29 października 2014

October Beauty Favourites






























Pojutrze żegnamy się z październikiem, więc nadeszła pora, aby podsumować go i wyłonić kilka ulubionych w tym miesiącu kosmetyków. Nie miałam z tym większego problemu, jeśli chcecie się dowiedzieć, po jakie produkty sięgałam w październiku właśnie najczęściej, zapraszam na post!

PIELĘGNACJA

Phenome Smoothing Body Serum zdecydowanie zdetronizował wszystkie moje masła do ciała w tym miesiącu i był moim numerem jeden. Szybko wchłaniające się serum, które uelastycznia skórę, przeciwdziała oznakom cellulitu, ujędrnia i wygładza ciało. Pięknie pachnie ziołami i cytrusami, a jego konsystencja, mimo iż bardzo lekka, kremowo-żelowa, doskonale nawilża ciało, co w przypadku tego typu produktów ujędrniających, jest rzadkością. Skóra po kilku tygodniach stosowania faktycznie jest bardzo wygładzona i elastyczna, a zapach potrafi uzależnić. Ogromny plus za świetny skład, nic nowego w przypadku Phenome, ale za każdym razem stosując kosmetyk od nich, możemy się przekonać, jak cała kompozycja tych naturalnych składników aktywnych jest genialna. 

Pat&Rub krem na dzień 30+ , którego głównym zadaniem jest zapobieganie oznakom starzenia. Nie miałam jeszcze okazji stosować kremu do twarzy tej firmy, więc postawiłam na tą kompleksową pielęgnację i póki co jestem bardzo zadowolona. Krem ma lekką formułę, ale bardzo dobrze jak na razie radzi sobie z nawilżeniem mojej suchej skóry, nie podrażnia jej i nie powoduje żadnych przykrych niespodzianek. Dodatkowo kompozycja składników aktywnych dobrana jest tak, aby krem nie tylko nawilżał skórę, ale także uelastyczniał ją, chronił przed wolnymi rodnikami i promieniowaniem UV, zwiększał odporność i elastyczność skóry. Mogę śmiało przyznać, że moja skóra dawno nie wyglądała tak dobrze jak teraz. Jedynym minusem może być zapach, specyficzny, choć ja go lubię, wiem, że niektórym może on przeszkadzać.

Bumble&Bumble Seaweed Shampoo and Conditioner to mój nowy zestaw do pielęgnacji włosów. Dawno nie używałam szamponów z SLS, od ponad dwóch lat korzystałam z naturalnej pielęgnacji włosów i służyło mi to, ale jak tylko ten duet wpadł mi w ręce, dałam włosom małą przerwę od natury. I moje włosy bardzo go polubiły. Szampon przeznaczony jest do normalnych włosów, do codziennego stosowania. Łagodny, wzbogacony o organiczne wyciągi z roślin morskich, nadaje włosom blask, odżywia i nawilża. W składzie znajdziemy również spirulinę oraz wyciąg z wodorostów i alg. Wszystko to sprawia, że włosy po umyciu są bardzo lekkie, delikatne i puszyste. Odżywka nie obciąża włosów i co bardzo mi pasuje- po zastosowaniu tej dwójki, włosy bajecznie się rozczesują. Pachnie naprawdę zielono:)

MAKIJAŻ

Chanel Vitalumiere Aqua to mój hit z zeszłorocznej jesieni. Sprawdza się i teraz, kiedy po lecie zamieniłam Les Beige Fluid z tej samej marki, właśnie na niego. Dla mnie to podkład idealny i póki co nie szukam innego. Lekki, doskonale stapia się z cerą i jest na niej niewidoczny, wygładza, rozświetla i delikatnie kryje. Nie przesusza mojej suchej skóry. Kolor, który posiadam to 03, genialnie współgra z moją karnacją. Lubię też jego zapach. Po prostu hit.

Chanel Illusions D'Ombre w kolorze Mirage gości na moich powiekach prawie codziennie. Przepiękny złoto brązowy, delikatnie połyskujący i subtelnie opalizujący. Uwielbiam cienie w kremie Chanel, a ten kolor jest po prostu idealny na jesień.

Maybelline Dream Lumi Touch Highlighting Concealer czyli korektor rozświetlający, który kupiłam po recenzjach Anety Starosty. I nie zawiodłam się, bardzo fajny kosmetyk za dobrą cenę. Posiadam kolor 01 Ivory, który uważam, będzie odpowiedni praktycznie do każdej karnacji. Kremowa konsystencja nie wchodzi w załamania skóry, jest delikatna i świetnie się blenduje, nie przesusza i faktycznie delikatnie rozświetla i ożywia twarz. 

Essie Ballet Slippers gościł na moich paznokciach prawie cały październik. Piękny, mleczny odcień różu, który trwałością może zaskoczyć nie jedną osobę. Naturalny odcień zdrowych i zadbanych paznokci wygrał z kolorami jesieni, nie będzie mi łatwo się z nim rozstać na rzecz innego koloru także w listopadzie.

To wszyscy moi ulubieńcy z tego miesiąca. Jestem ciekawa, czy znacie któryś z kosmetyków oraz jacy byli Wasi ulubieńcy w październiku?

26 października 2014

Snapshots of the Week 61

 1. Śniadanie, ulubiony posiłek dnia. 2. Pędzle Real Techniques w Rossmannie. Tak tak. 3. Zmiana ulubieńca letniego na ulubieńca jesieni. 4. Comfy.






























5. Grey Day. 6. Sałatka z jarmużem w przygotowaniu. 7. I gotowa. 8. Zielono pod kocem.


































9. Syropu klonowego nigdy za dużo. 10. Mega pachnąca nowość L'Occitane. 11. Śniadanie2.
12. Nowe BELLE.

24 października 2014

Friday

Po ciężkim tygodniu, który dał mi w kość nie tylko pogodą, ale też natłokiem dodatkowych zadań, czekałam z utęsknieniem na piątek i wolne popołudnie oraz wieczór, który spędzę w domu. W planie gorąca kąpiel, przegląd magazynów i serial. 
Gdy za oknem wiatr i deszcz komponują się w jesiennej szarudze i ponurym klimacie, zakładam ciepły, otulający sweter i przygotowuję szybki obiad. Nie mam ochoty na czasochłonne dania, więc stawiam na swój comfort food, pomidorowe pesto z papryką i tuńczykiem zawsze się w takich sytuacjach sprawdza. Po ciepłym posiłku, z kubkiem gorącej herbaty w ręku, mogę przejrzeć prasę i polenić się w fotelu. 





























Dzisiejszy makijaż jest na tyle lekki i delikatny, że jego usunięcie zajmuje mi chwilę, wszyscy, którzy posiadają szczoteczkę Clarisonic Mia 2 wiedzą, jak przyjemne może być te kilkadziesiąt sekund masażu twarzy przy jej użyciu:) W tym czasie moja gorąca kąpiel jest gotowa. W całej łazience unosi się zapach lawendy, wszystko to za sprawą cudownego pudru do kąpieli Pat&Rub, który wzbogacony jest płatkami suszonej lawendy, cynamonem i kozim mlekiem. Puder genialnie nawilża ciało, kąpiel relaksuje zmęczone mięśnie, a zapach zdecydowanie wpływa na relaks i odprężenie. Po kąpieli mogę już wskoczyć w swoją ulubioną piżamę, przed tym nakładając mega pachnące mleczko z L'Occitane, przyznaję, że zapach róży, fiołka i szafranu kupił mnie od razu.





























Z kubkiem gorącego kakao włączam serial i wieczór spędzam pod kocem, ciesząc się, że ten tydzień dobiega końca.

A jak Wam minął ten tydzień? Jakie macie plany na weekend?

20 października 2014

Whipped Body & Hand Cream | L'Occitane





























Masło shea nazywane jest często "złotem kobiet". Nic dziwnego, bowiem dla naszej skóry, włosów, paznokci ma zbawienny wpływ i potrafi zdziałać cuda. Duet, który dziś chcę Wam pokazać, pochodzi z firmy L'Occitane. Jest to nowa, limitowana edycja kosmetyków z masłem shea. Jak zapewne wiecie, marka ma w swojej stałej ofercie linię z masłem shea, która dla suchej skóry jest jak opatrunek i którą ja osobiście bardzo lubię, dlatego bardzo się ucieszyłam, gdy dostałam okazję przetestowania nowej, limitowanej serii. Czym się różni od klasycznej linii? Kosmetyki są puszyste! Tak, dokładnie, konsystencja zarówno kremu do ciała jak i tego do rąk, przypomina gęstą, pyszną, prawdziwą bitą śmietanę. Oba produkty jak dla mnie mają bardzo zimową szatę graficzną, zapakowane są w minimalistyczne opakowania, co mi bardzo odpowiada.  Krem do ciała zamknięty jest w metalowej puszce o pojemności 125 ml. Po odkręceniu ukazuje nam się niesamowity widok puszystej, lekkiej masy. Wrażenie to pozostaje z nami do czasu aplikacji, bo krem ma lekką konsystencję pianki, która bardzo ładnie rozprowadza się na skórze i natychmiast wchłania. Krem składa się z wielu naturalnych, odżywczych składników, które mają za zadanie zregenerować, nawilżyć i odżywić suchą skórę. I myślę, że właśnie osoby z taką skórą będą z niego zadowolone. Po nałożeniu kosmetyku skóra jest wygładzona, nawilżona, jędrna, ale wyczuwalna jest na niej warstwa ochronna, wiem, że nie każdy to lubi, ale warstwa ta nie jest tłusta czy lepiąca, po aplikacji możemy się natychmiast ubrać. Głównym składnikiem kremu jest oczywiście masło i olej z masła shea. Wszystko to sprawia, że przy regularnym stosowaniu, sucha skóra odzyskuje komfort i nie ma problemu z przesuszaniem czy szorstkością. Do tego zapach, który jest typowy dla klasycznej linii z masłeh shea, ja go osobiście uwielbiam, kojarzy mi się z czystą i wypielęgnowaną skórą.
Krem do rąk, podobnie jak ten do ciała, posiada puszystą konsystencję, odrobina wystarczy, aby posmarować nim całe dłonie i wmasować go w paznokcie, dla mnie jest to idealny krem na zimową porę, delikatnie tłusty, pozostawiający ochronną warstwę, która pomoże ochronić nasze dłonie przed mrozem i jego przykrymi skutkami dla skóry. Zapach identyczny jak cała linia z masłem shea, bardzo przyjemny.
Krem do ciała możecie już nabyć sklepach L'Occitane, kosztuje około 100 zł, przy czym krem do rąk o pojemności 30 ml kosztuje około 30 zł. Cała linia uzupełniona jest o piankę pod prysznic, której ja osobiście nie testowałam. Oba produkty bardzo Wam polecam, jeżeli macie suchą, problematyczną skórę, to jesienią i zimą te dwa kosmetyki sprawdzą się u Was idealnie. Ze względu na bardzo klasyczny zapach, krem do rąk na pewno sprawdzi się również o wszystkich Panów :)

Jestem ciekawa czy znacie tą oraz klasyczną linię z masłem shea L'Occitane i czy ją lubicie?

16 października 2014

Fresh Mint Heel Pumice | Phenome





























Dziś o temacie, o którym nie każdy lubi rozmawiać, a który, moim zdaniem, jest tematem ważnym i bardzo przyjemnym. Stopy! Powiecie zaraz, że lato się skończyło, sandały i klapki już dawno schowane na dnie szafy, a ja tu o produktach do stóp, ale mam nadzieję, że tak jak i ja, są wśród Was osoby, które o stopy dbają cały rok tak samo, a jeśli tak nie jest, to mam nadzieję, że dzisiejszym wpisem zachęcę Was trochę do tego:) Jesień i zima to dla naszych stóp ciężki okres. Całymi dniami męczą się w ciężkim obuwiu, często na przełomie lata i jesieni, wsadzone w półbuty po tym, jak praktycznie cały czas były odkryte w sandałach, narażone są na obcieranie, odgniatanie, dlatego bardzo ważne jest, aby szczególnie w tym okresie zadbać o nie ze zdwojoną siłą. Mi pomaga w tym całym procesie produkt, który uważam, powinien znaleźć się w każdej łazience, nie tylko damskiej, ale i w męskiej pielęgnacji. Mowa o naturalnym pumeksie do stóp firmy Phenome. 
Pumeks ma postać gęstej, ciemnozielonej pasty, która stworzona została na bazie naturalnych, roślinnych wód, wzbogacona o naturalne drobinki ścierające oraz ekstrakty organiczne. Wszystko zapakowane mamy w sporą, 150 ml metalową tubkę, która w bardzo łatwy sposób dozuje nam odpowiednią ilość produktu. Cała pasta przypomina po prostu gęsty peeling, który przepięknie i orzeźwiająco pachnie ziołami, zieloną herbatą oraz cytrusami. Przyznaję, że sam aromat jest bardzo relaksujący i przyjemny dla nosa. Jak w przypadku wszystkich kosmetyków marki Phenome, każdy składnik użyty w produkcie jest w pełni naturalny, wszystkie składniki aktywne są organiczne. A znaleźć tu możemy bogactwo natury, które zostało stworzone na bazie roślinnych wód, z zielonej herbaty, cytrynowej, migdałowej i aloesowej, uzupełnione o naturalne substancje złuszczające takie jak pumeks oraz migdałowe drobinki ścierne, wyciąg z zielonej i czerwonej herbaty, ekstrakt z mięty pieprzowej, wyciąg z tymianku i ekstrakt z melisy lekarskiej. Pastę możemy nałożyć na suche bądź mokre stopy, po czym wykonujemy nią masaż. Ja preferuję masaż na suchych stopach, bo wtedy efekt ścierania jest znacznie silniejszy, dla osób z delikatną skórą i popękanymi naczynkami, polecam drugą metodę i delikatne ruchy koliste. Po kilku minutach masażu, przy którym skupiam się głównie na piętach, po prostu spłukujemy pastę wodą i możemy cieszyć się gładkimi, świeżymi stopami. Wiem, że na rynku jest sporo scrubów przeznaczonych do stóp, przetestowałam ich już kilka i otwarcie mogę powiedzieć, że ten jest najlepszy. Drobin ścierających jest naprawdę sporo, są dość ostre i genialnie radzą sobie z przesuszoną skórą stóp. Oczywiście, nie pomogą na problemy pękających pięt, ale zrogowaciały naskórek wygładzą idealnie oraz znakomicie przedłużą efekty profesjonalnego pedicure. Stopy po użyciu tego pumeksu są wygładzone, nawilżone, zregenerowane, odświeżone, pozostawia on uczucie "lekkich nóg", więc jeżeli mamy za sobą cały dzień w szpilkach, czy kozakach, które często powodują ucisk na stopy i łydki, ten produkt świetnie sprawdzi się na koniec dnia i zrelaksuje nasze nogi. Po takim zabiegu, stopy lepiej wchłaniają krem i po zrzuceniu ciężkiego obuwia w domu możemy cieszyć się chodzeniem na boso na zdrowych i zadbanych stopach. Produkt możemy kupić w sklepie online marki, kosztuje 69 zł, ale jeżeli macie ochotę przetestować ten, bądź inny produkt Phenome, mam dla Was niespodziankę. 

Od dzisiaj 16.10.2014 do niedzieli 19.10.2014 włącznie na hasło "Juicy" w sklepie internetowym marki TU kupicie dowolny kosmetyk 20 % taniej!

Mam nadzieję, że skusicie się na pumeks, bo jest zdecydowanie warty zakupu. A może znacie już ten produkt?

15 października 2014

Snapshots of The Week 60


































1. Uroki choroby, życie w dresie jest piękniejsze. 2. Sprawdzeni ulubieńcy. 3. Nice is Nice, sweter Zara. 4. Nowość L'Occitane.


































5. Think pink. 6. Nowość Bumble and Bumble, jestem jej bardzo ciekawa. 7. Mała przerwa na kawę i Sole Mate.  8.Znowu.


































9. Jesień. 10. Dzień dobry. 11. A List, na jesień idealny.

Po więcej zapraszam na mój Instagram @juicybeige !!

12 października 2014

Take The Day Off | Clinique





























Ile czasu poświęcacie na swój demakijaż? Mówi się, że demakijaż twarzy powinien zajmować nam tyle samo czasu, co robienie makijażu. Każdy z nas ma swoje sposoby na makijaż, ulubiony podkład lub krem BB, puder sypki bądź prasowany, brązer, róż, rozświetlacz, cienie, kredki i tusz,a na koniec pomadka lub błyszczyk. Tyle produktów nosi nasza twarz w ciągu dnia, nie mówiąc o cięższych makijażach wieczorowych. Aby wieczorem to wszystko usunąć i zostawić ją naprawdę dokładnie oczyszczoną, powinniśmy poświęcić na to trochę czasu i użyć odpowiednich produktów, które dokładnie usuną makijaż, ale nie zostawią skóry przesuszonej, podrażnionej i ściągniętej. Dzisiaj chcę pokazać Wam produkt, który od wielu lat sprawdza się przy tej czynności rewelacyjnie i który mogę polecić naprawdę każdemu.
Balsam oczyszczający firmy Clinique Take The Day Off miałam okazję wypróbować kilka dobrych lat temu, gdy pracowałam dla jednej z marek kosmetycznych w czasie studiów. Pamiętam, że nie cieszył się on wtedy dużą popularnością, teraz sprawa z balsamami do demakijażu ma się całkiem inaczej i sporo marek wprowadza je na rynek. I dobrze, bo to naprawdę fajna sprawa. Od tamtej pory wracam do niego dość regularnie, a zimą to zdecydowanie moja ulubiona forma demakijażu. Swój demakijaż zaczynam od zmycia makijażu oczu wodą micelarną. Ponieważ Take The Day Off jest przebadany okulistycznie i dobrze sobie radzi z demakijażem nawet wodoodpornej maskary, można go jak najbardziej zastosować, ale zdarza mu się pozostawić na moich oczach mgłę, którą i tak muszę później przetrzeć micelem, więc robię to od razu. Następnie nowym wacikiem nasączonym wodą micelarną (aktualnie używam Garniera, sprawdza się wybornie) przecieram całą twarz, aby ściągnąć pierwszą warstwę makijażu i w dokładnie umytych dłoniach rozgrzewam odrobinę balsamu Clinique i wykonuję nim masaż na suchej skórze. Balsam ma postać stałą, przypomina wazelinę. Nie ma żadnego sztucznego koloru, jest całkowicie bezzapachowy. Po rozgrzaniu w dłoniach zamienia się w delikatny olejek, który nałożony na skórę jest bardzo komfortowy, a masaż twarzy takim specyfikiem jest przyjemny i relaksujący. Masuję twarz przez dwie trzy minuty, po czym spłukuję wszystko ciepłą wodą. Ze zmyciem balsamu nie ma najmniejszego problemu, schodzi błyskawicznie. Nie pozostawia skóry natłuszczonej, ale jest ona nawilżona, nie jest ściągnięta, czy przesuszona, a wiedzieć musicie, że moja wrażliwa i sucha skóra jest bardzo wymagająca, ten balsam działa na nią fantastycznie. Cały makijaż jest usunięty, jeśli chodzi o kwestię oczyszczenia, radzi sobie tu wybitnie i nie doświadczycie już na skórze po całym rytuale krzty resztek z dziennego upiększenia. Nie uczula mnie, nie podrażnia, nie powoduje zapychania, nie pojawiają się na skórze po jego użyciu żadne niespodzianki. Śmiem twierdzić, że każda skóra go polubi. W plastikowym słoiku znajdziemy 125 ml produktu, który jest bardzo wydajny, bo niewielka ilość wystarczy do usunięcia całego makijażu, słoik taki, przy praktycznie codziennym użyciu produktu wystarcza mi na około 5 miesięcy. W sklepie internetowym marki możemy kupić go za 145 zł, podobną cenę ma w Sephorze czy Douglasie. Osobiście polecam go każdemu, wiem, że sprawdza się nie tylko na suchej i wrażliwej skórze, ale lubią go także cery mieszane, tłuste. U mnie gości stale.

Jestem ciekawa, czy znacie ten produkt, a może znacie produkty alternatywne dla niego i coś polecacie?

7 października 2014

Morning Cleansing




























Czy poranne oczyszczanie twarzy i produkty, które do tego stosujemy są równie ważne jak oczyszczanie i demakijaż porą wieczorową? Dla mnie zdecydowanie tak i nie wyobrażam sobie, aby rano takiej czynności nie wykonać. Choć moja skóra jest raczej wrażliwa i dość sucha, a przykre niespodzianki pojawiają się na niej tylko raz na jakiś czas, wydawałoby się, że nie potrzebuję żadnego specjalnego produktu i wystarczyłoby zwykłe mydło, ale nie działa to niestety w ten sposób i każdy produkt musi po umyciu skóry pozostawiać komfort, nie powodować ściągnięcia, podrażnienia i przesuszenia skóry, oczyszczać ją delikatnie ale skutecznie. Na tą chwilę mam w łazience trzy produkty, których używam rankiem i dziś chciałabym Wam te produkty trochę przybliżyć, bo może szukacie akurat produktu, który rano idealnie Was obudzi i przygotuje cerę do dalszej pielęgnacji:)

Alterra Bio-Granatapfel czyli chyba większości z Was znana ekologiczna emulsja do mycia twarzy z Rossmanna. Zastępca kultowej już emulsji różanej, która została wycofana, cieszy się ogromną popularnością ze względu na naprawdę niezły skład oraz bardzo przystępną cenę (ok.9 zł). Przyznaję, że i mi ta emulsja z początkiem bardzo podpasowała, kremowa konsystencja, która nie przesusza skóry, owocowy, choć dość intensywny zapach i działanie, które z demakijażem zupełnie sobie rady nie dawało, ale do porannego mycia twarzy było idealne. Niestety, po jakimś czasie od stosowania pojawił się problem, bo zapach alkoholu w produkcie jest tak wyczuwalny, że mi osobiście przeszkadza i niechętnie po niego sięgam w ostatnim czasie, nie sądzę, abym kupiła go ponownie. Niemniej jednak, produkt można wypróbować, bo tak jak wspomniałam cena działa zdecydowanie na jego korzyść.

The Body Shop Tea Tree Creamy Wash czyli jeden z moich ulubionych kremowych żeli do porannego mycia. Linia z olejkiem z drzewa herbacianego przeznaczona jest do skór mieszanych i tłustych, problematycznych, a jak wspomniałam ja takowej nie mam, ale z linii tej znajdziemy dwa produkty do mycia buzi, jeden do skór tłustych o konsystencji żelu i drugi, krem do mycia, który posiadam ja, przeznaczony do skór mieszanych. Osobiście uwielbiam ten produkt, bo nic innego jak właśnie ten kremowy miętowy kosmetyk nie stawia na nogi z rana. Nawet stosowany codziennie nie przesusza mojej skóry, nie podrażnia jej, dobrze oczyszcza i pozostawia chłodzący efekt świeżości na skórze. Cena jest przystępna, za tubkę, która jest dość wydajna, zapłacimy około 25 zł. Polecam wszystkim.

Clarins Extra Comfort Anti-Pollution Cleansing Cream to ostatni produkt, o którym dziś chcę wspomnieć i przyznaję, mój ogromny ulubieniec. Przede wszystkim zacznę od tego, że ogromną jego zaletą jest duże opakowanie, bo aż 100 ml, za które należy zapłacić ok 95 zł, niemniej warto polować na okazje chociażby w Sephorze, gdzie często można go kupić 20% taniej. Po drugie jest to produkt, którego można użyć również do demakijażu bo i tu sprawdzi się wybornie. Po trzecie stosować go można na dwa sposoby, czyli na zwilżoną skórę po prostu myjemy nim twarz, lub nakładamy go na suchą skórę i masujemy, po czym usuwamy wodą lub za pomocą płatków kosmetycznych. Ja stosuję go na pierwszy sposób i przyznaję, że to jeden z lepszych produktów do oczyszczania twarzy, jakie miałam okazję używać. Krem wzbogacony jest masłem shea, wyciągiem z nasion moringi, który działa detoksykująco na skórę, oraz mango, które działa kojąco. Wszystko to sprawia, że delikatnie pachnący brzoskwinią, gęsty krem bardzo przyjemnie oczyszcza skórę, nie przesusza jej, zostawia skórę bardzo gładką, miękką. Polecany jest do każdego typu cery, więc myślę, że i osoby ze skórą mieszaną będą z niego zadowolone, mimo jego bogatej konsystencji. Krem zawiera kompleks, który ma za zadanie ochronić naszą skórę przed działaniem zanieczyszczeń środowiska, nie wiem na ile to prawda, na ile chwyt reklamowy, ale jedno jest pewne, przy regularnym stosowaniu tego kosmetyku, skóra nabiera blasku, zdrowego kolorytu i po prostu lepiej wygląda. 

A na co Wy stawiacie przy porannym oczyszczaniu cery? Jakie są Wasze typy w tej kategorii?

2 października 2014

September Beauty Favourites





























Muszę przyznać, że jestem przerażona. Przerażona tym, jak szybko czas leci i jak szybko dzień mija za dniem, a miesiąc za miesiącem. Wrzesień minął mi tak błyskawicznie, że patrząc dziś w kalendarz, musiałam dwa razy przetworzyć sobie w głowie to, że dziś jest drugi dzień października, nie dowierzając, jak to w ogóle jest możliwe, bo przecież dopiero było lato, dopiero leżałam na plaży korzystając ze słońca i kąpieli w morzu. Nie do wiary! Absolutnie.
Dziś zapraszam na moich ulubieńców września, skoro już naprawdę mamy początek października:)
W ubiegłym miesiącu praktycznie w ogóle się nie malowałam, z racji tego nie pojawiło się u mnie nic nowego z kolorówki i tylko jeden produkt do makijażu dziś chcę Wam pokazać, reszta miesiąca minęła pod znakiem pielęgnacji.

PIELĘGNACJA

Biovax i intensywnie regenerująca maska do włosów słabych, to mój sprawdzony hit od wielu lat. Przyznaję, że innych masek tej firmy nie miałam, to jedyna do której co jakiś czas wracam, ale nie szukam nic innego, bo ta jest po prostu sprawdzona. Wzbogacona o aloes, hennę i olejek ze słodkich migdałów, pomaga zregenerować włosy, a także zapobiega wypadaniu włosów i wzmacnia cebulki włosa. Po żadnej masce nie mam tak gęstych, zdrowych włosów, jako jedyna gwarantuje mi to, że nawet po wmasowaniu w skórę głowy, nie zostawi mojej czupryny oklapniętej czy obciążonej, systematycznie stosowana (w moim przypadku co 5 dni) poprawia kondycję i wygląd włosów i naprawdę działa wspomagająco przy problemie wypadania. Sprawdzona, po raz kolejny we wrześniu pokazała, że zawsze mogę na nią liczyć. Minusem dla mnie jest jej zapach, o ile w słoiku mi nie przeszkadza, na włosach utrzymuje się stanowczo za długo.

Tea Tree Creamy Wash The Body Shop kupiłam z myślą o porannym myciu twarzy, skuszona tym, że zawiera olejek z drzewa herbacianego oraz miętę i licząc na to, że co rano pomoże mi się rozbudzić. Wszystko się sprawdziło. Mimo to, iż krem jest przeznaczony raczej do skóry mieszanej, na mojej wrażliwej i suchej sprawdza się naprawdę nieźle. Nie podrażnia, nie przesusza, po zmyciu pozostawia na twarzy delikatny efekt chłodzący, co genialnie odświeża z rana, a zapach mięty idealnie pobudza. Z tej serii dostępna jest także wersja żelu myjącego, ale ten jest już przeznaczony do skór typowo przetłuszczających się, z trądzikiem. Polecam naprawdę każdemu, stawia na nogi!

Almond Body Butter The Body Shop to kolejna pozycja z TBS, która trafiła do mnie na koniec wakacji. Osobiście bardzo lubię masła tej firmy, więc po tym, jak powąchałam wersję migdałową, wiedziałam, że działaniem na pewno także przypadnie mi do gustu. Gęsta i treściwa konsystencja, pozostawia na ciele ochronną, wyczuwalną warstwę i mimo to, że masło przeznaczone jest do skóry normalnej i suchej, zdecydowanie bardziej sprawdzi się u osób z suchą skórą. Genialnie nawilża, regeneruje i uelastycznia ciało, zapach w tym przypadku jest dla mnie ogromnym atutem.Ja jestem na tak.

Take The Day Off Clinique wróciłam do niego po latach, za sprawą szumu, jaki ostatnio na jego temat powstał w blogosferze. Pamiętam, że kilka lat temu, gdy go kupowałam, stał na półkach tonami, nikt nie chciał tłustej mazi do demakijażu i nie wierzył na słowo, jak fantastyczny to produkt. Po przygodzie z mydłem do twarzy L'Occitane, wracam do Clinique i po raz kolejny utwierdzam się w przekonaniu, że to dobry wybór. Genialnie usuwa makijaż z twarzy i oczu (choć do oczu wolę używać wody micelarnej, Clinique zostawia po sobie mgłę), nie podrażnia nawet bardzo wrażliwej skóry, pod wpływem ciepła dłoni zamienia się w olejek, który pięknie rozpuszcza wszystko to, co chcemy po całym dniu usunąć. Bezzapachowy, wydajny i skuteczny. Jeśli ktokolwiek jeszcze po tych wszystkich recenzjach w internecie nie skusił się, aby go wypróbować, naprawdę do tego zachęcam.

MAKIJAŻ

Redness Solution Clinique to puder, bez którego, dosłownie, nie wyobrażam sobie teraz funkcjonować. Ponieważ moja skóra ma tendencje do zaczerwienień pod wpływem emocji, zmiany temperatury, czy po zjedzeniu super ostrych potraw, czasami w ciągu dnia potrzebuję czegoś co ją ukoi i zniweluje tą reakcję na mojej twarzy. Mineralny puder Clinique, o specjalnym przeznaczeniu właśnie do skóry nadreaktywnej idealnie sprawdza się w takich sytuacjach, nałożony bezpośrednio na pielęgnację lub na makijaż w ciągu dnia, natychmiastowo kryje wszystkie zaczerwienienia, jest bezzapachowy, niewidoczny na skórze, nie zapycha jej, wręcz działa leczniczo za sprawą swojego składu. Poświęcę mu osobną notkę na blogu, bo zdecydowanie jest o czym pisać. Mój hit.

To wszyscy moi ulubieńcy września. Jestem ciekawa, czy znacie te produkty i czy któryś w szczególności przykuł Waszą uwagę?






Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...