Take The Day Off to ulubieniec sprzed kilku lat, o którym blogosfera w tym roku mi skutecznie przypomniała, więc nastąpił wielki powrót. Tu podobnie jak w przypadku peelingu z Pat&Rub, zdania na temat tego masła do demakijażu są podzielone. Moim zdaniem jest to genialny produkt, świetnie usuwa makijaż, pielęgnuje skórę, nie powoduje zaskórników, nie podrażnia. Skuteczność idzie w parze z wydajnością, za to kolejny plus. Mój nr 1 w demakijażu twarzy w tym roku.

Garnier woda micelarna 3w1 godnie zastąpiła ulubieńca zeszłego roku, czyli micel z firmy L'Oreal. Głównie za sprawą pojemności w stosunku do ceny, mamy tu aż 400ml, ale bardzo lubię tą wodę także za działanie. Idealnie ściąga makijaż oczu, nie podrażnia, nie uczula, podobnie zachowuje się na skórze twarzy, więc śmiało usuwam tą wodą pierwszą warstwę makijażu przy wieczornym rytuale oczyszczania twarzy. Moim zdaniem odpowiednik osławionej Biodermy, wybór należy do Was, ja przy niej zostaję.

REN Detox Mask jak dotąd wyparła wszystkie moje ulubione maski oczyszczające i nie cierpię z tego powodu, bo wiem, że nawet jeśli będzie jedyną maską na mojej półce, moja skóra tylko na tym skorzysta. Świetnie oczyszcza skórę, niweluje drobne niedoskonałości, rozświetla skórę nie przesuszając jej przy tym. Mój numer 1, na pewno pozostanie nim na dłużej. Detox dla skóry.

Nuxe Reve de Miel Lip Balm pojawił się również w ulubieńcach poprzedniego roku, ale musiałam go tu umieścić i tym razem, bo nie znalazłam balsamu, który by go przebił. Stosowałam go kilka lat temu na studiach, wtedy był niezastąpiony, wracałam do niego regularnie, w międzyczasie szukając czegoś, co mogłoby go chociaż trochę zastąpić, ale teraz stawiam tylko na niego, bo nic nie otula i nie regeneruje moich ust tak jak on. Do tego matowy efekt po aplikacji na ustach i to, że pozostaje na nich nawet na parę godzin sprawia, że nic nie jest w stanie go obecnie przebić.

To wszyscy moi ulubieńcy roku 2014 w pielęgnacji ciała i twarzy. Jestem bardzo ciekawa, czy któryś z tych kosmetyków należy również do Waszych hitów, a które nie koniecznie trafiają w Wasz gust. I już teraz zapraszam na kolejny wpis z ulubieńcami kolorówki! 




28 grudnia 2014

Snapshots of the Week 65

 1. Futrzak. 2. Pakowanie prezentów czas start. 3. Chanel, lubię. 4. Przedświąteczne prezenty.




































5. Choinka. 6. I zapakowane. 7. Święta w cekinach. 8. Comfy.

24 grudnia 2014

Merry Christmas!

weheartit.com


Wszystkim moim czytelnikom życzę, aby te święta upłynęły Wam w przyjaznej, spokojnej i rodzinnej atmosferze. Wesołych Świąt!

21 grudnia 2014

Sunday Essentials
































Niedziela nieodzownie kojarzy mi się z jednym - relaks. Poranne długie śniadanie i jeszcze dłuższy przegląd prasy z kubkiem kawy w ręku. No i domowe SPA. Koniecznie. Właśnie skończyłam swoje mini zabiegi i chciałam podzielić się z Wami moimi typami na tą przedświąteczną niedzielę. 

Phenome Purifying Hair Mask to moje odkrycie zeszłego roku i pisałam o niej na blogu TU. Genialny kosmetyk, którego nie może zabraknąć w mojej łazience. Po całym tygodniu stylizacji, upinania, czesania włosów należy im się solidne oczyszczenie, więc przed myciem na wilgotne włosy nakładam tą maskę i wmasowuję ją w skórę głowy, co dodatkowo poprawia jej ukrwienie. Po kilku minutach spłukuję i myję szamponem, a włosy są lekkie, czyste, miękkie i doskonale się układają. 

Pat&Rub Cuddling Body Scrub jest moim ulubionym peelingiem do ciała. Ogólnie uwielbiam scruby z Pat&Rub, ale seria Otulająca jest bez dwóch zdań moją ulubioną, bardzo lubię jej zapach i działanie. Masaż całego ciała tą pysznie pachnącą miksturą sprawia, że czujemy się lepiej, a słodki zapach wprowadza nas w doskonały nastrój na resztę dnia. Gładka skóra to przecież podstawa!

Phenome Multi- Active Sugar Peel to z kolei peeling, który rozpieszcza skórę mojej twarzy, a już na zimę jest strzałem w dziesiątkę! Drobinki cukru zatopione w cudownych olejkach masują skórę bardzo delikatnie, ale też skutecznie wygładzając ją i usuwając martwy naskórek. Wszystko to sprawia, że skóra jest gładka, rozjaśniona i doskonale odżywiona. Absolutny hit nie tylko dla posiadaczek skóry suchej. Więcej możecie poczytać o nim TU.

Aesop Parsley Seed Mask zaraz po wygładzeniu i przygotowaniu skóry twarzy, nakładam maseczkę. Bardzo często sięgam po jedną z moich ulubionych masek, tą z firmy Aesop. To maska  z nazwy oczyszczająca, ale nie jest to typowy produkt silnie oczyszczający, bo jednocześnie działa na skórę odżywczo, rozjaśnia ją, przywraca jej blask. Skóra wygląda po niej po prostu lepiej, myślę, że każdy powinien ją mieć, lub przynajmniej raz wypróbować. Recenzja maski pojawiła się już na blogu, przeczytajcie TUTAJ.

The Body Shop Brazil Nut Body Butter tak jak w zesżłym roku, tej zimy również w salonie TBS nabyłam masło do ciała o zapachu orzecha brazylijskiego. To mój absolutny faworyt z całej serii. Gęste masło, genialnie nawilża i wygładza suchą skórę, ale to właśnie jego zapach, który otula skórę na długie godziny, jest powodem, dla którego tak chętnie do niego wracam. Przyznaję, jestem od niego uzależniona! Pamiętajmy o regularnym nawilżaniu ciała zwłaszcza teraz, zimą, gdy kaloryfery dają w kość, a ubranie na cebulkę nie pomaga w utrzymaniu wartwy hydrolipidowejskóry. Przecież nawet siedząc w niedzielę w ulubionym fotelu w domu z książką w ręku, nasza skóra potrzebuje regeneracji!

Clarins Liquid Bronze Self Tanner na sam koniec, gdy już wypielęgnowana wskakuję w ulubione legginsy i duży sweter, na twarz nakładam za pomocą wacika odrobinę samoopalacza Clarins. Moja skóra już dawno zapomniała o letnim słońcu, jest blada i zdecydowanie sam sok z marchwi jej nie pomaga, potrzebuje trochę koloru, a mleczko do twarzy z Clarinsa jest najlepszym, najbezpieczniejszym i sprawdzonym sposobem na to, aby w niedzielę uzyskać trochę sztucznego słońca :)

To wszystkie hity mojego dzisiejszego dnia. Macie swoje niedzielne hity? A może w inny dzień stawiacie na domowe SPA? Jestem bardzo ciekawa Waszych pielęgnacyjcnych rytuałów! 

18 grudnia 2014

Licorice | Essie































W poprzednim poście lakierowym, który możecie zobaczyć TU, pojawiła się moim zdaniem klasyka koloru, czyli czerwień, która jest idealnym wyborem na świąteczny manicure. Dziś chciałabym Wam pokazać mój drugi typ, mianowicie moją ukochaną czerń z Essie, w kolorze Licorice. Wiem, że dla wielu osób czerń na paznokciach jest dość kontrowersyjnym kolorem, ale w moim mniemaniu, na krótkich, zdabanych paznokciach, prezentuje się fantastycznie i jest tak samo uniwersalna jak czerwień. Nie ukrywam, że rzadko sięgam po nią latem, wtedy stawiam raczej na biel, ale jesienią, zimą i wczesną wiosną, czarne paznokcie to u mnie bardzo częsty element. Czerń niestety czerni nie równa i po kilku dramatach, które pojawiły się przy okazji malowania czarnymi lakierami z innych marek, w końcu trafiłam na egzemplarz, który jest dla mnie ideałem i trzymam się go do dziś. Essie nie zawiódł mnie i tym razem. Lakier jest kremowy, nie posiada żadnych drobinek, ja posiadam wersję z szerokim pędzelkiem, a co za tym idzie, aplikacja jest czystą przyjemnością i jeśli tylko nie trzęsą mi się ręce, idzie jak po maśle :) Lakier kryje po pierwszej warstwie, ale aby wydobyć głębię koloru, zawsze nakładam dwie i dopiero ten efekt mnie satysfakcjonuje. Lakier idealnie pokrywa paznokcie, nie pojawiają się żadne prześwity, smugi czy bąble, na dodatek sam w sobie pięknie lśni, a pociągnięty topem Good to Go, daje obłędny efekt! Ogólnie jak mogliście zauważyć na blogu, moje paznokcie zawsze są krótkie, takie mi się podobają po prostu i oczywiście są wygodne i praktyczne i choć wiem, że sporo dziewczyn bardzo lubi długie paznokcie i pięknie u nich wyglądają, uważam, że akurat czerń zarezerwowana jest tylko dla tych pierwszych, równo obciętych czy przypiłowanych, ale oczywiście to moje zdanie i sugestia. Tak czy inaczej Licorice to klasyka w pięknym, głębokim i eleganckim wydaniu.
A Wy jak sądzicie? Wybrałybyście czerń dla siebie na nadchodzące świąteczne dni? :)

14 grudnia 2014

Snapshots of the Week 64






































1. Bianca. 2. Czystek na rozgrzanie. 3. Razowa szarlotka (wolę tradycyjną;) 4. Starbucks.






































5. Wieczory w bluzie. 6. Gwiazdki. 7. Sztruks. 8. Nie rób!






































9. Wieczór z YouTube. 10. W Ikei świąteczne cuda. 11. Crazy Gal. 12. Super dzień dobry.

9 grudnia 2014

Fifth Avenue | Essie































Czy istnieje inny kolor w okresie świątecznym, niż klasyczna czerwień? Moim zdaniem nie. Dlatego w grudniu sięgam po klasyk, którego buteleczek nie zliczę ile już się u mnie przetoczyło. Fifth Avenue, kremowy, bez krzty drobinek, kryje cudownie po dwóch warstwach, nie bąbluje, trzyma się przez wiele dni bez uszczerbku i co najważniejsze, sam w sobie pięknie lśni. Dostępny jest w stałej ofercie marki, z szerokim pędzelkiem, idealnie sunie po paznokciach, malowanie nim, to sama przyjemność. I jest to odcień akurat, czyli zawiera w sobie odrobinę tonu pomarańczy, odrobinę maliny ale finalnie przy każdej karnacji prezentuje się obłędnie, czarując nas klasycznym kolorem czerwieni. Nie ważne jaki strój wybierzecie na kolację wigilijną, stonowaną małą czarną, czy cekinowe spodnie, ważne jest, aby na paznokciach gościł Fifth Avenue, uwierzcie, oczaruje każdego i idealnie wpisze się w ten magiczny klimat.

Znacie tą klasykę od Essie? 

4 grudnia 2014

November Beauty Favourites






























Kilka dni temu pożegnaliśmy listopad. Cieszę się, bo nie lubię tego miesiąca, ciemne popołudnia jak wieczór i pierwsze zimowe powietrze powodują, że mam ochotę udać się w zimową drzemkę, która zakończy się w kwietniu, bądź spędzić całą zimę pod kocem z popcornem, oglądając wszystkie możliwe seriale i przeczekać tą pluchę i szarość, a najdalsza wyprawa kończyła by się u drzwi mojego mieszkania, gdzie odbierałabym paczki żywnościowe dostarczane przez moich rodziców. No ale, wyjść z domu i robić coś ze swoim życiem trzeba, więc podczas gdy ja rozmyślam dalej o planie doskonałym uniknięcia bliższego spotkania z zimą, Was zapraszam na post z moimi ulubieńcami listopada:)

PIELĘGNACJA

Pharmaceris H-Stimupurin moje włosy w tym sezonie jesiennym dostały grubo po tyłku cebulkach i naprawdę wypadały na potęgę. Sięgnęłam po sprawdzony i dla mnie niezawodny suplement diety Vitapil, a kurację z zewnątrz wspomogłam dwoma kosmetykami, które u mnie sprawdziły się genialnie. Pierwszym z tych kosmetyków jest szampon z firmy Pharmaceris, przeznaczony do włosów okresowo wypadających, wspomagający ich wzrost oraz gęstość. Jak wiemy przyczyn wypadania włosów jest tak wiele, jak wiele jest problemów, ale ten szampon działa na wypadanie włosów spowodowane okresowym przesileniem, osłabieniem, stresem czy zaburzeniami w gospodarce hormonalnej zarówno u kobiet jak i u mężczyzn. U mnie sprawdził się świetnie. Bardzo gęsty, wydajny, zawiera sls więc dobrze się pieni i mocno oczyszcza włosy, ale nie przesusza ich przy tym, raczej zmiękcza i odżywia. Pachnie przyjemnie, choć zapach jak dla mnie jest raczej z tych w wersji unisex. Włosy po jego użyciu są gęste, puszyste, długo świeże, skóra głowy nie jest podrażniona i zdecydowanie wypadanie jest ograniczone, a także można zauważyć sporo baby hair, które pojawiają się w oszałamiającym tempie. Na tą chwilę mogę powiedzieć, żę wypadania się pozbyłam, ale szampon zostaje ze mną i raz na jakiś czas zamierzam do niego wracać.

WAX maska do włosów ciemnych ze skłonnością do wypadania wspomagała kurację szamponem Pharmaceris. Wspominałam już na blogu, że jedną z moich ulubionych masek jest Biovax z aloesem, także do włosów osłabionych, ale gdy dostałam maskę WAX postanowiłam dać jej szansę. Wiem, że stosują ją nawet pacjenci po chemioterapii, znacznie przyśpiesza porost włosów i ich zagęszczenie. Szczerze przyznam, że ta maska wyparła mojego ulubionego dotychczas Biovaxa. Głównie ze względu na zapach, przyznaję, że jest bardzo przyjemny i długo utrzymuje się na włosach, ale także genialne działanie, odżywia włosy, regeneruje je, a wmasowywana w skórę głowy również wspomogła moją kurację przeciw wypadaniu włosów. Zdecydowanie świetny produkt.

KORRES i żel pod prysznic o zapachu miętowej herbaty. O jeju, jak ja uwielbiam ten produkt  i jak bardzo jestem od niego uzależniona. Nie ma dla niego odpowiedniej pory roku, odpowiednia pora na ten żel jest u mnie zawsze. Kocham jego zapach, wielbię za działanie, woda z kranu w moim mieszkaniu mogłaby mieć jego konsystencję (tak lekką i tak nawilżającą) i zapach (tak genialny, świeży, ale nie za bardzo, długo utrzymujący się na skórze). Mój hit od kilku lat, wracam do niego regularnie, listopad pachniał właśnie miętową herbatą od Korres.

The Body Shop ma swoje wzloty i upadki, ale aloesowy balsam do ust jest zdecydowanie tym pierwszym. Spora tubka w dobrej cenie, z dobrym składem i jeszcze lepszym działaniem. O ile na noc czy w domu niezawodny i niezastąpiony jest dla mnie Nuxe w słoiczku, tak w listopadzie na dworze o moje usta świetnie zadbał ten produkt. Nawilża, wygładza usta, jest dobrą bazą pod kolorowe produkty, czego chcieć więcej?

MAKIJAŻ 

Chanel Rouge Coco Shine w kolorze, którego sama nazwa mogłaby mnie skusić do zakupu - BOY. Ok, nazwa genialna, ale kolor jej nie ustępuje. Piękny, ciepły ze złotą poświatą na ustach, który optycznie je powiększa i sprawia, że cała twarz nabiera świeżości. Moim zdaniem kolor, który każdy powinien mieć, sprawdzi się absolutnie przy każdej karnacji, nie mówiąc o tym, że w tą szarugę doda nam tego blasku, którego teraz potrzebujemy.

Essie Tuck It In My Tux z zimowej kostki marki, mogliście już zobaczyć na blogu TU. Podbił moje serce, idealnie trafia w mój gust, pięknie wygląda na paznokciach i myślę, że tej zimy będzie to mój numer jeden. Cudo!

Jestem bardzo ciekawa, jacy byli Wasi listopadowi ulubieńcy i czy znacie wymienione dziś przeze mnie kosmetyki? Czekam na Wasze komentarze!



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...