29 stycznia 2014

Beyond Cozy | Essie



Ok, przyznaję, nie lubię lakierów o efekcie piaskowym, żadnych glitterów czy innych cekin na paznokciach. Jestem po prostu kremową dziewczyną, na paznokciach lubię klasykę w jednym kolorze. Gdy otworzyłam pudełko Festive Fingertips, stwierdziłam, że kompozycja zestawu jest piękna...no może poza tą jedną mieniącą się buteleczką, trudno, co zrobić, w końcu nie ma rzeczy idealnych. A jednak! Zaryzykowałam, zaaplikowałam ten mieniący się srebrem i złotem lakier na paznokcie i przepadłam. Tak bardzo, że nie mam zamiaru go zmywać dopóki sam nie zejdzie (może to być kłopotliwe, oh well). Aplikacja Beyond Cozy nie sprawia żadnych problemów, kryje doskonale po dwóch cienkich warstwach, a w połączeniu z przetartymi, czarnymi skinny i obszernym, miękkim swetrem wygląda obłędnie. No i proszę, można się i w zimie zakochać.

Znacie Beyond Cozy, lubicie takie glittery?

28 stycznia 2014

January Beauty Favourites








Po niekosmetycznych ulubieńcach stycznia, przyszła kolej na moje ulubione kosmetyki tego miesiąca. Szczerze mówiąc w tym miesiącu selekcja była właściwie naturalna, robiąc notatki przed opublikowaniem tego posta, wiedziałam dokładnie, które kosmetyki trafią do ścisłej szóstki. Bez żadnego ale, przejdźmy do ich prezentacji.

PIELĘGNACJA
TBS Almond Hand&Nail Cream wszyscy wiemy, co zima, mróz i wiatr potrafią zrobić z delikatną skórą dłoni. Moje dłonie właściwie cały rok wymagają dobrej pielęgnacji, ale zima poważnie daje im w kość i potrzebne są sprawdzone środki specjalne. Migdałowy krem do rąk z The Body Shop już kolejną zimę jest idealnym opatrunkiem na moje dłonie, silnie je nawilża mimo dość lekkiej konsystencji, błyskawicznie się wchłania i regeneruje dłonie na długi czas. Do tego zapach, po prostu bajka,osobiście nigdy mi się nie znudził a każda jego aplikacja jest ogromną przyjemnością.

Aesop Parsley Seed Mask wszyscy chyba znamy to uczucie, kiedy spoglądając w lustro, widzimy szarą, zmęczoną twarz, a jak już do tego pojawiają się przykre niespodzianki i twarz przypomina ciasto z kruszonką, chce nam się po prostu płakać. Na początku tego miesiąca moja skóra postanowiła się zbuntować i pokazała na co ją stać. Maska firmy Aesop pomogła mi raz dwa uporać się ze wszystkimi wymienionymi wyżej symptomami i mimo to, że o problemie praktycznie już zapomniałam, nadal jej używam i nadal mnie zachwyca. Firmę Aesop naprawdę bardzo lubię, nie raz pokazała swoją klasę a jej produkty skuteczność, nie inaczej jest przy tej maseczce. Szersza recenzja wkrótce na blogu. 

Korres Wild Rose Eye Cream z kremami pod oko jest o tyle ciężko, że mało który tak naprawdę działa jak powinien i wywiązuje się z obietnic producenta. Nie mogę powiedzieć, aby Korres był wyjątkiem i był idealnym kremem pod oko, ale jest naprawdę bardzo przyjemny i dość dobrze nawilża tą delikatną i cienką skórę w okolicach oczu. Z przyjemnością po niego sięgam a jego szczegółową recenzję znajdziecie na blogu już niedługo.

MAKIJAŻ
Pat&Rub BBB wiem, wiem, ten balsam pojawiał się na blogu częściej niż moje zdjęcia, ale co poradzić, jest po prostu genialny! U mnie sprawdza się najbardziej właśnie w okresie jesienno zimowym, bo wtedy też pokazuje najlepiej, jak cudownie na cerę działa. Idealnie nawilża skórę, pięknie wyrównuje jej koloryt, kryje i trwa na twarzy długie godziny. Za każdym razem, gdy w ciągu dnia spoglądam w lustro zastanawiam się, co jest z tym balsamem, że wygląda na mojej twarzy tak dobrze? Skład oczywiście w pełni naturalny, jak to w kosmetykach pani Rusin, bezzapachowy. Mój absolutny Must Have.

Helena Rubinstein Lash Queen moim zdaniem producent idealnie trafił z nazwą dla tej maskary, bo to naprawdę królowa rzęs. Po dość długiej przerwie którą sobie zrobiłyśmy, przepraszam już nigdy na tak długo się nie rozstaniemy, wróciłam do niej i po raz kolejny mogę głośno i wyraźnie to powiedzieć, moim zdaniem jest to najlepszy tusz do rzęs na rynku. Wydłuża, pogrubia, podkręca, nie osypuje się i nie rozmazuje, a do tego przydatność tuszu jest aż nieprzyzwoicie długoterminowa. Uwielbiam.

Essie Eternal Optimist oh Essie, lubię Cię. Naprawdę Cię lubię i odkąd się z Tobą poznałam, nie mam ochoty na inne lakiery. Eternal Optimist pokazywałam Wam na blogu TU. Ponieważ trwałość tego koloru pochodzącego z kolekcji Festive Fingertips przeszła moje oczekiwania (tydzień bez żadnego nawet odprysku), przyznaję, że miałam go na paznokciach praktycznie cały styczeń odnawiając go dwukrotnie. Kolor tak piękny i uniwersalny, że każdy chce go mieć.

To moje ulubione kosmetyki stycznia, znacie je? Jacy są Wasi ulubieńcy tego miesiąca?




25 stycznia 2014

January Non-Beauty Favourites






Temperatura za oknem nie sprzyja spacerom, aktywności fizycznej na świeżym powietrzu, ani, w moim przypadku, wyściubienia nawet nosa poza drzwi mieszkania. Piszę więc drugi post z cyklu ulubieńcy niekosmetyczni w miękkim, dużym swetrze, opatulona w koc ( który dziś jest bohaterem wpisu), z kubkiem gorącej kawy na biurku. Jak znosicie zimę? Ja przechodzę ją bardzo ciężko, z wytęsknieniem czekam na wiosnę, a w międzyczasie umilam sobie te zimowe dni czym tylko się da. 

Koc, który stał się nieodzownym towarzyszem praktycznie każdego mojego wieczoru w styczniu, pochodzi z TK Maxx. Kupiłam go z końcem grudnia przy okazji wizyty w TK. Uwielbiam ich dział Home i chyba nie zdarzyło się jeszcze nigdy, abym wyszła z niego z pustymi rękami. Koc to koc, czym się zachwycać pomyślicie, ale nie wiem, czy już wiecie o tym, że jestem uzależniona od kupowania koców, a już do tych w kratę czy paski mam po prostu ogromną słabość. Ten dodatkowo jest w kratkę nie byle jaką, bo błękitną, a na końcach ozdobiony jest frędzlami (do nich też mam słaboś, taka babcina osobowość). Jest naprawdę lekki i cienki, ale grzeje wyśmienicie, a już oglądania piątego sezonu Pamiętników Wampirów sobie bez niego w ogóle nie wyobrażam.

Elle Polska zaskoczyło mnie przepiękną okładką z naszą polską modelką Olą Rudnicką, która ubrana jest w IDEALNĄ sukienkę od Stelli McCartney. Zapragnęłam ją mieć i póki co żyję marzeniami o wygranej w lotka. Kolejny magazyn, który w styczniu wypełnił mój wolny czas, to amerykański Allure. Jest to odpowiednik naszej polskiej Urody, chociaż ja uważam, że jednak jeden z drugim jakościowo wiele wspólnego nie ma. To mój pierwszy raz z tym magazynem i chociaż bardzo fajnie jest zobaczyć nowości kosmetyczne, które ukazują się w Stanach, nie jestem przekonana, czy chciałabym go prenumerować.

Dyptique jest idealnym dopełnieniem zimowych wieczorów. Świeczki o tej porze roku palę nałogowo, wieczór bez chociaż jednej zapalonej jest stracony. Ta o zapachu Baies jest cudowna i od lat należy do moich ulubionych. Zapach to mieszanka kwiatów i czarnej porzeczki, który jest tak nieoczywisty, że zaskoczy nawet najbardziej wybredny nos. Uwielbiam.

Herbaty ze sklepu Czas na Herbatę od kilku miesięcy są stałymi bywalcami w moim jadłospisie. Nie wiem jak do tego doszło, bo jeszcze rok temu nie znosiłam ziołowych herbat, ale te, nie dość, że są naprawdę smaczne, to ich właściwości są po prostu genialne. Oczyszczenie na bazie mieszanki z melisy, rumianku, kopru i jabłka pomaga oczyścić organizm z toksyn, natomiast Przemiana to mieszanka mięty, kopru, kminku, ślazu, nagietka i anyżu biedrzeniec, która wspomaga nasz układ pokarmowy. Bardzo polecam Wam te ziołowe herbaty, są świetne.

H&M to jeden z moich ulubionych sklepów, nie tylko jeśli chodzi o ciuchy, ale także dodatki. Mój nowy naszyjnik pochodzi właśnie z tej popularnej sieciówki i w styczniu pomagał mi urozmaicić nawet najprostszą stylizację. Dodatkowo uwielbiam wszystko co jest z perłami, czy to prawdziwymi, czy sztucznymi, więc sami chyba rozumiecie, że zakup był po prostu niezbędny.

Belle to marka, za którą stoi genialna polska projektantka Magdalena Nowosadzka. Jej projekty to kwintesencja mojego stylu, minimalizm i prostota w najlepszym wydaniu,uszyte z najlepszych materiałów. Nie inaczej jest przy okazji jej nowej kolekcji, z której pochodzi sukienka Doll. Uszyta jest z czystej bawełny, do tego jest szara (zdecydowanie mój ulubiony kolor), w kroju oversize. Szczerze, mogłabym ją nosić cały czas, dlatego w styczniu sięgałam po nią bardzo często.

A jakie rzeczy wypełniały Wasz czas w styczniu? No i przede wszystkim jak radzicie sobie z tym mrozem?? Pozdrawiam Was ciepło!


23 stycznia 2014

Rose Obsession!





Zapach świeżych róż jest jednym z moich ulubionych. Uwielbiam gdy pachnie nim moje otoczenie, przestrzeń, uwielbiam pachnieć nim ja. Niestety, aby uzyskać ten cudowny, naturalny zapach w domu, musiałabym wypełnić moje mieszkanie chyba tuzinem świeżych, ciętych kwiatów, co umówmy się, jest dość kosztownym pomysłem, dlatego też na co dzień staram się znaleźć substytut tego cudownego zapachu. I tak rozwiązaniem na unoszący się zapach cudownie świeżych róż w domu, jest zapalenie świeczki o tym zapachu. Na zdjęciach niestety żadnej nie ma, ponieważ akurat ostatnia zakończyła swój żywot i czeka na uzupełnienie, ale jeśli tak jak ja, uwielbiacie różany zapach, polecam dwie świeczki, które idealnie go odzwierciedlają. Jedna to Yankee Candle o zapachu Fresh Cut Roses, druga firmy Diptyque - Roses, obie należą do tych ulubionych i sprawdzonych. W kosmetykach róża ma szerokie zastosowanie i jest znana ze swoich wielu, cudownych właściwości. Dlatego bardzo chętnie sięgam po kosmetyki, w których składzie występuje ta królowa kwiatów. 

Una Brennan Rose Hydrate Moisture Mask maseczka, którą mam przyjemność stosować od niedawna. Kremowa, bogata konsystencja nałożona na ściągniętą, suchą skórę przynosi natychmiastowe ukojenie i nawilżenie. Skóra odzyskuje odpowiedni poziom nawilżenia, jest gładka i uspokojona. Do tego zapach, który utrzymuje się na skórze jeszcze długo po zmyciu maseczki, dla mnie rewelacja.

Sephora Blush nr.07 Rose Diaphane to piękny, delikatny, różany kolor, wzbogacony cudownie rozświetlającym pyłkiem. Na twarzy daje delikatny, dziewczęcy rumieniec, który nie wymaga już rozświetlacza. Zwłaszcza zimą bardzo na tak.

The Body Shop Wild Rose Hand Butter bardzo odżywcze masło do rąk, wzbogacone olejkiem z dzikiej róży trzymam na swojej szafce nocnej i aplikuję je zawsze przed snem. Pozostawia na dłoniach delikatną warstewkę, która genialnie nawilża, rozjaśnia skórę dłoni i sprawia, że rano budzimy się z gładkimi, zadbanymi dłońmi. Zapach iście różany.
Phenome Non-Drying Cleansing Foam cudownie delikatna pianka do mycia twarzy, stworzona na bazie wody różanej. Wypełniona po brzegi organicznymi składnikami, które działają na naszą skórę łagodząco, kojąco, nawilżająco. Idealna do porannego oczyszczania twarzy nie tylko dla wrażliwców, świetny produkt. 

Korres Wild Rose Cream używam go od kilku dni, a już pretenduje do ulubieńca. Cudownie bogata konsystencja, świetne nawilżenie, piękny zapach. Do tego opakowanie, które zdecydowanie uprzyjemnia jego stosowanie. 

Macie swój ulubiony zapach w kosmetykach? A jak jest z różanymi kosmetykami, lubicie?




21 stycznia 2014

Breakfast Scrub | Soap&Glory





Śniadanie to najważniejszy posiłek dnia. Dodaje energii, pomaga wpaść w codzienny rytm obowiązków. Długie śniadania weekendowe, bądź te szybkie, jedzone w biegu w tygodniu przed wyjściem do pracy, czy na uczelnię. No właśnie. Kto z Was zawsze zjada śniadanie przed wyjściem z domu, a kto nigdy nie ma na to czasu lub po prostu ochoty? Muszę przyznać, że śniadania to chyba moje ulubione posiłki, a jeśli mowa o ulubionym śniadaniu, to zdecydowanie są to naleśniki. W każdej postaci, ale te na słodko stawiam zdecydowanie na podium. Produkt, który dziś chcę Wam pokazać, jest dla wszystkich tych, którzy uwielbiają słodkie śniadania, a także świetny substytut dla tych, którzy śniadania wolą omijać:)
Breakfast Scrub firmy Soap&Glory, bo o nim dziś mowa, to słoik wypełniony po brzegi pyszną mieszanką. Niestety, nie dla naszego brzucha, a dla zmysłów. Bo pierwsze co nas uderza po odkręceniu słoika, który swoim kształtem przypomina śniadaniową miseczkę na musli, to zapach. Słodki, waniliowy, migdałowy, cukrowy, który roztacza swoją woń dookoła. Gęsta pasta z zatopionymi złuszczającymi drobinkami, przypomina mi gęstą owsiankę, ale zapach kojarzy mi się już tylko z jednym, z naleśnikami z syropem klonowym! Bo to właśnie syrop klonowy jest tu zapachem przewodnim i to on sprawia, że peeling ten z rana pobudza mój apetyt i dodaje energii na cały dzień. Pod prysznicem sprawuje się idealnie. Zdzierak z niego jest dość konkretny, chociaż krzywdy sobie nim zrobić nie można. Idealnie rozprowadza się na ciele, masuje i złuszcza martwy naskórek, pozostawiając skórę bardzo wygładzoną, elastyczną i nawilżoną. Nie jest to efekt nawilżenia jak przy scrubach np. P&R, ale zdecydowanie można ominąć aplikację balsamu, gdy w pośpiechu chcemy się ubrać. Zapach nie tylko w całej łazience, ale i na ciele utrzymuje się stosunkowo długo, co nie ukrywam, jest jego ogromnym atutem. Skład prezentuje się dość przyjemnie i choć nie jest to produkt organiczny, możemy znaleźć w nim m.in. organiczne cupuacu, ekstrakty z bananów, miodu i migdałów, a także drobinki cukru, które idealnie ścierają oraz masło shea. Muszę przyznać, że odkąd scrub trafił w moje ręce, mam ochotę omijać śniadania i poświęcić dodatkowe pięć minut więcej na poranny prysznic! Ubolewam nad jednym, że kosmetyki z Soap&Glory nie są dostępne w Polsce, mój egzemplarz przywędrował do mnie z UK. Dlatego jeżeli macie okazję wypróbować cokolwiek z oferty S&G, namawiam, wypróbujcie ten pyszny produkt, przepadniecie:)

19 stycznia 2014

Snapshots of the Week 41

Zapraszam na mix z mojego ostatniego tygodnia :)

Blogowanie
Boy I miss summer
Trochę amerykańskiej lektury
I tej polskiej
Kolejna kampania YES, w której jestem zakochana
Nowości z Maybelline..kiedy w Polsce?
Nowe narzędzie tortur z licznikiem kalorii:)
W torebkach zrobił się bałagan..


15 stycznia 2014

Is Emu worth buying?






Zima w tym roku zdaje się omijać nas szerokim łukiem ( nie powiem, żebym płakała z tego powodu), ale ja, od kilku lat, nie czekając na siarczyste mrozy, wraz z przyjściem listopada, wyciągam z garderoby swoje ukochane buty. Emu, bo o nich mowa w dzisiejszym poście, od około 6 lat towarzyszą mi cały sezon jesienno-zimowy. Emu to buty, które powstały w Australii w 1994 roku na potrzeby surferów, którzy po długich treningach zakładali buty, aby zapobiec wyziębieniu. Emu to buty inteligentne! Wykonane są z wełny merynosów australijskich, która ma bardzo specyficzne działanie. Zimą buty ogrzewają stopy, nie dopuszczając do uczucia chłodu, latem za to pozwalają utrzymać temperaturę niższą od otoczenia. I chociaż w lato nie odważyłam się ich jeszcze założyć, to zimą rok rocznie okazują się być niezastąpione. Naturalny materiał z których są zrobione, przepuszcza 70% powietrza, zapewniając odpowiednią cyrkulację i ochronę przed poceniem. Niektóre modele marki Emu są dodatkowo wodoodporne. I chociaż oryginalne buty tej firmy są właściwie dostępne na wyciągnięcie ręki, w sklepach można znaleźć pełno podróbek, tworzonych na wzór australijskich butów. Jak zatem poznać oryginał, ustrzec się przed podróbkami, oraz dlaczego warto kupić obuwie markowe? Przede wszystkim podróbki kupowane są głównie ze względu na cenę, nie da się ukryć, że buty Emu do tanich nie należą, za jedną parę w regularnej cenie zapłacimy od 400-900zł. Niemniej jednak, tak jak napisałam, taki wydatek to konkretna suma raz na kilka lat. Buty szyte na wzór Emu nie są wykonane z wełny, a ze sztucznych futer, do tego bardzo często ich konstrukcja zostawia wiele do życzenia. Na pewno nie raz każdy z nas widział na ulicy dziewczyny w powykrzywianych, nieestetycznie wydeptanych butach, które mogą prowadzić do wielu zwyrodnień stóp. Do tego buty te na pewno nie chronią przed zimnem tak, jak robią to oryginalne. Podeszwa, która w australijskim obuwiu jest bardzo wytrzymała, nie ściera się przy regularnym, kilkuletnim użytkowaniu i to między innymi po niej można poznać, że kupiliśmy markowe obuwie firmy. Na podeszwie znajdziemy nieścieralny znak marki, taki sam znajduje się na obszyciu buta oraz z tyłu. Także materiałowa metka na boku cholewki jest znakiem rozpoznawczym firmy. Za co uwielbiam to obuwie? Przede wszystkim za nieziemską wygodę, to, że jeszcze nigdy, nawet w najniższych temperaturach nie zawiodły mnie i nakładane nawet na gołą stopę, idealnie chronią moje stopy przed mrozem. Wygląd butów jest dość kontrowersyjny, wiele osób uważa, że to najbrzydsze buty świata, ja jednak należę do tej drugiej grupy, która je uwielbia i ich wygląd jest ich dodatkowym atutem. Modeli Emu mamy naprawdę sporo, moje obie pary to model Bronte Lo, chyba już niedostępny, ale praktycznie identyczny jest model Stinger Lo. Szczerze, od kilku lat nie mam dylematu, aby znaleźć na zimę odpowiednie buty, po prostu Emu są niezawodne i są moim nieodzownym towarzyszem tych zimnych i szarych dni, a przy odpowiedniej ich pielęgnacji, mogą nam towarzyszyć dobrych kilka lat.

A co Wy sądzicie o Emu? Należycie do ich fanów, czy raczej omijacie szerokim łukiem?

13 stycznia 2014

Eternal Optimist | Essie



Kolor Eternal Optimist znalazłam w moim świątecznym pudełku Essie Festive Fingertips, który mogliście już obejrzeć na blogu. Ponieważ od razu przykuł moją uwagę swoją delikatnością i wdziękiem, powędrował na moje paznokcie i jest już na nich drugi tydzień z rzędu, po prostu się w nim zakochałam!
To przyciemniony, pudrowy róż z domieszką karmelu, który kojarzy mi się nie wiedząc czemu z baletnicami, francuskimi makaronikami i tiulową, pudrową spódnicą. Jednym słowem jest bardzo dziewczęcy, a także bardzo uniwersalny, klasyczny i pasujący moim zdaniem absolutnie do każdej garderoby. Jeśli chodzi o jakość lakieru, to jest typowa dla lakierów tej marki, gęsty i bardzo wygodny pędzelek aplikuje dwie cieniutkie warstwy kremowego lakieru, które doskonale kryją i które przepięknie błyszczą nawet bez topu. Trwałość genialna, trzymał się po pierwszej aplikacji aż 6 dni, kiedy to zaczął ścierać się na końcówkach, więc zastąpiony został nową aplikacją. 

Jak Wam się podoba Eternal Optimist?

12 stycznia 2014

Snapshots of the Week 40

To już czterdziesty tydzień w zdjęciach! Bardzo lubię zamieszczać te posty, wiem, że nie wszyscy mają Instagram i mogą być na bieżąco z moimi zdjęciami, a dla tych, którzy Instagram posiadają i chcieliby dołączyć do moich "prześladowców", zapraszam na moje konto @juicybeige. 

Śniadanie mistrzów
Kupony świąteczne do CH czas wykorzystać
Nowości z UK
Wieczór pod kocem, z gorącym kakao
Cudowna przesyłka z Galilu
Najlepsza gorąca czekolada w Szczecinie!
Uwielbiam
Uzależniający zapach!

 


11 stycznia 2014

New In






Mimo to, iż w nowym roku planuję minimalizm i ograniczenie kupowania wielu kosmetyków na rzecz kilku, ale dobrej jakości, w ostatnim czasie, głównie ze względu na święta rzecz jasna, wpadło do mojego zbioru kilka nowości. Są to w większości kosmetyki, których jeszcze nie miałam okazji używać, więc cieszę się, bo możliwe, że kilka z nich okaże się prawdziwymi perełkami i zostanie w moim zbiorze na stałe.

Essie Festive Fingertips z bliska możecie obejrzeć to pudełko TU, gdyż pokazywałam je już na blogu. Cudowna edycja limitowana, zawierająca cztery lakiery Essie, które kolorem idealnie wpisują się w mój gust. Przyjechały do mnie z Londynu, z tego co wiem, niestety to pudełko nie było dostępne w Polsce.

Bumble and Bumble Thickening Dryspun Finish firmę Bumble and Bumble uwielbiam, chyba nie trafił mi się jeszcze produkt z tej firmy, z którego byłabym niezadowolona. Ten lakier -spray chciałam przetestować, od kiedy zobaczyłam go na brytyjskich blogach i mimo to, że chwilę później pojawił się w Polsce, wiedziałam, że dostanę go w okolicy świąt, że przyjedzie do mnie z UK. Spray działa trochę jak lakier, trochę jak suchy szampon. Pogrubia włosy, daje ten efekt uniesienia i lekkiego nieładu na głowie, a dodatkowo delikatnie utrwala fryzurę i obłędnie pachnie. Na drugi dzień po myciu włosów równie dobrze utrwalicie nim fryzurę jak i odświeżycie. Bajka.

Una Brennan Intense Moisture Mask nawilżająca, różana maseczka przeznaczona do cery suchej, wrażliwej. Ta firma nie była mi dotąd znana, widziałam ją również na kilku brytyjskich blogach i tam zbiera bardzo pozytywne opinie, więc jestem jej bardzo ciekawa. Póki co maseczka spisuje się bardzo fajnie, więcej napiszę na jej temat za jakiś czas.

Una Brennan Calming Creamy Cleanser to kremowe mleczko do mycia twarzy, które pochodzi z tej samej różanej serii co maseczka. Nie otwierałam jeszcze tego produktu, gdyż kończę swoją różaną pianką do mycia z Phenome, ale mam zamiar używać tego mleczka do porannego oczyszczania twarzy.

Baies Diptyque jedna z moich ulubionych świeczek. Uwielbiam ten zapach, kwiatowy z domieszką czarnej porzeczki. Pachnie idealnie, pali się długie godziny i wypala się do samiutkiego końca. Wiem, że cena tych świeczek trochę odstrasza, ale uwierzcie, jeśli lubicie niespotykane zapachy, warto w nią zainwestować. Moja przyjechała do mnie z perfumerii Galilu.

Aesop Parsley Seed Mask również z Galilu, w przepięknie pachnącej paczce, przyjechała do mnie maseczka z nasion pietruszki firmy Aesop. Firmę Aesop uwielbiam i mimo to, że nie zawsze wszystkie zapachy w ich kosmetykach mi pasują, to działanie zawsze wynagradza mi wszystko. Ta maseczka ma za zadanie oczyścić twarz, odświeżyć ją, rozjaśnić. To moje pierwsze spotkanie z pietruszkową serią, więc spodziewajcie się obszernej recenzji za jakiś czas.

Lirene maska do stóp co do tego kremu maski, który zawiera aż 30% mocznika, pokładałam wielkie nadzieje. W końcu mój ukochany krem do stóp Propodii miał 28% mocznika i sprawował się wyśmienicie, tu mamy go trochę więcej. Niestety, po pierwszych testach muszę przyznać, że czuję się trochę zawiedziona, ale dam mu jeszcze szansę, wrócę do mojej opinii za jakiś czas.

Rimmel Blush w kolorze Santa Rose, róż, który ujął mnie swoim pięknym odcieniem delikatnego różu, na twarzy wygląda jak świeży, naturalny rumieniec. Nie wiem dlaczego, w Polsce nie mogę nigdzie spotkać róży Rimmel, widziałam tylko brązery oraz róże mozaiki. A szkoda, bo te produkty są tanie i naprawdę fajnej jakości. A może Wy wiecie, gdzie można kupić te róże u nas? 

Organique scrub firmę Organique absolutnie uwielbiam, ich peelingi do ciała również. Tu małe pudełeczko ich cudownego scrubu do ciała o zapachu kawy. Uwielbiam za konsystencję, działanie i cudowny, naturalny zapach.

To wszystkie nowości, które zagościły u mnie w ostatnim czasie. Każdy z wymienionych produktów, na pewno pojawi się w niedługim czasie na blogu w szerszej recenzji. Może macie jakieś typy, który kosmetyk powinien pojawić się tu jako pierwszy?
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...