30 czerwca 2014

June Beauty Favourites





























Czerwiec dobiega końca. Cóż to był za miesiąc. Przywitał nas upałami, słońcem i cudowną pogodą, kończy się w deszczu i dość chłodno. Mam nadzieję, że początek lipca przyniesie nam z powrotem lato, na które czekam w końcu cały rok, a tymczasem spod cienkiego koca z kawą w kubku, zapraszam na moich ulubieńców czerwca:)

PIELĘGNACJA

Serozinc La Roche Posay to moja jedyna nowość pielęgnacyjna czerwca. W ubiegłym miesiącu nie zmieniałam za wiele w mojej pielęgnacji, póki co trzymam się tego, co już sprawdzone i dla mojej skóry dobre, ale ten spray podczas upałów i w momentach, kiedy od gwałtownej zmiany temperatury moja skóra zaczęła reagować podrażnieniami, wypiekami czy krostkami był totalnym wybawieniem. Genialny, w ciągu kilku dni przyniósł ukojenie, zmniejszył podrażnienia i zaczerwieniania i poprawił ogólny wygląd skóry. Myślę, że będzie to stały pewnik mojej pielęgnacji, zdecydowanie ze mną zostaje.

Pat&Rub po raz kolejny pokazało, że jeśli coś jest dobre i sprawdzone, to nie ma potrzeby tego zmieniać. Ich kosmetyki w większości sprawdzają się u mnie wybornie, nie inaczej jest w przypadku kremowego peelingu do dłoni. Dla jednych zbędny gadżet, dla mnie podstawa pielęgnacji dłoni. Regeneruje, wygładza, nawilża i sprawia, że dłonie stają się tą prawdziwą wizytówką. Plus za piękny zapach.

MAKIJAŻ

Chanel Les Beiges Healthy Glow Fluid w kolorze 30 to moje odkrycie tego lata i nie wiem, czy nie roku. Produkt genialny dla mojej skóry, lekki, nieobciążający jej, nie dający efektu maski. Do tego zapach, który uwielbiam i wykończenie glow, czego chcieć więcej? To coś pomiędzy podkładem a po prostu kremem tonującym, z efektem bliższym właśnie temu drugiemu. Marka proponuje dwa sposoby stosowania, solo lub pod podkład, u mnie tylko i wyłącznie solo. Niedługo poświęcę mu osobną notkę, ale jestem oczarowana!

Chanel Les Beiges Healthy Glow Multi-Colour w kolorze 02 to kolejny hit marki, który z tego co wiem jest z kolekcji limitowanej. A szkoda, bo produkt jest naprawdę bardzo fajny. Można używać go mieszając trzy kolory ze sobą i omiatając dużym pędzlem całą twarz, dodając jej koloru i naturalnego blasku, bądź też zmieszane kolory spożytkować jako genialny produkt do konturowania twarzy (czytaj jako brązer), a także, jak pokazała znana na całym świecie genialna makijażystka Lisa Eldridge, możemy nałożyć każdy z kolorów osobno, czyli brązer, róż, a na końcu rozświetlacz. W jaki sposób byśmy go nie zaaplikowali, na twarzy wygląda bardzo naturalnie, trzyma się bez zarzutu przez wiele godzin i sprawia, że brak słońca w tych ostatnich dniach nie jest już naszym problemem. Zapach bajeczny, jak w całej linii Les Beiges.

Rimmel Moisture Renew w kolorze Nude Delight to pomadka, po którą sięgałam najczęściej w czerwcu. Nowa kolekcja pomadek jest naprawdę genialna. Formuła jest lekka, nie sklejająca ust, nawilża je, a kolor trzyma się na ustach bardzo długo. Chociaż jestem ogromną wielbicielką kultowego już koloru od Rimmel Airy Fairy, to Nude Delight z opaloną delikatnie skórą wygląda świetnie i jest to prawdziwy odcień nude, który na pewno większości karnacji będzie pasował.

Rimmel Stay Blushed w kolorze Touch of Berry nie jest może najszczęśliwszym dla mnie wyborem kolorystycznym, ale dostałam róż w prezencie, więc nie mogę narzekać. Sam kolor to dziewczęcy róż, ale formuła tego różu w kremie jest fantastyczna! Lekka, niczym farbka, bardzo ładnie rozciera się palcami, efekt jest bardzo naturalny, sam produkt wydajny i tani. Dla osób, które lubią szybkie rozwiązanie w makijażu i naturalny efekt to na pewno warty wypróbowania kosmetyk, mam ochotę na inny kolor.

Jak widzicie, wielu ulubieńców w tym miesiącu nie było, ale te kosmetyki, które dziś pokazałam polecam Wam serdecznie, jeżeli będziecie mieli okazję je wypróbować, nie wahajcie się. A może już znacie któryś z tych produktów?

25 czerwca 2014

Pure Sugarcane | Phenome






























Wydawałoby się, że to zimą nasza skóra najbardziej potrzebuje nawilżenia, regeneracji, ukojenia, ale to właśnie latem wystawiamy nasze ciało na działanie promieni słonecznych, kąpiemy się w morzu, na plaży podrażniamy naskórek ciągłym kontaktem z piaskiem. I to właśnie latem odkrywamy naszą skórę spod tony ubrań, osłaniając ją jedynie lekkimi i zwiewnymi tkaninami. Wszystko to sprawia, że naskórek przesusza się jeszcze szybciej, a nikt nie chce w krótkich szortach czy sukience pokazywać skóry, która jest szara, przesuszona czy mało elastyczna. Moja skóra cały rok wymaga silnej regeneracji, jest sucha z natury, ale przyznam, że latem dbam o nią ze wzmożoną siłą. Należę do osób, które uwielbiają słoneczne kąpiele, opalam się dużo i często, korzystając z letniego słońca, więc staram się pod koniec dnia serwować mojemu ciału to, co najlepsze, aby odzyskało balans i równowagę w nawilżeniu. Praktycznie cały czerwiec używam jednego balsamu do ciała, który zachwycił mnie na tyle, że nie mam ochoty smarować się niczym innym. Mowa o cukrowej emulsji do ciała firmy Phenome. Niech nikogo nie zraża słowo emulsja, bo choć z nazwy brzmi lekko, w działaniu przypomina najlepsze treściwe masło. Seria Pure Sugarcane przeznaczona jest do każdego typu skóry, ale w szczególności uderza w potrzeby skóry suchej, zmęczonej, mało elastycznej. Preparaty z tej serii są źródłem pełnowartościowych składników aktywnych, dbających o odpowiednie nawilżenie, odżywienie i wzmocnienie skóry. Dla osób, które jeszcze nie znają firmy Phenome przypomnę, że jest to nasza rodzima firma, która opiera swoją filozofię na przyjaźni z naturą, stosuje w swoich kosmetykach tylko organiczne i naturalne komponenty, kosmetyki nie zawierają sztucznych barwników, drażniących substancji, ani sztucznych zapachów. Wspólnym mianownikiem dla serii produktów Pure Sugarcane, jest brązowy cukier i betaina pozyskiwana z trzciny cukrowej, która pomaga utrzymać właściwy poziom wilgotności skóry. Oprócz tego w balsamie znajdziemy wody roślinne: aloesową oraz cytrynową, które dostarczają skórze witamin i minerałów, roślinny kompleks odżywczy, oleje arganowy oraz makadamia, znane ze swoich właściwości silnie natłuszczających, zawierające witaminy, minerały , stymulują proces regeneracji naskórka, natłuszczające masło shea, ekstrakty z owsa i owoców noni, które działają wzmacniająco na skórę, nawilżają oraz fitoskwalan, który poprawia elastyczność skóry i pozostawia na skórze ochronny film. Cała ta kompozycja tworzy lekki balsam, który bardzo szybko się wchłania i mimo wyczuwalnej przez cały dzień (!) warstewki ochronnej na skórze, nie lepi się, nie jest tłusty i pozwala nam się od razu ubrać. Efekt na skórze jest bajeczny! Nie dość, żę skóra jest nawilżona przez wiele godzin, jest genialnie wygładzona, przy regularnym stosowaniu zauważyć można, że odzyskuje elastyczność i sprężystość. Do tego zapach, który potrafi uzależnić, mieszanka słodkiego cukru waniliowego z orzeźwiającą nutą cytryny, wieczorem zdecydowanie relaksuje, po porannym prysznicu dodaje energii. Jestem absolutnie zachwycona tym balsamem i mam ochotę przetestować każdy produkt z tej linii. Po intensywnym opalaniu się przez pierwsze dni czerwca, kiedy pogoda jeszcze była iście wakacyjna (lato wróć), ten balsam koił moją skórę, przywracał jej nawilżenie i regenerował. Dodam jeszcze, że balsam dostępny jest w dwóch pojemnościach, co idealnie trafia w potrzeby wakacyjne, kiedy bagaż trzeba ograniczyć do minimum. Wersja, którą widzicie na zdjęciach to tubka o pojemności 100ml, która kosztuje na stronie producenta 79zł, dostępna jest też wersja większa w butelce o pojemności 200ml w cenie 118zł, ale w sklepie internetowym bardzo często możemy trafić na promocje, które umożliwią wypróbowanie balsamu w niższej cenie. O promocjach możecie dowiedzieć się na FB producenta, informacje pojawiają się tam na bieżąco.Polecam Wam wypróbowanie tego balsamu, bo działanie jest naprawdę widoczne gołym okiem.

Czy miałyście okazję próbować cukrowej emulsji Phenome? Jestem ciekawa, jaki balsam jest Waszym wakacyjnym nr 1?

23 czerwca 2014

Snapshots of the week 56


































1. Zdecydowanie ratuje moją skórę,genialny. 2. OOTD. 3. Najwygodniejsze. 4. OOTD2.


































5. Na letnie wieczory. 6. Z Edi. 7. Nowe do spania. 8. Au Naturel.


































9. Wyczekiwana. 10. Ripped. 11. OOTD3. 12. Cudna przesyłka od AgathaLover.


































13. Nowa Akademia L'Occitane. 14. Bloguję. 15. Koniec lata :(

21 czerwca 2014

Summer Nails!



























Na blogu wspominałam już nie raz, że nie dzielę lakierów na zimowe i letnie, nie mam problemu, aby latem nosić bordo czy czerń na paznokciach, ale mimo wszystko właśnie w wakacje odruchowo sięgam po te jaśniejsze i pastelowe odcienie. No bo co innego niż pastele tak pięknie komponuje się z opaloną skórą dłoni i orzeźwia w gorące dni? Zapraszam na moje typy, które w te lato zdecydowanie będą królować na moich paznokciach.

Essie Blanc: absolutnie uwielbiam białe paznokcie, czy to na dłoniach czy na stopach. Blanc jest dla mnie bielą idealną. Lakier nie gęstnieje, kryje po dwóch warstwach, nie bąbluje, nie sprawia żadnych przykrych niespodzianek, a na paznokciach trwa wieki. Uwielbiam i jest to mój nr 1!

Essie Mint Candy Apple klasyk, którego chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. Czy istnieje fajniejszy odcień mięty od tego? Nie wiem i nie chcę się przekonywać, od ponad dwóch lat w lato optycznie chłodzi moje dłonie, cudownie komponuje się z opalenizną, doskonale błyszczy i jest trwały. 

Essie Status Symbol cukierkowy róż, ale nie przesłodzony. Bardzo lubię ten odcień przez cały rok, ale znowu, opalenizna podbija jego oryginalny odcień i sprawia, że wygląda obłędnie. Kremowa konsystencja kryje po dwóch cienkich warstwach, trwałością nie odbiega od swoich kolegów z firmy. Bardzo lubię, jeśli jeszcze go nie macie, polecam Wam go wypróbować, zakochacie się w nim.

Essie Tart Deco przyznam, że zimą naprawdę rzadko po niego sięgam, nie wiem dlaczego, bardzo kojarzy mi się z wakacjami. Lekko rozbielony, delikatnie neonowy pomarańcz, nietuzinkowy, który swoim kolorem zawsze przyciąga wzrok. To moja druga buteleczka, na pewno nie ostatnia, bo nie znalazłam dla niego godnego zastępcy w podobnym odcieniu.

Essie Find Me An Oasis kolor, który skradł moje (serce) paznokcie od kiedy zobaczyłam go w kampanii Resort 2014. Cudowny, rozbielony, chłodny błękit, na dłoniach wygląda rewelacyjnie i mam ochotę nosić go cały czas. U mnie nie sprawia problemów z aplikacją, po dwóch warstwach kryje bardzo dobrze, jednak trzeba trochę precyzji, aby odpowiednio go nałożyć. Warto, takiego efektu jeszcze na paznokciach nie widziałam. 

Jak widzicie, w moich lakierowych letnich ulubieńcach pojawiły się same lakiery z firmy Essie, ale ostatnio kupuję wyłącznie lakiery tej marki, co poradzić, mam do nich słabość, pasują mi doskonałą jakością, wygodnym pędzelkiem i kolorami, których nie ma chyba żadna inna firma.

Znacie któryś z wymienionych przeze mnie kolorów? Jakie są Wasze typy na lato?

17 czerwca 2014

Cute as a button | Essie



























Generalnie staram się nie rozdzielać lakierów na zimowe czy letnie, ale dziś chcę pokazać Wam kolor, którego nie potrafię po prostu nosić zimą. Cute As A Button od Essie, to lakier, który ewidentnie kojarzy mi się z latem i wakacjami, a także nie wiedząc czemu, z truskawkami. Kolor truskawkowy raczej to nie jest, ale zmieszane w nim tony neonowego różu i koralowej pomarańczy tworzą niezwykle optymistyczną mieszankę, która pięknie lśni w słońcu. Posiadam wersję klasyczną, czyli ulubiony szeroki pędzelek. Lakier nie smuży, kryje po dwóch warstwach, jest trwały, mimo to, iż buteleczkę posiadam już praktycznie 2 lata, nie zgęstniał, nie bąbluje, nie rozwarstwia się. Lubię.

Znacie Cute As A Button? Jest jakiś kolor, który nosicie tylko latem?

12 czerwca 2014

New In




























W ostatnim czasie pojawiło się u mnie kilka nowości, głównie drogeryjnych, więc zebrałam je wszystkie w dzisiejszym poście aby je Wam pokazać. Większość to produkty, które mam po raz pierwszy, więc jestem ciekawa czy się sprawdzą.
La Roche- Posay Serozinc był na mojej liście już dłuższy czas. Ponieważ moja skóra bardzo reaguje na ostre potrawy, zmiany temperatury i jest ogólnie mocno wrażliwa, postanowiłam wypróbować tą wodę i pierwsze wrażenia są bardzo pozytywne. Więcej napiszę za jakiś czas, ale czuję, że może stać się podstawą mojej pielęgnacji. Po bardzo pozytywnej przygodzie, która zresztą nadal trwa, z płynem micelarnym marki Garnier, sięgnęłam po dwufazę tej firmy. Normalnie nie mam potrzeby używania olejowej formy demakijażu, ale lato rządzi się swoimi prawami i wszelkie kolorowe pomadki lądują na moich ustach, czymś trzeba je na koniec dnia porządnie ale i szybko usunąć, więc micel nie daje sobie do końca z tym rady (mówię tu głównie o pomadce Bourjois Rouge Edition Velvet, extra trwała). Po tym jak skończył się mój ukochany scrub do dłoni L'Occitane, zdecydowałam się wypróbować peeling do dłoni z Pat&Rub. Ich scruby do ciała nigdy nie zawodzą, więc mam nadzieję, że z produktem do dłoni również się polubimy. Wiem, że dla wielu osób scrub do dłoni jest zbędnym gadżetem, ja jednak przy regularnym stosowaniu tego produktu widzę poprawę w wyglądzie moich dłoni oraz mniejsze ich przesuszenie. Również z Pat&Rub będę dbała o moje stopy w te wakacje i choć balsam rozgrzewający jest tylko z nazwy, absolutnie go uwielbiam za działanie i zapach, więc nie kierując się jego zimowym przeznaczeniem, będę stosowała go w lecie. Świeczek tej firmy nie miałam jeszcze okazji palić, więc czas najwyższy aby się to zmieniło. Wybrałam orzeźwiającą wersję z pomarańczą, melisą i goździkiem i powiem jedno, jest moc! Kompozycją zapachową mogą dorównywać moim ukochanym świeczkom z Diptyque.  Lato i upały w pełni, więc skuteczna ochrona przed poceniem jest teraz więcej niż pożądana. Moim stałym punktem w tej dziedzinie jest zielona kulka Vichy, więc kolejne opakowanie już ze mną. Mam ogromną słabość do wszelkich olejków do ciała, więc pozycję firmy Garnier prędzej czy później musiałam wypróbować. Chociażby dla samego zapachu, migdał i róża? Mhmm... Raz w tygodniu moje włosy potrzebują dokładnego oczyszczenia, które usunie z nich wszelkie resztki środków do stylizacji. Firma Phyto do tej pory nie była mi znana, ale teraz będę miała okazję detoksykować moje włosy z ich oczyszczającym szamponem. I na sam koniec jedyna nowość do makijażu, liner z firmy L'Oreal, który ma dość wygodną i precyzyjną końcówkę i wygodnie leży w dłoni. Jak z trwałością, to się okaże.

Czy znacie któryś pokazany dziś produkt? Macie już swoje opinie na ich temat? 


9 czerwca 2014

Snapshots of the Week 55

1. Letnia garderoba! 2. Szorty DIY 3. Dzień błyszczyk.

4. Uwielbiam! 5. Opalanie. 6. I po. 7. Wieczorne oczyszczanie.

8. Genialny produkt! 9. Mel B BFF. 10. I taka zadowolona po ABS. 11. Letnia lektura.



7 czerwca 2014

Luscious | Phenome




























Dzisiejszy post jest dość wyjątkowy dla mnie, bo piszę też o bardzo wyjątkowym kosmetyku. Krem nawilżający to dla mnie podstawa pielęgnacji, zaraz po oczyszczaniu. Nie wyobrażam sobie nie nakładać go na twarz. Mogę pominąć nałożenie podkładu, tuszu do rzęs, pomadki, ale nigdy nie pomijam w mojej pielęgnacji nawilżenia skóry. Osoby z suchą i wrażliwą skórą, tak jak moja, wiedzą o czym mówię, nie ma nic gorszego od ściągniętej i podrażnionej cery. Od ponad miesiąca mam przyjemność używać kremu silnie nawilżającego z naszej polskiej firmy Phenome. Jeśli ktoś jeszcze o marce tej nie słyszał niech wie, że musi to koniecznie nadrobić, bo firma jest godna uwagi i moim zdaniem kosmetyki ich są jednymi z najlepszych jakie miałam okazję stosować. Marka może pochwalić się genialną filozofią, wszystkie ich kosmetyki zawierają tylko naturalne i organiczne składniki najwyższej jakości, nie znajdziemy w nich żadnych szkodliwych dla skóry substancji, wszystko zgodnie i w przyjaźni z naturą. Tak jak w przypadku innych kosmetyków firmy, Luscious zapakowany jest w minimalistyczny słoik z ciemnego szkła o pojemności 50 ml. Ważność kosmetyku po otwarciu to 6 miesięcy, przy czym wspomnę od razu, że krem jest przewydajny i sądzę, że na te 6 miesięcy codziennego stosowania na pewno nam wystarczy. Po odkręceniu słoiczka znajdziemy puszysty i bardzo bogaty krem o delikatnym zapachu, który jest dość charakterystyczny dla marki i bardzo przyjemny dla nosa. Konsystencja jest bogata, składa się na nią bowiem miks olejków i inaturalnych ekstraktów. W składzie na głównej pozycji znajdziemy cztery wody roślinne: aloesową, różaną, migdałową i cytrynową, które na początek dostarczają naszej skórze niezbędnych minerałów i witamin. Dodatkowo krem zasilają: sok aloesowy, który nawilża i chroni naszą skórę, silnie nawilżające, zmiękczające, łagodzące podrażnienia masło shea, ekstrakt z owoców goji, który dodaje skórze energii i działa przeciwutleniająco, fitoskwalan odpowiedzialny za natłuszczenie, zmiękczenie i odżywienie skóry, a także poprawę jej elastyczności, nawilżający kwas hialuronowy i wspomniany miks olejków: olej jojoba, który chroni cerę i odżywia ją, olej z oliwek działający natłuszczająco i wygładzająco, ekstrakt z róży który działa przeciwstarzeniowo, ekstrakt z passiflory działa kojąco i przeciwutleniająco, oraz nawilżający wyciąg z nagietka. Wszystkie te składniki sprawiają, że konsystencja jest po prostu luksusowa, a aplikacja niezwykle przyjemna. Na początku bałam się, że krem będzie zbyt bogaty nawet dla mnie. Nic podobnego, mimo tak gęstej konsystencji, wchłania się praktycznie natychmiast i staje się na skórze niewyczuwalny, żadnej tłustej warstwy, za to skóra odzyskuje natychmiastowy komfort. Krem nie zapycha mojej cery, nie powoduje żadnego uczulenia czy podrażnienia, za to działanie nawilżające jest rewelacyjne i co zdarzyło mi się chyba po raz pierwszy, przy regularnym stosowaniu, moja skóra odzyskała nawilżenie nie tylko po nałożeniu kremu, ale także pod koniec dnia, czy po demakijażu. Jestem zachwycona! Do tego jest tak gładka i przyjemna w dotyku, że każdy kolejny kosmetyk do makijażu rozprowadza się na niej bezproblemowo. Osoby z suchą, mało elastyczną skórą będą nim zachwycone, dla osób ze skórą mieszaną będzie genialną alternatywą na noc. Polecam Wam Luscious z czystym sumieniem, myślę, że i Was oczaruje swoim fantastycznym składem i działaniem, które mnie po prostu pozytywnie zaskoczyło. Krem możecie kupić na stronie producenta TU, w regularnej cenie za słoiczek tego cuda zapłacimy 126zł, ale polecam śledzić fan page marki na Facebook'u, gdzie często ogłaszane są wszelkie promocje i rabaty. 

Znacie krem Luscious? Jakie są Wasze ulubione kremy nawilżające?

5 czerwca 2014

May Beauty Favourites























































Za nami pierwsze dni czerwca, więc dziś zapraszam Was na podsumowanie maja, przed Wami moi kosmetyczni ulubieńcy minionego miesiąca!

PIELĘGNACJA 

Phenome Exfoliating Paste to moje drugie opakowanie tego peelingu do twarzy i nie wiem czy za pół roku nie będzie trzeciego. Pól roku, właśnie na tyle wystarcza ten słoik i na tyle jest przewidziana ważność tego w pełni naturalnego kosmetyku. Co tu dużo mówić, scrub idealny. Mimo, że drobinki zdecydowanie ścierają martwy naskórek, to mojej wrażliwej i suchej skóry w żaden sposób nie podrażniają, a miks dobroci zawarty w kremie, w którym drobinki są zatopione sprawia, że po użyciu skóra jest doskonale oczyszczona, nawilżona i meeegaaa gładka. Ogromny ulubieniec, klasa.

Babydream i olejek dla mam, na wielu blogach od x czasu ogromny ulubieniec, u mnie po raz pierwszy w łazience zastępuje ukochaną oliwkę HiPP. Przewagę nad HiPPem ta oliwka ma taką, że jest zdecydowanie wydajniejsza, tańsza i ma większą pojemność. Jeśli chodzi o działanie nawilżające są na tym samym poziomie, jednak jeśli chodzi o zapach, finalnie chyba jednak wolę HiPP. Niemniej bardzo fajny produkt w przyjemnej cenie, na pewno nie raz do niego wrócę.

Pat&Rub AOX tonik to kolejny debiut w mojej pielęgnacji. Myślałam, że tonik łagodzący tej samej firmy jest idealny, jednak to ten z serii AOX pobił go i na tą chwilę nie chcę już go zmieniać na żaden inny produkt. Na blogu pojawi się o nim osobna notka, bo zdecydowanie na to zasługuje, powiem jedno, moja sucha skóra go uwielbia, tak dobrego toniku jeszcze nie miałam.

Garnier w mojej łazience nie gościł od czasów, kiedy byłam jeszcze w liceum, a było to naprawdę dawno temu. Po prostu się nie polubiliśmy i nie było nam więcej ze sobą po drodze. Jednak odżywka do włosów z avocado i masłem karite była tak chwalona na wielu blogach i zbierała same bardzo pozytywne recenzje, że i ja zdecydowałam się ją finalnie wypróbować. Teraz wiem, o co było tyle szumu. Faktycznie, rewelacyjny produkt do włosów za małe pieniądze. Nawilża włosy nie obciążając ich przy tym, wygładza, sprawia, że są lekkie i puszyste i do tego bajecznie pachnie! Garnier, jestem pod wrażeniem.

MAKIJAŻ

Dior Lip Maximizer pojawia się u mnie co roku wraz z nadejściem wiosny. Głównie za swój orzeźwiający, miętowy zapach i chłodzący efekt jaki daje na ustach, co w gorące dni daje bardzo przyjemne działanie. Do tego jego uniwersalność sprawia, że nałożony czy to solo czy na jakikolwiek kolor, daje wrażenie pełnych ust i lśniącej tafli. Lubię.

MAC w kolorze Well Dressed tej wiosny również zadebiutował u mnie na twarzy i przyznaję, że efekt bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Delikatny, bardzo dziewczęcy i świeży efekt jaki daje sprawia, że mam ochotę nosić go codziennie. Nie zapycha, nie podrażnia skóry i myślę, że jest to naprawdę bardzo uniwersalny odcień. 

Clinique ze swoją kolorówką bardzo wpisuje się w mój gust. Lubię ich kosmetyki kolorowe, są trwałe, dobrej jakości, a kolory są bajeczne. Po wielkim hicie, jakim okazały się kredki do ust, przyszła kolej na Chubby Stick do oczu. Mój kolor to Bountiful Beige, który na oku wygląda obłędnie! Aplikacja jest dziecinnie prosta, a efekt i trwałość są na najwyższym poziomie, zdecydowanie mam ochotę na więcej kolorów, a kredka w maju lądowała na moich oczach chyba codziennie. Polecam.

Znacie któregoś z moich ulubieńców? Jestem ciekawa jakie kosmetyki w maju były Waszymi hitami?



2 czerwca 2014

Snapshots of the Week 54



































1. Comfort Food. 2. Pierwsze opalanie w tym roku! 3. HIT!!!! 4. Poranna kawa, lubię.


































5. After School Boy Blazer. 6. Zimna domowa Sangria najlepsza na upały. 7. Miła niespodzianka od Belle. 8. I po południu też.


































9. Do pieca! 10. TRUSKAWKI! 11. Też super. 12. TRUSKAWKI i Kate Upton.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...