27 lutego 2014

February Beauty Favourites






Jako że najkrótszy miesiąc w roku jutro się kończy, dziś chciałabym się podzielić z Wami moimi ulubionymi kosmetykami lutego. Sześć produktów, w tym jeden kolorowy, lakier do paznokci. W lutym praktycznie w ogóle się nie malowałam, postawiłam na pielęgnację, która po kończącej się zimie, ma za zadanie doprowadzić moją skórę, włosy do porządku i przygotować ją na nadchodzą wiosnę:)

PIELĘGNACJA

Bumble and bumble Pret-a-Powder suchy szampon do stylizacji, o którym trochę więcej mogliście przeczytać TU. Mimo to, iż za suchymi szamponami nie przepadam i nie kupuję ich, ten produkt jest naprawdę genialny. Nie tylko odświeża fryzurę na drugi dzień bez sklejania, białego osadu, czy nawet obciążenia włosów, ale też nadaje jej niesamowitej objętości i utrwala każde uczesanie. Do tego zapach, no po prostu uwielbiam. W lutym nawet na świeżo umyte włosy Pret-a-Powder aplikowałam z wielką przyjemnością, efekt glamour i świetnie utrwalonych włosów murowany :)

Clarins Liquid Self Tanning to mój nowy samoopalacz do twarzy. Po tym jak skończyłam magiczne kropelki z Collistara, po kilku recenzjach na blogach na temat Clarinsa, zdecydowałam, że chcę go wypróbować. To była świetna decyzja, bo ten kosmetyk jest genialny i śmiało powiem, że przebił moje ukochane kropelki. Wkrótce pojawi się na blogu jego szczegółowa recenzja, ale powiem jedno, opalenizna nigdy nie była tak prosta, zdrowa, naturalna i przyjemna.

Korres Wild Rose Cream po kremie pod oczy z tej serii, przyszedł czas na krem do twarzy. Przyznam, że krem pod oko jest naprawdę przyjemny, ale krem do twarzy jest świetny. Bogata konsystencja szybko wchłania się w skórę, pięknie pachnie i genialnie nawilża twarz na długie godziny. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona tym kremem, spodziewajcie się jego recenzji już wkrótce.

John Frieda Full Repair nie pamiętam już kiedy ostatni raz drogeryjny szampon tak rewelacyjnie mi służył, a moje włosy wyglądały tak dobrze. Korzystając z promocji w Hebe można było go nabyć już za ok. 20 zł, w regularnej cenie kosztuje ok. 39zł, ale szczerze, warto! Włosy są gęste, fryzura zyskuje objętość, która nie kończy się nawet w połowie dnia, są odżywione, pachnące i puszyste. Jestem nim tak oczarowana, że dziś dokupiłam odżywkę, jeżeli znacie szampony JF, zapewne wiecie o czym mówię, jeśli nie, koniecznie to nadróbcie.

MAKIJAŻ 

Real Techniques Buffing Brush pochodzi z zestawu Core Collection. Ogólnie pędzle RT bardzo lubię, nie dziwię się, że są tak popularne, ale mam kilka swoich ulubieńców wśród nich i jednym z nich jest właśnie Buffing brush. Tak jak wspomniałam, w lutym nie malowałam się praktycznie wcale, ale jeśli już nakładałam cokolwiek na twarz, pomagał mi w tym właśnie ten pędzel. Jest genialny, idealnie nadaje się do rozprowadzania podkładu w płynie, do pudru mineralnego, prasowanego czy sypkiego. Świetnie aplikuje także brązer czy róż, jestem pod wrażeniem i uważam, że choćby dla tej jednej sztuki warto kupić Core Collection.

Essie Need a Vacation mogliście zobaczyć już w TYM poście. Gościł na moich paznokciach prawie cały luty, absolutnie jeden z moich ulubionych lakierów, mogłabym malować nim paznokcie non stop.

To wszyscy moi kosmetyczni ulubieńcy miesiąca. Znacie któryś z wymienionych przeze mnie produktów? Jacy byli Wasi ulubieńcy tego miesiąca?




24 lutego 2014

Snapshots of the Week 44

Post miał pojawić się wczoraj, ale z braku czasu mam lekkie opóźnienie, więc publikuję go dziś. Zapraszam na ostatni tydzień w zdjęciach, a wszystkich tych, którzy mają Instagram zapraszam na @juicybeige

1. Kolaż się tworzy. 2 .I gotowy. 3. Tort z białą czekoladą,pycha. 4. Piękna, wiosenna okładka HB.
 5. Sleepy|pink. 6. Ulubiona sałatka z makaronem. 7. I wiecznie ulubione naleśniki. 8. Cafe Popularna
 9. Myślę gotowanie. 10. Gift. 11. Mini mini. 12. Późny spacer

22 lutego 2014

February Non-Beauty Favourites







Luty powoli dobiega końca, a wraz z nim mam nadzieję, że zima. Jest to najkrótszy miesiąc w roku i cieszę się, że jego koniec zwiastuje właściwie nadejście wiosny. Dziś zapraszam Was na niekosmetycznych ulubieńców miesiąca, w kolejnej notce pojawią się ulubieńcy kosmetyczni. 

DUKA  zaraz po Ikei należy do moich ulubionych sklepów z gadżetami do domu. Właśnie tam pojawiły się kubki z wiosennej kolekcji, w pięknych pastelowych (ulubionych) kolorach. Dostałam je w prezencie od mojej mamy i przyznam, że picie z nich jest czystą przyjemnością (czy to dziwactwo?) Bardzo podobne w kształcie i kolorze mam już kubki z Ikei, te z Duki mimo to, iż są niższe, to mają wygodne ucho i idealnie nadają się do herbaty. Komplet 6 nowych kubków zawsze bardzo mnie cieszy:)

KUKBUK nie wiem dlaczego tak długo zajęło mi odkrycie tego dwumiesięcznika, ale powiem jedno, jest genialny! Dawno nie czytałam tak fajnie wydanego magazynu. Piękne zdjęcia, dużo ciekawych przepisów i ciekawostki dotyczące żywienia w najlepszym wydaniu. Gorąco polecam, mało jest tak rzetelnych czasopism na naszym rynku.

IPHONE 5S to następny model po 3G S oraz 4S, który posiadam. Nadszedł czas na wymianę telefonu i nie wahałam się ani chwili, aby ponownie zdecydować się na Apple. Nie tylko wygląd, ale także oprogramowanie iOS bardzo mi odpowiadają, to najwygodniejszy i najprostszy telefon w obsłudze. Przyznam, że wersja 5S wizualnie podoba mi się najbardziej ze wszystkich dotychczasowych modeli Iphone'a.

STEPHEN KING należy do moich ulubionych pisarzy, mam do niego ogromny sentyment, od podstawówki przeczytałam kilkanaście jego książek i nadal chętnie po nie sięgam. W tym miesiącu miałam mało czasu na czytanie, ale pozycję 'Czarna Bezgwiezdna Noc' przeczytałam w oka mgnieniu i jak zwykle Stephen mnie nie zawiódł. Dla wielbicieli pisarza to pozycja obowiązkowa, każde z opowiadań trzyma w napięciu od początku do samego końca.

PARFOIS ma w swojej ofercie fajne zegarki w bardzo przystępnej cenie. Po kilku przygodach z zegarkami typu 'Boyfriend', złotymi i srebrnymi bransoletami, wróciłam do modelu zegarka, który na daną chwilę podoba mi się najbardziej. Mała srebrna tarcza i skórzana, czarna bransoletka pasują do każdego stroju, są nienachalne a zegarek nie przeszkadza na ręku. Do tego świetnie komponuje się z każdą biżuterią, którą akurat chcemy założyć.

Jestem ciekawa, jakich ulubieńców niekosmetycznych w lutym mieliście Wy i czy tak jak ja czujecie już wiosnę w powietrzu?:)

20 lutego 2014

Need A Vacation | Essie



Białe, przetarte szorty, miętowy rower, długi deptak wzdłuż plaży i różowa guma balonowa na paznokciach. Znacie ten scenariusz? Wakacje! Nie znam nikogo, kto by ich nie lubił i nie znam nikogo, kto przeszedłby obojętnie koło moich paznokci pokrytych lakierem Essie, o jakże wdzięcznej i ,o tak dobrze kojarzącej się nam zwłaszcza teraz w te deszczowe dni nazwie, Need a Vacation. Ten przepiękny i bardzo dziewczęcy kremowy róż w odcieniu baby doll, doskonale kryje po dwóch cienkich warstwach, nie smuży, nie rozlewa się i cudownie błyszczy. Na paznokciach może trwać nawet tydzień, wymaga tylko w międzyczasie podrasowania top coatem, który przywróci mu jego wakacyjny błysk. Osobiście uwielbiam, to jeden z moich ulubionych kolorów od Essie i uwierzcie mi, że zdjęcia nie potrafią oddać jego uroku. 

Znacie? Podoba się Wam? Kto tęskni za wakacjami?:)

19 lutego 2014

Rose Hydrate by Una Brennan





Moja i tak sucha cera zimą doskwiera mi jeszcze bardziej i staje się moją zmorą. Łapię się zatem wszystkiego co tylko może ją nawilżyć i ukoić, aby choć trochę złagodzić zimowe ściągnięcie. W świątecznej paczce z Londynu, przyjechał do mnie duet brytyjskiej marki Una Brennan. Una Brennan to nikt inny, jak jedna z najbardziej znanych angielskich kosmetyczek, która od ponad 15 lat specjalizuje się w dbaniu o cerę i zdrowie skóry. Jej ogromne doświadczenie przełożyło się na stworzenie swojej linii kosmetyków, która zawiera serie odpowiednie do różnych typów skóry. Rose Hydrate przeznaczona jest do skóry bardzo wrażliwej, suchej, uwrażliwionej. Myślę sobie, idealna dla mnie. Dwie białe, plastikowe tuby skrywają w sobie delikatnie pachnące różą (zapach nie przytłacza) gęste kremy. Jeden z nich służy do oczyszczenia mojej wrażliwej twarzy, drugi zaś do silnej regeneracji i nawilżenia mojej ściągniętej cery.

Calming Creamy Cleanser to ultra gęsty krem, którego używam do porannego oczyszczania mojej twarzy, choć próbowałam kilka razy stosować go także do demakijażu pod koniec dnia i sprawdził się równie wyśmienicie co rano. Krem w swoim składzie ma między innymi masło shea, masło kakaowe, wodę różaną oraz olejki roślinne, wszystko po to, aby nie podrażnić wrażliwej cery, a wpłynąć na nią kojąco i łagodząco, mimo skutecznego oczyszczania. Krem nakładamy na twarz i masujemy ją delikatnie, po czym spłukujemy wodą lub usuwamy go za pomocą ściereczki muślinowej. Muszę przyznać, że bardzo go polubiłam, twarz jest dobrze oczyszczona, ale nie jest ściągnięta, skóra jest gładka, miękka i nie odczuwa dyskomfortu. Tak jak wspomniałam, jeśli chodzi o użycie kremu do demakijażu, to również spełnia swoje zadanie, idealnie oczyszcza buzię i pozostawia ją świeżą i przygotowaną na dalsze kroki pielęgnacyjne. Zapach jest bardzo delikatny, niedrażniący, więc nawet dla tych, którzy nie przepadają za zapachem różanym w kosmetykach będzie odpowiedni. Gorąco polecam, przyznam, że krem zdążył mnie już swoją konsystencją i działaniem uzależnić, oczyszczanie nim twarzy jest niezykłą przyjemnością.

Intense Moisture Mask to nawilżająca maseczka na bazie wody różanej, wosku pszczelego, białej glinki i olejków, która nałożona grubą warstwą na oczyszczonej twarzy i zostawiona na 5-10 minut sprawia, że sucha skóra odzyskuje dawkę nawilżenia, staje się  gładka i elastyczna, a twarz nabiera świeżości i jest rozjaśniona. Przyznam, że nie jest to najlepsza maseczka nawilżająca z jaką miałam do czynienia, ale naprawdę przyjemnie koi twarz i zostawia skórę w odpowiednim stanie nawilżenia. Konsystencja nie jest tak bogata jak przy kremie oczyszczającym, ale jest kremowa i dość gęsta. Zapach jest identyczny jak w przypadku produktu do oczyszczania twarzy, delikatny i bardzo przyjemny. Lubię maski nawilżające, które zostawiamy na skórze do całkowitego wchłonięcia i ewentualnie usuwamy chusteczką ich nadmiar, ta niestety wymaga spłukania po określonym czasie i uważam to za jej największy mankament. Jednakże jeżeli macie taką możliwość, polecam ją wypróbować, zwłaszcza, że nie jest to drogi produkt.

Reasumując, z różanej dwójki do gustu bardziej przypadł mi krem oczyszczający, choć maska jest godna wypróbowania, zwłaszcza, że ceny kosmetyków są do przyjęcia. I tu największa wada, produkt nie jest dostępny w Polsce. Dla osób mieszkających na wyspach, znajdziecie go w Bootsie. Myślę jednak, że dla chcącego nic trudnego i dostępność może nie być przeszkodą i uda Wam się wypróbować kosmetyki Una Brennan.

A może już miałyście z nimi do czynienia? Jakie maski nawilżające polecacie? Czekam na Wasze typy!

16 lutego 2014

Snapshots of the Week 43

Za mną dość intensywny, ale bardzo ciekawy tydzień, w powietrzu naprawdę czuję już wiosnę i mam mnóstwo energii, nowych pomysłów i planów. Zostawiam Was z kilkoma zdjęciami z ostatnich dni, a wszystkich tych, którzy chcą być na bieżąco ze snapshotami, zapraszam na mój instagram @juicybeige

Wizyta Różowej Szpilki
 Pyszne czekoladowe w Niebie
 Wieczór
 Ripped 
 Ryba
 Cześć
Fajnie 
 Niespodzianka
 A co mi tam
 Miała być czerwona
 Back to basics
 O tak
 Absolutnie genialny magazyn
Nadal ulubiony 

13 lutego 2014

Coffee is my Valentine





Uwielbiam kawę. Jej aromat, smak, to jak budzi mnie z rana i jak idealnie komponuje się z popołudniowym ciastem. W ciągu dnia mogę wypić kilka filiżanek, nigdy nie mam jej dość. Kawa ma całkiem pozytywny wpływ na nasze samopoczucie, ale także idealnie działa na nasze ciało. Zawarta w niej kofeina potrafi zdziałać z nim cuda. Dlatego warto nie tylko pić kawę, ale także stosować ją regularnie w naszej pielęgnacji. Bardzo lubię firmę Organique. Ich kosmetyki, może nie wszystkie w 100% naturalne, ale bardzo skuteczne, praktycznie zawsze się u mnie sprawdzają i sprawiają mi wiele przyjemności z ich stosowania. Nie inaczej jest w przypadku kawowego scrubu do ciała. W plastikowym słoiczku, któremu uroku dodaje bardzo estetyczne zamknięcie, znajdziemy drobinki cukru oraz drobinki kawy, które w połączeniu dają konkretny masaż ciała oraz jego idealne wygładzenie. Drobinki te zatopione są w obłędnie pachnącej słodką kawą masie, składającej się m.in. z masła shea, wosku pszczelego, oleju sojowego, pochodzącej z kawy kofeiny, witamin C oraz E. To wszystko razem sprawia, że po masażu tym peelingiem, skóra jest wyjątkowo gładka, jędrna, elastyczna oraz nawilżona. Kawa, która w kosmetykach ma głównie za zadanie oczyścić skórę z toksyn, a kofeina przyśpiesza spalanie tkanki tłuszczowej i niweluje uporczywy cellulit, przyczyniają się przy regularnym stosowaniu do tego, że zmęczona, wiotka skóra odzyskuje swoją sprężystość i gładkość. Samo stosowanie peelingu jest niezwykle przyjemne, uwierzcie, że aromat tego scrubu zadowoli nawet najbardziej wybredne fanki kawy. Po masażu i spłukaniu drobinek, na skórze zostaje wyczuwalny, ale bardzo delikatny film ochronny, który nawilża na wiele godzin i pozwala ominąć aplikację balsamu. Szczerze przyznam, że jest to jeden z fajniejszych scrubów do ciała, jakie miałam okazję używać. Cała kawowa seria, składa się dodatkowo z wyszczuplającego masła do ciała oraz intensywnie wyszczuplającego serum. Nie miałam pozostałej dwójki, ale po pozytywnym spotkaniu z peelingiem, wierzę, że przy regularnym stosowaniu całej trójki, na lato śmiało wskoczymy w bikini i odsłonimy ciało na plaży.

Jak jest u Was? Lubicie kawę w kosmetykach? Znacie ten scrub z Organique?

10 lutego 2014

My Essie







Po przemiłym weekendzie, w który to odwiedziła mnie Gosia z bloga Różowa Szpilka, wracam do świata żywych oraz do pisania bloga, który od kilku dni odsunięty został na drugi plan. Szykując się dziś do malowania paznokci, sięgnęłam po pudełko z lakierami i przeglądając kolory, nie mogąc zdecydować się na żaden (padło na klasyczną czerwień, która już długo nie gościła na moich paznokciach), stwierdziłam, że mimo lakierów z różnych firm, odruchowo już wybieram coś z mojej małej kolekcji lakierów Essie. Postanowiłam dziś pokazać Wam ten mój mini zbiorek. Lakiery kupowałam od zawsze, miałam ich od zawsze sporo, z początku najczęściej sięgałam po lakiery Inglota i to ich miałam najwięcej. Do czasu, kiedy kupiłam swój pierwszy lakier firmy Essie i zapragnęłam mieć ich więcej. Wiem, że Essie ma sporo fanek, ale są też osoby, którym te lakiery zupełnie nie pasują (czego ja szczerze zupełnie nie rozumiem;). Ja uwielbiam w tych lakierach wszystko, począwszy od idealnego szerokiego pędzelka (wolę wersje nieprofesjonalne), który genialnie dopasowuje się do kształtu paznokcia pokrywając go równomiernie kolorem, po cudowną konsystencję, która nie gęstnieje, nie smuży i często doskonale kryje po jednej warstwie, po ogromny wybór kolorów i genialne nazwy, blask, a także trwałość, bo trwałość moi drodzy to główny atut tych lakierów. Średnio każdy kolor od Essie trzyma się na moich paznokciach bez żadnego uszczerbku około 5 dni, a zdarza się, że trwa na nich do tygodnia. Wszystko to sprawiło, że moja kolekcja Essie powiększa się i musi pojawić się w innych firmach kolor, którego po prostu Essie nie ma, żebym po niego sięgnęła. Lakiery Essie nie są najtańsze, bo za buteleczkę zapłacimy ok. 30zł, ale mając na uwadze ich trwałość i niegęstniejącą formułę, warto w nie zainwestować. 

Jak jest u Was? Lubicie Essie? Czy raczej nie ma dla Was znaczenia firma, która robi lakiery, a stawiacie po prostu na kolor?

4 lutego 2014

Hair in Heaven | Bumble and Bumble Styling Products




Dziś chciałabym Wam pokazać kilka produktów do stylizacji włosów, od których jestem już totalnie uzależniona (wcale się z tym nie kryję) i które pomagają zamienić moje cienkie i smętne kosmyki w lwią grzywę i niesforny nieład, który tak bardzo lubię mieć na głowie. Wszystkie te produkty pochodzą z firmy Bumble and Bumble, którą od niedawna możecie znaleźć w Sephorze, a od dawien dawna w perfumerii Galilu. To amerykańska marka, która znana i ceniona jest na całym świecie nie tylko przez najlepszych fryzjerów i stylistów, ale także przez aktorów, modelki i miłośników pięknych włosów. Wcale mnie to nie dziwi, bo każdy produkt, czy to do stylizacji, czy pielęgnacji włosów jaki do tej pory miałam z tej firmy, nie zawiódł mnie, ba, spisał się idealnie i sprawił, że mam ochotę korzystać tylko z kosmetyków od B&B. Nie ukrywam jednak, że najlepiej spisują się ich kosmetyki do stylizacji włosów, która totalnie odmieniła moje podejście do czesania.

Thickening Hairspray  lekki spray do włosów, który aplikowany zaraz po umyciu sprawia, że wysuszone włosy zyskują na objętości. Ułatwia ich układanie i sprawia, że przez cały dzień nasze włosy są lekkie, puszyste i jest ich optycznie więcej. Spray jest bardzo wydajny, a butelka spora, więc wystarczy nam na naprawdę długi okres czasu. Ja po jego aplikacji (zapach neutralny, nie wyczuwalny na włosach) suszę włosy z głową do dołu, po czym kierują suszarkę w każdą możliwą stronę, aby włosy "nabrały powietrza". Spray nie przesusza włosów, nie obciąża ich, nie skleja, przy większej ilości może je delikatnie usztywnić, co ułatwia nadanie objętości. Zdecydowanie polecam każdemu, kto boryka się z delikatnymi i cienkimi włosami. 

Pret-a-Powder  to nowość na rynku i nowość u mnie, ale już zdążyłam polubić tą genialną, małą buteleczkę. Opakowanie skrywa w sobie niesamowicie pachnący puder, który działa jak suchy szampon, jak produkt, który utrwala fryzurę i przedłuża jej trwałość oraz jak magiczny pyłek dodający objętości. Stosowałam go na drugi dzień po umyciu włosów i faktycznie, idealnie pochłania nadmiar sebum, nie pozostawia włosów sklejonych czy obciążonych,  wystarczy wetrzeć go palcami w skórę głowy i włosy by po prostu stał się niewidoczny (przypominam, że jestem brunetką), a fryzura odzyskała świeżość, objętość i lekkie utrwalenie. Myślę, że to będzie hit.

Thickening Dryspun Finish to mój zdecydowany faworyt i wiem już, że kolejne butelki kupię bez zastanowienia, bo działa z moimi włosami cuda. To suchy, transparentny spray, który dodaje niesamowitej objętości i delikatnie utrwala fryzurę jak lakier. Czym różni się zatem od zwykłego lakieru? Tym, że jego tekstura jest niewyczuwalna na włosach, nie skleja włosów nawet, gdy użyjemy go naprawdę sporo, a sekret moim zdaniem tkwi w atomizerze, który został tak skonstruowany, że przy każdej aplikacji podnosi włosy u nasady. Zapach jest bajeczny, utrzymuje się na włosach cały dzień. Cudotwórca.

Semisumo gościł już na łamach mojego bloga. To pomada, która daje elastyczne utrwalenie każdej fryzury, nabłyszcza ją nie sklejając przy tym włosów, nie obciążając ich i zostawiając pachnące przez cały dzień. Po wysuszeniu i ułożeniu włosów biorę odrobinę i rozcieram w dłoniach po czym wcieram delikatnie we włosy ugniatając je i roztrzepując, aby nadać fryzurze estetycznego nieładu. Doskonale sprawdza się także, gdy chcemy ujarzmić puszące się włosy i nadać im gładkości. Produkt jest bardzo wydajny, odrobina wystarczy na włosy średniej długości ( u mnie do ramion).

Na tą chwilę te cztery produkty dbają o wygląd i kondycję moich fryzur, nie ukrywam, że mam ochotę poznać jeszcze kilka produktów Bumble and bumble. Szampon czy odżywka spełniają bazę, dbają o nasze włosy, odżywiają je, ale wiemy, że cudów od szamponu oczekiwać nie można i tylko odpowiednia stylizacja zapewni naszym włosom taki wygląd, jaki sobie wymarzymy. Produkty od B&B idealnie się w tej roli sprawdzają.

Znacie tą firmę? Jak Wy stylizujecie swoje włosy, może polecacie sprawdzone produkty do utrwalenia fryzur?

Jeżeli macie ochotę, abym opisała Wam któryś produkt dokładniej i pokazała jak działa, piszcie w komentarzach!

2 lutego 2014

Snapshots of the Week 42

Zima zdecydowała się opuścić Szczecin, mam nadzieję, że już tu nie wróci w tym roku. Minusowe temperatury zdecydowanie nie są dla mnie, nie toleruję ich i nie umiem się w nich odnaleźć, więc odliczam już do wiosny, a Was zostawiam dziś z kilkoma urywkami z ostatnich dni.

Nowe łóżko się składa
 No make up day
 Aktualnie
 Motyle
 Sale
 New
 Relaks
 -40% w Hebe
 
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...